sobota, 26 lipca 2014

Prawa autorskie

Jakiś czas temu napotkałem na żarliwe dyskusje na forum Demokracji Bezpośredniej, której niektórzy członkowie postulują całkowite zniesienie majątkowych praw autorskich. Temat mocno mnie obchodzi, dlatego postanowiłem napisać nieco dłuższy tekst żeby się z tym uporać.

Argumenty za zniesieniem majątkowych praw autorskich mają swoją rację. Po pierwsze część patentów jest skupowana przez dużych graczy po to tylko, żeby je schować w sejfie, bo godzą w ich model biznesu - szczególnie jeśli chodzi o transport i medycynę. Ale ok, może to tylko teorie spiskowe.

Dwa - nikomu krzywda się nie dzieje przez piractwo, bo nie ma badań udowadniających, że kto ściągnął jakiś program/płytę/grę z internetu za darmo, inaczej musiałby ją kupić i kupiłby. Więc te "utracone zyski" są czysto hipotetyczne.

Trzy - nabywając produkt nabywamy prawo do korzystania z niego w dowolny sposób - pożyczania, prezentowania innym itp. Czy kopiowania, które jest niezmiernie łatwe przy dzisiejszej technologii. Rozumowanie takie wywodzi się z produktów materialnych: kupuję samochód, więc mogę go "udzielić" - pożyczyć - komu zechcę. Problem tylko jest taki, że nie mogę go skopiować klawiszami ctrl+c...

I wreszcie cztery - jest to tylko zaakceptowanie stanu faktycznego, gdzie przecież wymiana plików trwa w najlepsze. Niemal każdy ma program, płytę czy film, które zostały pobrane z pogwałceniem praw autorskich, więc czemu utrzymywać fikcję i karać za coś, co już jest normą?

Ok, spójrzmy na to w takim razie z drugiej strony. Przyjmując perspektywę szczególnie dla mnie drogą, czyli wolności i niezależności, w tym przypadku twórcy, który by żyć musi mieć źródło dochodów.

Dawno temu niezależność można było uzyskać budując chatę, siejąc pole - było z czego wyżywić rodzinę, był dach nad głową. Do czasu wywłaszczenia chłopów i innych pańszczyźnianych wynalazków, na które dziś spoglądamy z trwogą. Niezależność utrzymania można było uzyskać przez rzemiosło na wysokim poziomie - do czasu rewolucji przemysłowej stawiającej masowość produkcji na piedestale i redukując koszty. Fabryki rosły jak grzyby po deszczu, zatrudniając na długie godziny za niskie stawki, a na wyzysk dzieci patrzymy dzisiaj z trwogą.

Jakiś czas później nastała era informacji, powszechny dostęp do wiedzy i technologii. Jeszcze nigdy w historii tworzenie produktów niematerialnych i ich globalna dystrybucja nie były takie łatwe. Coraz więcej start upów, freelancerów, self-made twórców, w tym artystów bez wsparcia dużych wydawnictw.Rośnie liczba samodzielnie wydawanych ebooków i płyt, samodzielnie tworzonych aplikacji i innych produktów cyfrowych. I w tym kontekście widzę odebranie tym twórcom - pisarzom, fotografom, programistom, muzykom, naukowcom - praw majątkowych do owoców ich pracy jako wepchnięcie z powrotem ze sfery niezależności do hierarchicznego systemu służbowych zależności.

Może jestem dziadem i bronię reliktów przeszłości. Może brakuje mi kreatywności i czuję się prywatnie zagrożony, bo temat w jakimś stopniu osobiście mnie dotyka. Może nie potrafię sobie wyobrazić jak miałyby wyglądać źródła zarobków dla twórców po zniesieniu majątkowych praw autorskich. Może ludzkość wymyśli kolejny sposób jak sobie poradzić z takim stanem rzeczy (tak jak poradziła sobie z wywłaszczeniem i pańszczyzną, z masową produkcją, z warunkami pracy w przemyśle) i pójdzie dalej, a to tylko przejściowa obawa. Może się mylę, nie wykluczam.

Zachęcam jednak do przeanalizowania dróg, jakie są proponowane jako alternatywa dla majątkowych praw autorskich, żeby zobaczyć jakie opcje są proponowane:

Crowdfunding

Można podawać przykłady projektów, które odniosły o wiele większy sukces niż spodziewali się tego ich twórcy. Dodatkową korzyścią jest to, że produkt ma nabywców jeszcze przed poniesieniem kosztów - bezpieczeństwo, że się sprzeda. Problemy na drodze do skalowalności tego modelu są dwa - konsument kupuje kota w worku. Wie tylko czego może się spodziewać, ale nie ma gwarancji że to właśnie dostanie. Dla części nabywców będzie to do zaakceptowania, inna część podejmuje decyzje na podstawie recenzji, testów, opinii lub po zobaczeniu efektu. Drugi problem leży w odroczonym czasie zakupu. Często przedpłata dokonywana jest pół roku - rok - dwa przed powstaniem dzieła. Część zakupów możemy zaplanować z takim wyprzedzeniem, wiedząc, że warto będzie czekać. Ale nie wszystkie.

Pay what you want

Czyli tworzymy i udostępniamy za "co łaska". Konsument może przeczytać/przesłuchać/zobaczyć produkt i wpłacić wynagrodzenie według swojego uznania. Chwalę ten model, aczkolwiek ciężko na nim oprzeć jakiekolwiek prognozy, oraz wymaga dojrzałości społeczeństwa. Zarówno jeśli chodzi o sferę mentalną, jak i ekonomiczną, bo kiedy nie ma czego do garnka włożyć to i tak przelew na konto twórcy nie pójdzie. Kolejny problem ze skalowalnością - z ilu dzieł dziennie/tygodniowo korzystamy? Ile przelewów "co łaska" należałoby wykonać? Ile książek, czasopism, filmów, seriali oglądamy tygodniowo?

Plus kolejna rzecz - to fajny model, ale cenię wolność zawierania umów. Jeśli ktoś chce takim modelem sprzedawać swoje dzieła - jego prawo. Jeśli nie, i chce przylepić cenę - również powinien mieć takie prawo. Nie wybierajmy za niego w jakiej formie chce sprzedawać.

Eventy biletowane

Najprościej powiedzieć - zrób koncert, zamiast sprzedawać płytę. Potraktuj płytę jako promocję i sposób na przyciągnięcie fanów. Cofnę się do poprzedniego akapitu - znów narzucamy z góry jak artysta ma zarabiać. Może to zabrzmi nierealnie, ale co, jeśli nie chce? Z jakiegokolwiek powodu, tworzy muzykę ale nie chce / nie może występować publicznie? Musi, bo zabraliśmy mu możliwość zarobkowania w inny sposób.

