czwartek, 28 lutego 2013

Nieżal.pl


Jest czego żałować. Zmarnowanych lat, poświęconych na rzeczy, które ostatecznie nie przerodziły się w nic wielkiego – lat rozkręcania biznesu, który upadł, zdobywania doświadczenia w branży, w której już nie ma pracy, budowania związku, który się rozpadł itp. Zmarnowanych i niewykorzystanych szans, bo "coś" się po drodze wydarzyło. Wiele błędnych decyzji i czasu poświęconego na coś, co ostatecznie nie wyszło. Żałować?

Jeśli przyjmiemy, że w każdym momencie podejmujemy decyzję zgodną ze sobą – z aktualnym sobą, ze swoim stanem wiedzy, nastrojem, przeczuciem, ograniczeniami, brakiem asertywności i wszystkim co składa się na nas,  to znaczy, że inaczej być nie mogło. Z perspektywy, znając konsekwencje wyboru i mając szerszą wiedzę, możemy kwestionować jego zasadność, możemy wymyślać setki sposobów, na jakie można byłoby lepiej rozwiązać dany problem... ale to teraz. Po fakcie.

To już przeszłość. Decyzje zostały podjęte i w danym momencie prawdopodobnie były najbardziej zgodne z nami. Gdybyśmy tylko byli mądrzejsi... ale nie byliśmy.

I nigdy się nie dowiemy, co by było gdybyśmy wybrali inaczej w jakimkolwiek punkcie. Może się wydawać, że byłoby o wiele lepiej, ale kto może mieć pewność? Więc nie ma sensu spekulować.

Człowiek jest sumą własnych wyborów. I zarówno mądre decyzje, jak i te, które po latach uważamy za błędy, doprowadziły nas do punktu, w którym teraz jesteśmy. I najważniejsze jest właśnie Tu i Teraz – czy jest ok w punkcie, w którym jesteśmy, a jeśli nie, to co trzeba robić żeby się tam wysterować.

Może kilka lat błądzenia było potrzebne, żeby teraz żeglować w zupełnie innym kierunku? Może trzeba było kilku „zmarnowanych” (z obecnej perspektywy) lat, żeby wreszcie dojrzeć do pewnych myśli i podejść? Inni mogli do tego dojść wcześniej – ale MY może właśnie potrzebowaliśmy tych kilku błędów, „bezsensownych” wyborów i poglądów, które teraz nam się wydają śmieszne i głupie? Może właśnie dzięki nim teraz możemy działać dalej?

Żeby być właśnie w tym miejscu w życiu, gdzie stoimy i mieć takie możliwości, jakie mamy przed sobą.

I tak samo może decyzja, która teraz wydaje nam się najlepsza, za rok będzie wspominana jako gruby błąd? Ale na dzień dzisiejszy wydaje się najlepsza.

I see it all perfectly; there are two possible situations - one can either do this or that. My honest opinion and my friendly advice is this: do it or do not do it - you will regret both.
- Soren Kierkegaard

czwartek, 21 lutego 2013

Widowisko

Kiedy tylko postawiłem stopy na twardym i nieruchomym betonie peronu, mój wzrok przykuła dziewczyna ubrana w beżowy płaszcz z szyją okręconą zielonym szalikiem, stojąca przy kiosku z gazetami. Niespecjalnie ładna, z lekko rozchylonymi ustami wpatrywała się w ludzi wysiadających tak jak ja z pociągu. Miałem wrażenie, że zaraz coś powie, jakby przygotowywała się do powitania kogoś długo oczekiwanego - zwykła scena na kolejowym peronie, gdzie setki dziewczyn czeka na setki swoich ukochanych każdego dnia. Mimo tego oparłem plecak o murek, co chwila rzucając spojrzenia w jej stronę, ze skrępowaniem początkującego podglądacza obserwując jej przygotowane do powitalnego pocałunku usta, jej tęskne i pełne nadziei oczy, pilnie lustrujące podróżnych spod kasztanowej grzywki.

Nie minęło wiele czasu, a ostatnia walizka z turkotem minęła dziewczynę w beżowym płaszczu. Starszy mężczyzna przyczepiony do długiej rączki bagażu zniknął w wejściu do podziemnego tunelu.

