sobota, 26 lipca 2014

Prawa autorskie

Jakiś czas temu napotkałem na żarliwe dyskusje na forum Demokracji Bezpośredniej, której niektórzy członkowie postulują całkowite zniesienie majątkowych praw autorskich. Temat mocno mnie obchodzi, dlatego postanowiłem napisać nieco dłuższy tekst żeby się z tym uporać.

Argumenty za zniesieniem majątkowych praw autorskich mają swoją rację. Po pierwsze część patentów jest skupowana przez dużych graczy po to tylko, żeby je schować w sejfie, bo godzą w ich model biznesu - szczególnie jeśli chodzi o transport i medycynę. Ale ok, może to tylko teorie spiskowe.

Dwa - nikomu krzywda się nie dzieje przez piractwo, bo nie ma badań udowadniających, że kto ściągnął jakiś program/płytę/grę z internetu za darmo, inaczej musiałby ją kupić i kupiłby. Więc te "utracone zyski" są czysto hipotetyczne.

Trzy - nabywając produkt nabywamy prawo do korzystania z niego w dowolny sposób - pożyczania, prezentowania innym itp. Czy kopiowania, które jest niezmiernie łatwe przy dzisiejszej technologii. Rozumowanie takie wywodzi się z produktów materialnych: kupuję samochód, więc mogę go "udzielić" - pożyczyć - komu zechcę. Problem tylko jest taki, że nie mogę go skopiować klawiszami ctrl+c...

I wreszcie cztery - jest to tylko zaakceptowanie stanu faktycznego, gdzie przecież wymiana plików trwa w najlepsze. Niemal każdy ma program, płytę czy film, które zostały pobrane z pogwałceniem praw autorskich, więc czemu utrzymywać fikcję i karać za coś, co już jest normą?

Ok, spójrzmy na to w takim razie z drugiej strony. Przyjmując perspektywę szczególnie dla mnie drogą, czyli wolności i niezależności, w tym przypadku twórcy, który by żyć musi mieć źródło dochodów.

Dawno temu niezależność można było uzyskać budując chatę, siejąc pole - było z czego wyżywić rodzinę, był dach nad głową. Do czasu wywłaszczenia chłopów i innych pańszczyźnianych wynalazków, na które dziś spoglądamy z trwogą. Niezależność utrzymania można było uzyskać przez rzemiosło na wysokim poziomie - do czasu rewolucji przemysłowej stawiającej masowość produkcji na piedestale i redukując koszty. Fabryki rosły jak grzyby po deszczu, zatrudniając na długie godziny za niskie stawki, a na wyzysk dzieci patrzymy dzisiaj z trwogą.

Jakiś czas później nastała era informacji, powszechny dostęp do wiedzy i technologii. Jeszcze nigdy w historii tworzenie produktów niematerialnych i ich globalna dystrybucja nie były takie łatwe. Coraz więcej start upów, freelancerów, self-made twórców, w tym artystów bez wsparcia dużych wydawnictw.Rośnie liczba samodzielnie wydawanych ebooków i płyt, samodzielnie tworzonych aplikacji i innych produktów cyfrowych. I w tym kontekście widzę odebranie tym twórcom - pisarzom, fotografom, programistom, muzykom, naukowcom - praw majątkowych do owoców ich pracy jako wepchnięcie z powrotem ze sfery niezależności do hierarchicznego systemu służbowych zależności.

Może jestem dziadem i bronię reliktów przeszłości. Może brakuje mi kreatywności i czuję się prywatnie zagrożony, bo temat w jakimś stopniu osobiście mnie dotyka. Może nie potrafię sobie wyobrazić jak miałyby wyglądać źródła zarobków dla twórców po zniesieniu majątkowych praw autorskich. Może ludzkość wymyśli kolejny sposób jak sobie poradzić z takim stanem rzeczy (tak jak poradziła sobie z wywłaszczeniem i pańszczyzną, z masową produkcją, z warunkami pracy w przemyśle) i pójdzie dalej, a to tylko przejściowa obawa. Może się mylę, nie wykluczam.