Kolejna dziura w tym argumencie jest taka, że bez praw majątkowych do dzieła jakikolwiek utwór muzyczny może być podchwycony przez wytwórnię z dużym budżetem na reklamę, skopiowany lub nagrany z użyciem większych środków a później wykonywany na trasie koncertowej z o wiele większym budżetem. A ty, twórco, siedź cicho.

Warto spojrzeć też na liczbę ludzi słuchających muzyki w domu, a chodzących na koncerty. Szczególnie nowych zespołów. Nie wygląda to tak optymistycznie i wątpię, żeby drastycznie ta liczba wzrosła w kolejnych latach, kiedy cena biletów dodatkowo powinna podskoczyć bo zarobić na płycie już nie będzie się dało...

No i najpoważniejsza dziura. Co z twórcami takimi jak pisarze, fotografowie, malarze, czy programiści? Wystawa? Spotkanie autorskie ze skrzynką na napiwki? Zastanów się kiedy ostatnio byłeś na wystawie fotografii lub malarstwa. Albo ktokolwiek z twoich znajomych.


Co pozostaje? W informatyce rozwiązania dedykowane, bo sens by je kopiować jest mniejszy. Programy i aplikacje dedykowane tylko dla danej firmy, która za nie zapłaci. Dystrybucja produktu uniwersalnego będzie niemożliwa, skoro nie ma autorskich praw majątkowych. Pozostają rozwiązania szyte na miarę, albo etat.

Może się mylę, może wyobraźnia szwankuje. Ale proszę, żeby dopuścić i drugą myśl - może to jest błędny kierunek, który kolejny raz odbiera niezależność i wpycha z powrotem na "właściwe miejsce".


piątek, 20 czerwca 2014

Trzeciak


Jeśli astronomowie dobrze kalkulują, to Ziemia jest już trzeci raz w tym samym miejscu odkąd zacząłem pisać NieIstotę. Chciałbym wykorzystać tę arbitralną okazję, żeby wykonać karkołomną woltę podsumowania, wyrównać notatki w schludną stertkę uderzając o blat stołu.

Zdaję sobie sprawę, że moje pisanie nie jest lekkie, na polu NieIstoty przeprowadzam mniej lub bardziej humanitarne eksperymenty na stylu, logice czy wyobraźni. Tym bardziej cieszy, że przez trzy lata licznik odwiedzin prawie dobił do dziesięciu tysięcy, dzięki wszystkim wytrwałym którzy od czasu do czasu zaglądają!

W ciągu trzech lat udało mi się wykrztusić ponad 130 tekstów, poniżej wrzucam kilkanaście tych, które uważam za najbardziej godne polecenia:

Fabuły, na kształt opowiadań i krótkich impresji:

Nie zrozum mnie źle
Przeprojektowanie
Zrozumienie bez słów
Skala
Proporcjowani

reszta opowiadań tutaj

Społecznie zaangażowane:

Człowiekiem bądź mężczyzną - o roli mężczyzny i o tym dlaczego robimy krzywdę chłopcom
System kształtowania - współczesna edukacja
Manifest starego, zmęczonego człowiekiem - niespełnialne ideały
Nie ma prawdy, jest statystyka - prawda zawsze leży po środku - krzywej rozkładu normalnego
Judasz Partiota - nie wierzę w państwo

inne teksty z tej kategorii do znalezienia tutaj

Ekonomicznie zaanagażowanie:

Na wolny rynek krytyczne spojrzenie - kilka zarzutów do "wolnego" rynku
10 pytań konserwatywno-liberalnych - czyli jak się ma moralizowanie do wolnego rynku. Warto sobie zadać, jeśli Twoje serce bije po prawej stronie
Budżet Obywatelski 2030 - jak mógłby wyglądać kontrakt społeczny w nowoczesnym wydaniu

kilka pozostałych zgromadziłem tutaj

Politycznie zaangażowane:

Krótki podręcznik wojny polsko-polskiej - jak efektywnie rzucać błotem
Demokracja bezpośrednia Taxi - o zaletach bezpośredniej vs pośredniej, czyli korporacje taksówkowe
Demonkracja - dlaczego ma tak niewiele wspólnego z wolnością

inne teksty z tej kategorii tutaj


Lubię dyskutować, więc w przypadku bloga niewiele rzeczy ucieszy mnie bardziej, niż odbicie rękawicy czy podjęcie piłeczki, by podyskutować i wymienić się poglądami i pomysłami. Intelektualna stymuła zawsze w cenie. Zapraszam serdecznie i jeszcze raz dzięki wszystkim, którzy zaglądają!



piątek, 13 czerwca 2014

Krótki podręcznik wojny polsko-polskiej

Przy okazji ostatnich niezwykle istotnych wydarzeń zauważyłem pewne braki w prowadzeniu dyskusji. Z przerażeniem stwierdziłem, że nie ma w sieci opisanych przystępnie mechanizmów i porad, które pozwalałyby efektywnie bronić swojego zdania i wyznawanych wartości. Wychodząc naprzeciw potrzebom sformułowałem ten oto krótki przewodnik obrony jedynie słusznych poglądów, które przecież wszyscy posiadamy.


1. Zdefiniuj wroga

Nie musi to być dokładna definicja. Właściwie wręcz przeciwnie, im grupa mniej sprecyzowana i pozwalająca zaliczyć do niej niewygodnych rozmówców, tym lepiej. Na początku należy nadać nazwę, najlepiej od zwierząt - np. lemingi, świnie; od przedmiotów - lewacy, pedały; od kolorów - czerwoni, czarni, zieloni; albo należy przeinaczać nazwy własne - komuchy, katole. Ważne, żeby nazwa w żaden sposób nie sugerowała, że przeciwnicy są ludźmi takimi jak my, mają rodziny, pracę, marzenia i problemy (może oprócz problemów ze zrozumieniem najprostszych prawd). Należy ich powiązać z jedną cechą, tak by stali się jej uosobieniem. Nie ma wśród nich pojedynczych ludzi, to banda osób, które są jedną cechą. Tutaj z pomocą przychodzi efekt jednorodności grupy obcej

Grupę obcą (różną od naszej) o wiele łatwiej obrażać i zwalczać, dlatego ważne, żeby to byli Oni. Wyobcowanie i odrealnienie możemy też uzyskać używając terminów brzmiących naukowo. Przejdzie cokolwiek, co kończy się na "-iści" - reakcjoniści, lefebryści, aborcjoniści, syjoniści, cykliści, marksiści, faszyści, komuniści, neonaziści. Podciągaj pod tę nazwę nawet osoby, które nie do końca się wpasowują w jej definicję, ale mają z nią jakiś punkt styczny - wystarczy jeden. W końcu kto nie jest z nami, musi być z nimi.