Teraz przyznaję to ze wstydem, ale w swojej perwersji czekałem na pojawienie się wyrazu zawodu na jej twarzy, ściągniętych w dół kącików ust, opustoszałego nagle spojrzenia. Chciałem przez jeden moment, w tej jednej ludzkiej istocie, zobaczyć widowisko śmierci nadziei.

Całkiem na przekór, dziewczyna uśmiechnęła się. Nie z wysiłkiem, nie na pocieszenie, na „nic się nie stało”. Po prostu, uśmiechnęła się szczerze i przyjaźnie, do pustki pozostałej po pasażerach pociągu. Tak, jakby wszystko poszło zupełnie z jakimś jej skrytym planem. Planem, który nagle zapragnąłem odgadnąć, usłyszeć, poznać, którym chciałem się zachwycić.

Tak samo jak nią, bo w tej jednej chwili i w tym jednym uśmiechu wydała się tak piękna. A może tak długo już się w nią wpatrywałem, że zdążyła mnie zachwycić sobą w międzyczasie? Wiem tylko, że zechciałem być tym pasażerem, na którego czeka, w chłodny marcowy poranek, w swoim beżowym płaszczu i zielonym szaliku. Chciałem być tym, który usłyszy te przygotowane przez jej usta słowa, pierwsze słowa po wylądowaniu na twardym i nieruchomym betonie peronu. Chciałem być tym, który z jej ręką w swojej ręce zniknie w wejściu do podziemnego tunelu.

Tylko tyle chciałem, nie mając w głowie żadnego dalszego ciągu, żadnego pikniku przy zachodzącym słońcu i żadnych kwietniów po tym marcowym poranku.

Dziewczyna uniosła lekko głowę, zamknęła oczy i odetchnęła głębiej rześkim powietrzem. Uśmiech nie zniknął nawet na moment z jej twarzy. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz obróci się do mnie, z całą szczerością tego uśmiechu, z całą zielenią szalika. Przez ten jeden moment zastygłego między nami czasu niczego innego nie chciałem bardziej, na nic innego tak bardzo nie liczyłem. Jednak nie otwierając oczu odwróciła się lekko na pięcie i zaczęła odchodzić w stronę podziemnego wyjścia z peronu, zostawiając za sobą tylko wspomnienie falujących kasztanowych włosów.

A ja dostałem to, na co czekałem. Przez jeden moment i w jednej ludzkiej istocie zobaczyłem swoje upragnione widowisko - poczułem śmierć nadziei.

czwartek, 14 lutego 2013

Oceniaj mnie!

Mówi się (wśród libertarian bodajże), że wolność twojej pięści jest ograniczona odległością mojego nosa. I jak najbardziej się zgodzę, występując przeciwko wszelkiej przemocy, granica jest jasna. Co jednak w przypadku, gdy ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem? Co z opinią i oceną?

Masz prawo do własnej opinii. Do własnych poglądów. Do indywidualnej i subiektywnej oceny sytuacji, a więc i zachowania i drugiego człowieka. Prawo do wolności myśli. Czy w takim razie masz prawo do swobodnego ich wyrażania? Czy masz prawo do krytyki? Czy ktoś odbiera Ci tę wolność, mówi że nie możesz?

To learn who rules over you, simply find out who you are not allowed to criticize.
– Voltaire

Odmawiamy  innym prawo do krytyki jeśli chodzi o nas samych: Nie krytykuj mnie! Nie oceniaj! Sam nie jesteś lepszy! Reakcja obronna, albo atak zwrotny. I już nakręca się konflikt. Dlaczego? Bo zachwiane jest poczucie własnej wartości, bo zachwiana jest pewność siebie i własnych decyzji.

Jak niedorzecznie brzmi krytyka w sprawie, w której jesteśmy siebie pewni? Gdy ktoś krytykuje świetnego kucharza za źle przyprawiony obiad - "pff, nie znasz się i tyle". Co innego jednak następuje, gdy ktoś tego samego człowieka krytykuje w sprawie, w której nie jest on pewny siebie, np. jeśli zaczął zajęcia aktorskie albo skręca nowe meble w domu po raz pierwszy.