Zachęcam jednak do przeanalizowania dróg, jakie są proponowane jako alternatywa dla majątkowych praw autorskich, żeby zobaczyć jakie opcje są proponowane:

Crowdfunding

Można podawać przykłady projektów, które odniosły o wiele większy sukces niż spodziewali się tego ich twórcy. Dodatkową korzyścią jest to, że produkt ma nabywców jeszcze przed poniesieniem kosztów - bezpieczeństwo, że się sprzeda. Problemy na drodze do skalowalności tego modelu są dwa - konsument kupuje kota w worku. Wie tylko czego może się spodziewać, ale nie ma gwarancji że to właśnie dostanie. Dla części nabywców będzie to do zaakceptowania, inna część podejmuje decyzje na podstawie recenzji, testów, opinii lub po zobaczeniu efektu. Drugi problem leży w odroczonym czasie zakupu. Często przedpłata dokonywana jest pół roku - rok - dwa przed powstaniem dzieła. Część zakupów możemy zaplanować z takim wyprzedzeniem, wiedząc, że warto będzie czekać. Ale nie wszystkie.

Pay what you want

Czyli tworzymy i udostępniamy za "co łaska". Konsument może przeczytać/przesłuchać/zobaczyć produkt i wpłacić wynagrodzenie według swojego uznania. Chwalę ten model, aczkolwiek ciężko na nim oprzeć jakiekolwiek prognozy, oraz wymaga dojrzałości społeczeństwa. Zarówno jeśli chodzi o sferę mentalną, jak i ekonomiczną, bo kiedy nie ma czego do garnka włożyć to i tak przelew na konto twórcy nie pójdzie. Kolejny problem ze skalowalnością - z ilu dzieł dziennie/tygodniowo korzystamy? Ile przelewów "co łaska" należałoby wykonać? Ile książek, czasopism, filmów, seriali oglądamy tygodniowo?

Plus kolejna rzecz - to fajny model, ale cenię wolność zawierania umów. Jeśli ktoś chce takim modelem sprzedawać swoje dzieła - jego prawo. Jeśli nie, i chce przylepić cenę - również powinien mieć takie prawo. Nie wybierajmy za niego w jakiej formie chce sprzedawać.

Eventy biletowane

Najprościej powiedzieć - zrób koncert, zamiast sprzedawać płytę. Potraktuj płytę jako promocję i sposób na przyciągnięcie fanów. Cofnę się do poprzedniego akapitu - znów narzucamy z góry jak artysta ma zarabiać. Może to zabrzmi nierealnie, ale co, jeśli nie chce? Z jakiegokolwiek powodu, tworzy muzykę ale nie chce / nie może występować publicznie? Musi, bo zabraliśmy mu możliwość zarobkowania w inny sposób.

Kolejna dziura w tym argumencie jest taka, że bez praw majątkowych do dzieła jakikolwiek utwór muzyczny może być podchwycony przez wytwórnię z dużym budżetem na reklamę, skopiowany lub nagrany z użyciem większych środków a później wykonywany na trasie koncertowej z o wiele większym budżetem. A ty, twórco, siedź cicho.

Warto spojrzeć też na liczbę ludzi słuchających muzyki w domu, a chodzących na koncerty. Szczególnie nowych zespołów. Nie wygląda to tak optymistycznie i wątpię, żeby drastycznie ta liczba wzrosła w kolejnych latach, kiedy cena biletów dodatkowo powinna podskoczyć bo zarobić na płycie już nie będzie się dało...

No i najpoważniejsza dziura. Co z twórcami takimi jak pisarze, fotografowie, malarze, czy programiści? Wystawa? Spotkanie autorskie ze skrzynką na napiwki? Zastanów się kiedy ostatnio byłeś na wystawie fotografii lub malarstwa. Albo ktokolwiek z twoich znajomych.


Co pozostaje? W informatyce rozwiązania dedykowane, bo sens by je kopiować jest mniejszy. Programy i aplikacje dedykowane tylko dla danej firmy, która za nie zapłaci. Dystrybucja produktu uniwersalnego będzie niemożliwa, skoro nie ma autorskich praw majątkowych. Pozostają rozwiązania szyte na miarę, albo etat.

Może się mylę, może wyobraźnia szwankuje. Ale proszę, żeby dopuścić i drugą myśl - może to jest błędny kierunek, który kolejny raz odbiera niezależność i wpycha z powrotem na "właściwe miejsce".