2. Zdefiniuj prawych ludzi

Czyli własną grupę. Liczebność nie ma znaczenia, bo może to być przytłaczająca większość społeczeństwa, której opinia jest pogwałcona przez podejrzane grupy/elity, lub ciemiężona mniejszość, której wolność jest ograniczana. Tak czy siak ważne, żeby zjednoczyć się pod jedną nazwą, sztandarem z dumnym hasłem. Wskazane są tu uniwersalne wartości, które każdy z nas ceni. Pamiętaj, my bronimy bo jesteśmy atakowani (pokrzywdzeni), więc obrońcy: życia, wolności, równego traktowania, prawdy, wiary, tradycji, sumienia, patriotyzmu swobody poglądów, praw człowieka, godności, rodziny, prawdziwej polskości... Jest z czego wybierać, także śmiało. Jeśli zupełnie nie masz pomysłu, to przyjmij za wartość, której bronisz, normalność. Im bardziej uniwersalne hasło na sztandarze, tym ciężej z nim walczyć i łatwiej się z nim identyfikować. Nie musisz doprecyzowywać co znaczy wolność, życie, prawda, normalność, to nie ważne. Nie wdawaj się nawet w takie dyskusje, to pułapka wroga zastawiona niczym mityczne wilcze doły pod Grunwaldem.

Grupa obrońców wartości musi posiadać kilku ludzi, którzy sprawiają, że MY nie jesteśmy masą. O nie, jest z nami zwykły człowiek Jan Kowalski, popatrzcie, ma rodzinę, marzenia, pracę (w zależności od kontekstu może jej także nie mieć w wyniku działań podejrzanych grup). Albo popatrzcie, tutaj zwyczajna licealistka, taka jak wy - ale każdy z nas ma swoją historię. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, a jednoczy nas jedno hasło, wypisane na sztandarze. Chcemy po prostu normalnie żyć.

Niech te historie stworzą prawidłowy obraz "Jestem normalnym człowiekiem, tak jak wy. Mam prawo wypowiedzieć swoje poglądy". Nie daj się wciągnąć w pyskówki, że druga strona to też zwykli ludzie i też mają swoje poglądy. Dla ich kłamstw nie ma miejsca, nikt nie może nakazać słuchać kłamstw i bredni.


3. Wytłumacz zagrożenie

To jest dość prosty etap. Jako że masz już zdefiniowane wartości, o które walczycie, trzeba wytłumaczyć, że działalność przeciwników w prosty i oczywisty sposób prowadzi do ich degeneracji, wypaczenia, zatracenia, upadku, wynaturzenia itp. Ich działania są wręcz kpiną z tych wartości, które są dla nas takie ważne (wszak są uniwersalne). Wyolbrzymiaj i przejaskrawiaj, w końcu walczysz w słusznym celu. Nieważna jest prawda (chyba że akurat o nią walczysz, to przepraszam), ważny jest efekt, czyli nie doprowadzić do upadku cywilizacji. Daj też przykład z przeszłości, który ma mniej więcej jeden punkt styczny z sytuacją, z którą walczysz (ważne, musi być przynajmniej jeden! Nie zagalopuj się podając oderwanych od sytuacji przykładów). Historia zna wiele tragedii, możesz śmiało wybrać jedną z nich. Dla ułatwienia, top 5 lista, lista, lista przebojów:

5. Stalin
4. Pol Pot
3, PRL (szczególnie ostatnio na topie, awans z miejsca 5)
2. Krucjaty 
1. nieśmiertelny Hitler i III Rzesza - w najnowszej promocji w pakiecie z Mengele

Dla zwolenników, którzy mają nieco racjonalny tok myślenia i mogą mieć jakieś wątpliwości, przygotuj statystyki, to powinno uspokoić ich sumienia. Rzetelne badania, przeprowadzone przez obiektywnych naukowców, wykazujące, że grupa przeciwników atakuje swoim zachowaniem podstawę, ba, fundament tego na czym oparte jest społeczeństwo, jakie znamy. Przywołaj przykłady, wypowiedzi, cytaty nieznanych osób. Oczywiście badania nie muszą być prawdziwe i rzetelnie przeprowadzone, kto w ferworze walki będzie zagłębiał się w metodologię albo szukał źródeł? Najważniejsze że są konkretne procenty i wypowiedzi, to pomoże twojej grupie wiedzieć, co mają myśleć. Da im też nieco materiału, by pozbierać z ziemi i rzucać we wroga.

Pomocne jest podparcie się autorytetem, najlepiej martwym, bo nie może zaprotestować i nie ma także tego ryzyka, że kiedyś zmieni zdanie i wypowie się w bardziej stonowany sposób. Z żywymi autorytetami występuje właśnie powyższy problem, ale zawsze można powiedzieć, że przestał być prawdziwym obrońcą wartości, o które walczysz i wykluczyć go z grupy dozwolonych do cytowania osób.


4. Zasugeruj niesamodzielność myślenia

Wśród twoich zwolenników mogą pojawić się mimo wszystko pewne wątpliwości. Wszak mogą znać kogoś z grupy wrogów, albo przeciwnik drogą propagandy i manipulacji stworzy wrażenie, że to też są normalni ludzie. Na szczęście jest recepta i na to. Mamy tyle mediów, że możemy wytłumaczyć, że zostali oni zmanipulowani przez odpowiednią gazetę, radio, telewizję lub portal internetowy. W zależności od opcji mamy tu do wyboru Gazetę Wyborczą, Gazetę Polską, TVN, TV Trwam, Radio Maryja, Frondę. Możemy też zdefiniować to szerzej i po prostu nazwać je "lewackimi mediami" lub "katolickim praniem mózgu". Działa wspaniale. Dodatkową zaletą jest to, że zniechęca do wierzenia drugiej stronie czy wręcz wysłuchania jej racji - wszak manipulacja jest silna, najlepiej w ogóle nie słuchać żeby nie zatruć swojego umysłu.