Cały stres oceny wynika z niepewności. I dlatego tak potrzebna jest ocena - ujawnia miejsca, w których nie czujemy się silni. Poglądy, które jeszcze trzeba przetrawić. Decyzje, które warto przemyśleć. Skille, które warto jeszcze podreperować. Poczucie wartości, z którym jest coś nie tak, skoro uderza nas coś co ktoś mówi, cokolwiek by to nie było. A może krytyka np. muzyki, której słucham sprawia, że nie czuję się już taki fajny jak bym chciał? 

Ocena, nawet negatywna, ale w miejscu, w którym jesteśmy siebie pewni - to nic strasznego. Nie powoduje zagrożenia i możemy odpowiedzieć - ok, to Twoje zdanie, proszę bardzo. Masz prawo powiedzieć, że to co robię to totalny syf. Fajnie jakbyś lepiej to uargumentował, to może miałbym okazję do przemyślenia i utwierdzenia się w mojej decyzji lub jej zmiany. Tylko co zrobić ze szkalowaniem, kłamstwem i pomówieniami? Tego jeszcze nie wymyśliłem. Może nic, da się?

Oceniaj mnie, niech jad strumieniami leje się.
- Katarzyna Nosowska, Zoil

Trzeba nie lada siły, żeby dawać innym prawo do informacji zwrotnej (o, jaka ładna nazwa).

sobota, 9 lutego 2013

Przekładając przykłady

Załóżmy, że każdy człowiek jest inny. Trudne?

Zaczynamy od wyglądu – on jest akurat najmniej ważny ale jako zewnętrzna powłoka najbardziej rzuca się w oczy. Dalej możemy przejść do równie mało istotnych różnic w posiadanych materialnie przedmiotach itp.

Głębia zaczyna się już od zestawu umiejętności – kto ma taki sam wachlarz działań, które potrafi wykonać? Od istotnych i skomplikowanych zdolności, na które się pracowało latami, po najprostsze umiejętności, które mogą się okazać istotne w najmniej spodziewanym momencie.

Dalej? Dalej mamy charakter, zestaw reakcji, stosunek do innych. Dalej mamy czynniki zewnętrzne – znajomości, miejsce w którym się żyje i związane z tym możliwości. No i różne czasy, w jakich się żyje, szczególnie przy obecnym tempie przemian.

Kolejna jest indywidualna przeszłość - przeszłe doświadczenia. Wachlarz przeżytych sytuacji, z którymi w ten czy inny sposób jesteśmy oswojeni.

No nie ma dwóch takich samych ludzi. Nie ma opcji.

Czemu w takim razie mają służyć przykłady wzięte z życia innych ludzi? Bierzemy jedno podobieństwo („miałem kiedyś kolegę, który zrobił tak jak ty...”) i staramy się przełożyć je na obecną sytuację innego człowieka. Wszelkie tego typu próby będą z góry pozbawione sensu. Bo kolega, o którym mowa, był zupełnie innym człowiekiem – miał inne umiejętności, talenty, znajomości, sytuację życiową, żył w innych czasach (bo w przeszłości).

Tymczasem dając przykłady zakładamy, że te inne różnice nie istnieją. A cały związek spłycamy do tego jednego podobieństwa. To, że komuś coś się udało, nie znaczy wcale, że sukces może być powtórzony przez kogoś innego. To, że komuś noga się powinęła, nie znaczy, że komuś innemu się nie powiedzie.

Jaki sens ma w takim razie proste podawanie przykładów, bez wnikania w ich głąb, w pozostałe podobieństwa i różnice? Przekładając przykłady na inną osobę warto podjąć wysiłek i zastanowić się nad tymi czynnikami, zamiast iść łatwą ścieżką ceteris paribus.

Tylko czy w takim razie możliwe jest jakiekolwiek uczenie się z cudzych doświadczeń i próby uogólnienia? Czy jakikolwiek sens ma wnioskowanie z analogicznych sytuacji, skoro analogia jest tylko pozorna?