Możesz również zasugerować, że osoby się boją stanąć po twojej, pardon, naszej stronie. To pozwoli napędzić machinę strachu przed drugą grupą - jeśli ktoś się ich boi, znaczy że są potężni. Jeśli są potężni, to stanowią zagrożenie i nasza walka jest tym bardziej potrzebna, wręcz niezbędna. Dobry moment na przywołanie historii Dawida i Goliata.

Mogą też być zwyczajnie niedoinformowani. Osoby stojące po drugiej stronie nie znają faktów i dlatego mogą myśleć tak, jak myślą. Na szczęście w poprzednim punkcie przygotowałeś statystyki, analizy i cytaty, więc możesz je wyciągnąć na stół i ich uświadomić. Odeślij rozmówców by doedukowali się z danej dziedziny - pokaż wyższość. W końcu wiesz, co ty czytałeś, a oni zapewne nic. Nawet jeśli rozmówca czytał to, o czym mówisz, zawsze możesz stwierdzić, że w takim razie nie zrozumiał. W końcu słowa można rozumieć tylko na jeden sposób. Korzystnie jest odwołać się tutaj do ich młodości i braku życiowego doświadczenia, najmodniejszym określeniem obecnie jest tzw. "gimbaza".

Inną metodą jest insynuacja interesu. Wszyscy dobrze wiemy, że jeśli ktoś coś robi, to ma w tym jakiś interes, ktoś mu za to zapłacił, obiecał, zrobił albo dał. Z jakiego innego powodu miałby bronić tak jawnie kłamliwych poglądów? Ciekawe ile mu płacą za powtarzanie takich bzdur. 


5. Szlifuj język

To co pozostało to udział w żarliwych dyskusjach. Na ich potrzeby warto utworzyć słownictwo, które najlepiej oddaje bieżącą sytuację. Twórz nowe słowa lub sięgaj do jeszcze niewyświechtanych pojęć z przeszłości. Jeśli nie są używane obecnie, to jest duża szansa, że wiele osób nie zrozumie co tak naprawdę znaczą, ważne żeby brzmiały odpowiednio złowieszczo lub pozytywnie - w zależności od pożądanego efektu. Kilka przykładów - kondominium; łże- ; służalczy; pachołek; ciemnogród; czczy; kuriozum; degrengolada; sitwa; kacyk; hucpa.

Passe natomiast są słowa takie jak układ, agentura, proletariat, walka klas, kler. Nie chcesz brzmieć przecież jak nawiedzony i oderwany od rzeczywistości, prawda?

Więcej szczegółów o sposobie argumentacji możesz znaleźć w kolejnym rozdziale.


6. Powyższe powtarzaj tak długo, aż wszystko szlag trafi




-----------

Disclaimer (bo prawo czuwa i nigdy nie wiadomo do czego zostanie wykorzystane): 

Tekst został napisany nie w celu nawoływania do nienawiści, ale w duchu ironicznym z intencją autorefleksji albo refleksji nad tym, co robią nam z mózgów osoby używające powyższych technik - nawet nieświadomie. Metody te nie są niczym nowym i da się je zaobserwować wszędzie dookoła. Autor wyraża zaniepokojenie poziomem dyskusji oderwanym od merytoryki i nienastawionym na rozwiązanie konfliktu, a na pogłębianie podziałów społecznych. Klinicznie przebadany, diagnoza wykluczyła paranoję, zdefiniowano jedynie lekkie zmęczenie podziału na lewo i prawo, czarne i białe, oraz kłótniami. Zalecono wczasy w cieplejszym klimacie z dala od manipulacji. Bez kąpieli błotnych, z uwagi na alergię na wzajemne obrzucanie się błotem.



sobota, 7 czerwca 2014

Pro-choice

Title-twist: nie będzie o aborcji, a o wolnym wyborze.

Wyobraźmy sobie sytuację:

Zostajesz schwytany w lesie przez rozbójników (żeby było bardziej współcześnie może być ciemna alejka w parku i banda dresów). Przykładają ci nóż do gardła i mówią "Oddaj nam wszystkie pieniądze albo zginiesz". Teoretycznie dają ci wybór, możesz śmiało wybierać, proszę bardzo. Czy jest to wolny wybór?

Odniosłem się do tej analogii przy okazji ostatnich wyborów. Nie każdy wybór, jaki mamy, jest wolnym wyborem. Wybór między ograniczonymi opcjami nie jest wolny, bo może żadna z nich nie jest dla nas dobra? Może żadna z partii kandydujących mi nie pasuje? Jaki wówczas mam wybór?

Ok, mniej drastycznie. Wybór, jaki dostałem łaskawie od państwa polskiego - czy chcesz, żeby twoje składki emerytalne zostały w całości zabrane z OFE do ZUS, czy mają tam pozostać? Teoretycznie dostałem wybór, wspaniale. W praktyce nie jest on wolny, bo może jestem skłonny do wybrania innej opcji - nie chcę w ogóle swoich składek, nawet zabierzcie je ode mnie, trudno, ale jednocześnie chcę zrezygnować z uczestnictwa w systemie ubezpieczeń i nie odprowadzać składek w przyszłości? Nie mam takiej opcji, mimo że to moje pieniądze i moje ryzyko.

Powtórzę więc: nie każdy wybór jest wolnym wyborem.

Ograniczone opcje, gdzie zamiast pytania otwartego otrzymujemy listę rozwijalną, nie jest prawdziwym wyborem. Kiedy możemy zaakceptować opcję A lub B, ale B skończy się dla nas krzywdą, stratą, śmiercią czy ogniem piekielnym - tam nie ma wolności decyzji i trzeba mieć tego świadomość. W miejsce wolnego wyboru dostajemy wybór tragiczny.

Mamy też tendencję do niepełnego postrzegania wolności decydowania w demokracji. "Wszyscy powinni mieć głos w wyborach, ale tylko, jeśli wybierają mądrze" - czyt. tak jak my. Inaczej są głupi, zaślepieni, zmanipulowani i nie widzą jedynej prawdziwej prawdy. Masz wolny wybór, ale jeśli jesteś za socjalem to jesteś lewakiem i komunistą i Korwin będzie do ciebie strzelał z Kałasznikowa. Masz wolny wybór, ale jeśli opowiesz się za Kościołem to jesteś zaściankowym katolem. Masz wolny wybór, ale jeśli opowiesz się za zniesieniem państwa opiekuńczego to jesteś krwiożerczym kapitalistą, antyspołecznym faszystą.

Jesteśmy za wolnością decyzji tak długo, jak długo zgodne są z naszymi wartościami i poglądami.

Ograniczanie praw wyborczych jest mocne do momentu, do którego te prawa i wpływ na rządzących nie zostanie zabrane nam. Ale przecież my jesteśmy mądrzy, dlaczego mieliby zabierać nam prawa wyborcze? Bolesna prawda: przeciętny człowiek sądzi, że jest mądrzejszy niż większość ludzi. Pokory trochę.

Pytanie, jakie należy sobie zadać jeśli jesteśmy za wolnym wyborem, a jednocześnie propagujemy jedyny słuszny zestaw wartości i poglądów jako "prawdę":


Czy gdybyś miał możliwość zmuszenia wszystkich ludzi na Ziemi do życia zgodnie z najlepszym wg ciebie systemem wartości - nawet jeśli by tego nie chcieli - to czy byś użył takiej mocy?


Mogę odwołać się do jednego ze swoich opowiadań, Przeprojektowania, o maszynach umożliwiających zmianę przekonań, stereotypów i wartości w naszych głowach:

- Nie myśleliście nigdy, ile dobrego moglibyście zdziałać z waszą maszynerią? Do cholery, przecież gdyby wszystkich przepuścić przez terminale, moglibyśmy zaprowadzić doskonały porządek! „Wojna jest złem”, „Kochaj bliźniego swego”, „Dziel się z potrzebującymi”! Przecież znaleźliście sposób na zmianę świata!

Jane poczekała, aż skończę wypluwać z siebie potok słów.

- Naprawdę, Sid? To wszystkie wnioski, do jakich doszedłeś? Kto miałby ustalać te „właściwe” poglądy? Kto miałby nakazać wszystkim w nie wierzyć? Kto miałby miliardom ludzi autorytarnie narzucić swój punkt widzenia?

Autorytarnie?! Przecież to w dobrej wierze! Przez głowę przemknęły mi postaci znanych, wybitnych ludzi. Na pewno znaleźlibyśmy osobistości o odpowiedniej moralności i wiedzy, żeby stworzyć odpowiedni system przekonań!

- I powiedz mi, Sid, kto byłby na tyle głupi, żeby wierzyć w prawdy, zaprojektowane dla niego przez innych?


niedziela, 1 czerwca 2014

Sedno sprawy

Niekiedy środki służące do osiągnięcia celu żłobią tak głębokie koleiny, że same w sobie stają się celami. Wówczas bardzo ciężko skierować myślenie na inne tory, powiązane z pierwotnym (źródłowym) zamierzeniem.

Ja zawsze miałem problemy ze środkami do celu, bo kiedy po drodze znajdowało się inne lepsze rozwiązanie tego samego celu porzucałem dotychczasowy sposób. W końcu ważne jest osiągnięcie celu a nie wykorzystanie danej metody (o ile oczywiście osiągamy cel w ekologiczny sposób).

Skrócę gadanie wstępne do przykładowej serii pytań:

- Czy chcesz pracować czy mieć pieniądze? (to pytanie od mojego taty na pewno przyczyniło się do wepchnięcia mnie na ścieżkę kontestowania)

- Czy chcesz pracować czy mieć satysfakcję z tego co robisz?

- Czy chcesz mieć pieniądze czy mieć gdzie mieszkać i co jeść? (czyli to, co za nie zwykle kupujemy)

- Czy chcesz studiować czy zdobyć wiedzę i umiejętności?

- Czy chcesz mieć dobrych polityków u władzy czy mieć dobrze zorganizowane miejsce do życia?

- Czy chcesz posłać dziecko do szkoły czy żeby było mądre?

itp. itd.

Utarty przez wieki sposób rozwiązywania danego problemu - np. "Nie masz pieniędzy? Idź do pracy!" tak się zakorzenił, że praca staje się celem samym w sobie. Obojętnie jaka, byle była. Bo jak inaczej zdobyć pieniądze, co, kraść mam?

Sami ograniczamy swój wybór do kilku znanych opcji. Ale to nie wybory do europarlamentu, możliwych wyborów jest nieskończenie wiele bo sami je kreujemy. Wymaga to wysiłku, nie przeczę. Wysiłku tego najmniej popularnego - intelektualnego.

Zachęcam do jego podjęcia i zadania sobie pytań o co mi tak naprawdę chodzi. I czy nie ma przypadkiem jakiejś innej drogi, żeby osiągnąć dany cel - innymi środkami. Może bardziej efektywnymi.


------

Teksty powiązane, czyli o dowiadywaniu się o co tak naprawdę chodzi:

- Nie oceniaj mnie!

- Metoda Pantalona

niedziela, 11 maja 2014

Demokracja bezpośrednia Taxi

Autobusy mają tę wadę, że mają ustaloną trasę na rozkładzie. Mamy wybór: pasuje nam i wsiadamy, albo zupełnie nam nie po drodze. Nie zawsze jeżdżą do tych miejsc, w które chcielibyśmy dotrzeć, natomiast niewątpliwą zaletą jest to, że trzymają się zakładanej trasy.

W przeciwieństwie do demokracji pośredniej (przedstawicielskiej). Mimo, że dany polityk może obiecać każdy kierunek, to po wybraniu nie ma ŻADNEJ gwarancji, że nim nas poprowadzi. Dane obietnice do niczego go nie zobowiązują, ewentualnie może liczyć się z ryzykiem rozliczenia go z jego działań w następnych wyborach. Bezpieczne cztery lata. W praktyce nawet i to nie działa, bo kto wie jak głosował dany polityk przez wszystkie ważne głosowania danej kadencji? To ogrom danych, których analiza przekracza możliwości pojedynczego człowieka, i mimo że powstają strony takie jak SprawdzamPolityka.pl, gdzie próbuje się zebrać najważniejsze głosowania do kupy, ale cały system "rozliczania" jeszcze raczkuje. Politycy są anonimowi tak długo, jak nie wypłyną na fali tej czy innej afery. A obecna ordynacja wyborcza nie zapewnia oceny pojedynczego polityka przez wyborców.

Nieco inaczej może to funkcjonować w demokracji bezpośredniej, ale o tym zaraz - po wywiadzie na antenie Radia Gdańsk z Barnabą Pawełczakiem, który zainspirował mnie do napisania tego tekstu:

EDIT: Zapis wywiadu niestety zniknął z publicznych mediów.

Oczywiście, rozmówca zupełnie nieprzygotowany do tego, żeby udzielić wywiadu i wytłumaczyć o co chodzi. Z żalem słuchałem, jak pod gradobiciem celnych i logicznych pytań główny zamysł demokracji bezpośredniej obraca się w perzynę.

Stosunek do gender? Nie ma. Do aborcji? Nie ma. Do in vitro? Nie ma. Brzmi to kompromitująco, bo jak to, do Parlamentu Europejskiego bez programu? Tylko, że tak przyzwyczailiśmy się do autobusów o wyznaczonych rozkładach, że kiedy ktoś podjeżdża na przystanek taksówką to z przyzwyczajenia pytamy kierowcy dokąd jedzie. I zżymamy się, kiedy mówi, że nie wie.

Ideą jest pytanie - wiążące - społeczeństwa, w jakim kierunku jego "kierowcy" mają je prowadzić. Przez powszechne referenda i mechanizmy bardziej bezpośredniej demokracji. Jak bardzo sprzeczne byłoby z tą ideą, gdyby idąc do wyborów partia mająca postulaty zwiększenia demokratyzacji już miała ustalone stanowiska w ważnych dla społeczeństwa sprawach? Niestety, zabrakło odpowiedzi "kiedy otrzymamy mandat od społeczeństwa, to zapytamy wyborców o ich zdanie na ten temat i się do niego dostosujemy, wykonując skutecznie jego decyzję. W ten sposób reprezentując zdanie Narodu."

Nie jesteśmy przyzwyczajeni, że się nas pyta o zdanie w ważnych kwestiach. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do mądrze skonstruowanych referendów, tak dalece, że do głowy przychodzi jedynie proste pytanie - "Czy zwiększać świadczenia emerytalne? TAK/NIE" albo "Czy zmniejszać podatki? TAK/NIE". Takie referendum byłoby bezcelowe, bo pytanie jest tendencyjne i wręcz retoryczne - oczywiście każdy będzie głosował za swoim własnym, prywatnym interesem. Jest anonimowy w tłumie, nie musi podejmować odpowiedzialności za innych - emerytów, rencistów, chorych, niepełnosprawnych, dzieci, kobiety, mężczyzn, górników, rolników, studentów czy jakąkolwiek inną grupę społeczną, do której akurat nie należy.

Ja widzę raczej bardziej złożoną konstrukcję, dającą większą świadomość konsekwencji takiego czy innego wyboru.. Przy takich decyzjach wyborcy muszą mieć świadomość, że żeby zmniejszyć podatki trzeba zmniejszyć wydatki państwa. Żeby zwiększyć świadczenia emerytalne, trzeba odjąć z budżetu przeznaczonego na inne cele odpowiednią sumę. Jasne, to bardziej skomplikowane głosowanie, wymagające większej dojrzałości wyborców, większego zaangażowania, dłuższego przemyślenia sprawy. Ale coraz bardziej wykonalne przy zasięgu mediów oraz technologiach informatycznych. Tylko trzeba przyjąć, że to dobry kierunek i zacząć rozwiązywać problemy, które leżą na tej drodze, bo jest ich niemało. Bez woli ich rozwiązania pozostaniemy w tym punkcie, w którym jesteśmy, bez jakiegokolwiek wpływu na osoby nami rządzące - może do momentu wyjścia tłumów na ulice.

Łatwiej więc z góry założyć, że wyborcy to głupie, samolubne i nieświadome konsekwencji dzieci i nie dawać im realnej władzy do rąk. Nie pozwalać im na jakiekolwiek wiążące decyzje - oprócz wybrania ludzi, którzy będą nimi rządzić, na podstawie obietnic, których i tak nie trzeba dotrzymywać.


niedziela, 4 maja 2014

Turniej wartości

- Zbytnio upraszczasz. Nie możesz całego systemu wartości sprowadzić do jednego punktu, to o wiele bardziej skomplikowana sprawa, szereg relacji pełen złożonych zależności...

- A ty przez to wydumane skomplikowanie tak rozmywasz prawdziwy obraz, że właściwie nie wiadomo o co ci chodzi. A pytanie jest proste: Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze?

Musiałem przyznać, że miał trochę racji. Jeśli zaczniemy wymieniać co jest dla nas ważne, to taka litania może się nie skończyć zanim kur trzy razy zapieje. Kolejne duże słowa kroczące w paradzie po przecinku, chociaż nie, nawet trudno to nazwać paradą - ta zwykle ma jakiś ustalony porządek rzeczy i ich hierarchię.

Zrezygnowany zatrzymałem się pośrodku polnej drogi.

- Jak mam się zdecydować na jedną rzecz? To niemożliwe.

- Da się to zrobić, nie martw się. Z pomocą przychodzi siatka turniejowa. - mówiąc to zrzucił plecak na trawiaste pobocze, jak zawsze nie przejmując się zawartością. W końcu - to były tylko rzeczy. Podniósł z pobocza patyk i nakreślił na piasku prostą tabelę z iksami biegnącymi przez jej przekątną, z lewej na prawą stronę - wyglądała niby wyjęta z turnieju "każdy-z-każdym", ewentualnie jak ponadwymiarowa plansza do kółka i krzyżyk, gdzie iksy zaczynały z wygranej pozycji. Powoli zaczynało mi świtać, o co mu chodzi.

- Mam porównać wszystko ze wszystkim?!

- Dokładnie. Każdą ważną sprawę z inną. System zerojedynkowy. Wyjaśnię ci na przykładzie chleba.

Świetnie, chleb - kiedy już sądziłem, że rozumiem jego tok myślenia. Złożyłem plecak na pasie trawy biegnącym między koleinami i usiadłem - zapowiadało się na dłuższy postój z ilustracjami.

- Powiedzmy, że chcesz powiedzieć co jest dla ciebie najważniejsze, kiedy myślisz o chlebie. Jedna rzecz. Jeden aspekt.

- Smak. W końcu po to go kupuję, żeby był dobry.

- Poczekaj. Nawet jeśli tutaj odpowiedź jest dla ciebie oczywista, to prześledźmy tok myślenia, żeby można było go powtórzyć w bardziej skomplikowanych pytaniach. Najpierw wymień wszystko, co może stanowić jakąś wartość.

- Dobra - smak, cena, zapach, czy jest świeży... To chyba tyle.

- Nie patrzysz na to, z czego jest zrobiony? Jeśli to, co smakuje dobrze jest tylko sumą chemikaliów, to nie ma to dla ciebie znaczenia?

- Racja, wrzuć i to.

- Ok, mamy pięć rzeczy, a więc tabela pięć na pięć. Ruszaj, porównuj. - przekazał mi patyk. - Smak czy cena? Smak czy zapach? Smak czy świeżość? Od góry, porównuj kolumnę z kolejnymi wierszami. Tam, gdzie wygrywa aspekt z kolumny, zaznacz jedynkę. Na drugim przecięciu tych samych wartości zaznacz zero.

Trochę skomplikował to tłumaczenie, ale wiem o co chodziło.

- To samo później będziesz mógł powtórzyć, porównując wartości z twojego systemu... Kariera, bezpieczeństwo, miłość, Bóg, rodzina, cokolwiek zechcesz - w jednej tabeli, każdy z każdym, walka na śmierć i życie, na zero i jedynkę.

Zacząłem szybko stawiać zera i jedynk w "chlebowej" tabeli. Rzut oka na całość i już wiedziałem, że gdy podniosę wzrok zobaczę uśmieszek triumfu na jego twarzy. Nie myliłem się.

- Spójrz na kolumnę, gdzie jest najwięcej jedynek.Czyli jednak nie smak, tylko to, czy jest zdrowy dla organizmu jest dla ciebie najważniejsze.. A przynajmniej tak uważasz.

- Tak, wygrałeś. Po przemyśleniu faktycznie to jest dla mnie najważniejsze. Tylko dlaczego mówisz, że tak uważam? To jest dla mnie najważniejsze.

- Kupując chleb... jak często patrzysz na cenę, a jak często czytasz skład?

Nie cierpiałem go i szanowałem zarazem - za to, że tak często miał rację. Zmazał butem tabelę, obaj zarzuciliśmy plecaki na ramiona i ruszyliśmy dalej w stronę lasu.

- To, co wyszło z analizy, to twoja opinia. Twoje zdanie na temat tego, co jest dla ciebie ważne, ale to zdanie nie zawsze musi się zgadzać z prawdą. Może to być tylko to, co chciałbyś, by było dla ciebie ważne. Albo co chciałbyś, żeby inni myśleli, że jest dla ciebie ważne. Trudno przyznać, że kupuje się najtańsze, nie wygląda to dobrze, ale w ostatecznym rozrachunku to zachowanie jest ważne, nie słowa.

- Dlaczego w takim razie chcesz, żebym powiedział ci co jest dla mnie najważniejsze w życiu? To też może się przecież mijać z prawdą.

- Widzę co jest dla ciebie ważne po twoim zachowaniu. Po prostu ciekawi mnie, co ty uważasz - co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?



sobota, 19 kwietnia 2014

Plagiat

Zanim przejdziemy do tej sprawy, która was, media, tak bardzo obecnie absorbuje - bo jest na czasie - niech pan pozwoli, że zacznę od początku. Wyjaśnienie podstaw da najrzetelniejszą odpowiedź tym wszystkim oskarżeniom o plagiat.

Podstawowym problemem w projektowaniu nowego życia, jakie udało nam się stworzyć, było zaprogramowanie, że się tak wyrażę, dwóch podstawowych mechanizmów. Wola przeżycia na pierwszy ogień. Widzi pan, to co dla nas jest jasne - że każdy żywy organizm chce przeżyć - wcale nie jest takie oczywiste, kiedy mamy do czynienia z totalnie świeżym organizmem stworzonym sztucznie, bez żadnej wiedzy przeszłych pokoleń zawartych w genach. Wszystkie mechanizmy musimy ręcznie zaprogramować, co jest równie problematyczne, co ekscytujące.

Organizmy miały mieć wolną wolę, ale wiemy że całkowita wolność nie istnieje. Nawet my - ludzie - myślimy, że samodzielnie myślimy. Skonstruowaliśmy więc mechanizm motywacyjny, który wspomaga podejmowanie decyzji potrzebnych z punktu widzenia przeżycia. A motywacja, rozumie pan, może być dwojaka - negatywna lub pozytywna. Przeżycie z punktu widzenia eksperymentu było kluczowe, także użyliśmy tej pierwszej, która jest na ogół silniejsza. Połączyliśmy zatem wszystkie podstawowe funkcje podtrzymujące życiowe z ośrodkiem bólu bezpośrednio w mózgu. Kiedy organizm nie jadł, nie pił, nie spał, nie oddychał, przebywał w zbyt gorącym lub zbyt zimnym dla niego środowisku - doświadczał bólu. To go motywowało do zmiany tej sytuacji i unikania jej na przyszłość. Nawet prof. Pavlov ze swoim psem nie przewidział, jak szybko da się nauczyć prawidłowych zachowań inteligentny i "czysty" umysł.

Co może pana zaciekawić, to że połączyliśmy też pewne zachowania odnoszące się do przeżycia z wydzielaniem się w mózgu substancji powodujących przyjemność - endorfin. Chcieliśmy w ten sposób pozytywnie wzmocnić wybieranie dobrych dla organizmu sposobów na podtrzymanie życia. Już tłumaczę, bo może to być istotne w pana artykule odnośnie plagiatu - zastąpiliśmy pewne atawistyczne mechanizmy bardziej skutecznymi z punktu widzenia przetrwania organizmu. I tak endorfiny wydzielały się w styczności z wartościowym pożywieniem, czy określonym, najbardziej zdrowym składem powietrza. W ten sposób teoretycznie swobodnie myślące organizmy popchnęliśmy do najlepszych dla nich samych wyborów.

Drugą podstawową sprawą było przetrwanie całego gatunku, a więc reprodukcja. Może pan wierzyć lub nie, ale do tego też trzeba zachęcić organizmy w jakiś sposób. Nie do pomyślenia, prawda? Wszak to tak oczywiste dla nas... Znów wykorzystaliśmy endorfiny jako motywator do działań reprodukcyjnych, potężną, ale krótką dawkę. Długo dyskutowaliśmy z moim partnerem, dr Kenrickiem, jak wielką dawkę powinniśmy aplikować. W końcu stanęło na potężnym, ale krótkotrwałym zastrzyku endorfin - na tyle dużym by szybko wypracować nawyk poszukiwania partnera, ale na tyle krótkim, by takie działania organizmy podejmowały jak najczęściej. Można by powiedzieć, by "nie spoczęły na laurach". Dr Kenrick kwestionował to podejście z etycznego punktu widzenia - w końcu stały dopływ endorfin spowodowałby, że życie przez nas zaprojektowane mogłoby być niezmiennie szczęśliwe przy stałym dopływie endorfin - mieliśmy okazję wreszcie stworzyć wieczne szczęście. Kuszące, prawda? Jednak zupełnie nieskuteczne z motywacyjnego punktu widzenia, poszukiwanie endorfin musi być stałe i ze względu na dobro eksperymentu nie mogliśmy pozwolić, by organizmy były wiecznie "zadowolone".

Kiedy już załatwiliśmy te dwie podstawowe sprawy, musieliśmy przejść dalej czyli do mechanizmów naturalnego ulepszania gatunku, czyli przetrwania genów. Na pierwszy ogień poszły metody doboru - w dłuższej perspektywie preferowane miały być organizmy zdrowsze, silniejsze. Stanęliśmy przed problemem jak takie organizmy czy - przepraszam za wyrażenie - zestawy genów mają się nawzajem rozpoznawać. Pierwsza rzecz to rozpoznawanie zdrowych okazów gatunku - osiągnęliśmy to projektując zewnętrzne oznaki zdrowia organizmu, widoczne na zewnątrz. Druga sprawa to coś, co nazwalibyśmy w dzisiejszym świecie statusem - bardziej zdolne, lepiej przystosowane jednostki musiały w jakiś sposób to manifestować środowisku zewnętrznemu, by dać się rozpoznać i wybrać jako partnerzy.

To były nadajnik sygnałów, natomiast jako odbiornik podłączyliśmy zestaw bodźców zmysłowych - głównie wzrok, ale również słuch i węch - do odpowiednich hormonów "obiecujących" mózgowi endorfiny. Czyli system rozpoznawczo-motywacyjny.

Następną rzeczą było zapewnienie potomstwu przeżycia. Tu przydatny okazał się mechanizm stadny - czy społeczny - jak zwał tak zwał. Raz - w grupie jednostki miały większe szanse przeżycia, stawienia czoła niebezpieczeństwom czy zdobycia pożywienia. Dwa - w grupie łatwiej zapewnić przetrwanie młodych. Stworzyliśmy mechanizmy afiliacji, najsilniejszej względem organizmów posiadających bardzo podobne geny - możemy nazwać je rodziną, dalej tych posiadających nieco odmienne geny ale z pewnymi cechami wspólnymi. Jeśli i tutaj potrzebuje pan analogii, to ta druga grupa to coś na kształt środowiska lokalnego, nacji czy rasy. Wyeliminowaliśmy natomiast wydzielanie się adrenaliny i innych hormonów "walki" przy zetknięciu z posiadaczami odmiennych genów - to kolejny atawizm modelu wzorcowego.

Grupy stwarzają także pewne niebezpieczeństwa, z których trzeba sobie zdawać sprawę. Mogą wystąpić zaburzenia zachowania, walko o pożywienie czy partnerów, kiedy występuje ich niedostatek. Sami to spowodowaliśmy wdrażając mechanizmy bólu na pierwszym etapie, nie da się uniknąć konfliktów. Z tego powodu zaprogramowaliśmy wydzielanie się adrenaliny, kiedy organizm został czegoś pozbawiony, a agresja w ten sposób spowodowana miała być sygnałem ostrzegawczym dla innych członków społeczności, że takie zachowania nie są akceptowalne i prowadzą do bólu. Mieliśmy nadzieję, że ten mechanizm pozwoli wyuczyć społeczności o nieskuteczności inicjowania zachowań agresywnych, gdyż spotykają się ze zdecydowaną reakcją.

Ostatnim krokiem było zamaskowanie wszystkich powyższych procedur na tyle, by organizmy nie były ich świadome, tylko "doświadczały" ich lub po prostu "czuły", mówiąc ogólnikowo. Świadomość procesów motywacyjnych mogła prowadzić do ich zakwestionowania, co zaburzyłoby cały zaprojektowany zestaw zachowań. Organizmy musiały mieć poczucie "wolnego wyboru".

Pyta pan o oskarżenia odnośnie plagiatu? Jak pan zdążył zauważyć, projektując nowe życie nie odkryliśmy niczego nowego, wykorzystaliśmy mechanizmy obecne od setek tysięcy lat, w każdym z żyjących organizmów. I ta krytyka, oburzenie ze strony opinii publicznej chyba właśnie z tego wynika - z moich i dr Kendricka słów, że są one obecne w każdym z organizmów. Ludzi boli ta świadomość, prostota naszej konstrukcji i tak proste wytłumaczenie wszystkich wyższych idei jak miłość, rodzina, patriotyzm, honor, postęp. Wolą mieć poczucie "wolnego wyboru".


niedziela, 30 marca 2014

Człowiekiem bądź mężczyzną

Najbardziej destruktywne słowa, jakie każdy mężczyzna słyszy będąc chłopcem, to "Bądź mężczyzną".
- Joe Ehrmann, trener i były zawodnik NFL

Co to do cholery znaczy "bądź mężczyzną"??? Worek znaczeniowy, zbiór nieokreślonych ról. A wręcz pułapka myślenia, w jaką wpędzani są mężczyźni na całym świecie. Warto zacząć od wideła:


"Podejmij męską decyzję". "Chłopaki nie płaczą". "Załatw to po męsku". "Nie bądź baba".

Kilka osób zapytanych co to tak naprawdę znaczy "być mężczyzną" udziela różnych odpowiedzi - pojawia się odwaga, szacunek do kobiet, posiadanie własnego zdania, opanowanie, wykształcenie, zaradność, siła, opiekuńczość, zdecydowanie, samodzielność, mądrość, ambicja, dbanie o przyjaciół i rodzinę, pomoc słabszym... Fajnie, tylko to donikąd nie prowadzi.

Dlaczego? Bo to są cechy "prawdziwego mężczyzny" równie dobrze, jak "prawdziwej kobiety". Kobieta, która jest odważna, szanuje mężczyzn, posiada własne zdanie, jest opanowana, wykształcona, zaradna... itd. nie jest przez to mniej kobietą, prawda? To nie są cechy męskie, ani kobiece - po prostu cechy dobrego człowieka.

Jak w takim razie poznać prawdziwego mężczyznę? Potrzebujemy czegoś, co jest czysto męski, bo przecież gdzie są do wyboru tylko dwie kategorie żeby zdefiniować jedną trzeba odróżnić się od drugiej. Światło to nie-ciemność, a dzień to nie-noc. A mężczyzna to nie-kobieta. Znaleźć ten element odróżniający, i niech się schowa Ockham ze swoim prostym wyjaśnieniem, że przecież to kwestia cech biologicznych. To za proste, nasze życie byłoby zbyt łatwe gdybyśmy męskość i kobiecość definiowali tylko na podstawie cech biologicznych, trzeba zakwestionować zachowanie, charakter, postawy, role! Oto droga...

Co więc jest męskie, a zarazem nie jest kobiece? Niezbędny Element Odróżniający, Pierwiastek Męskości, wysyłamy więc młodych chłopaków na misję zdefiniowania własnej męskości, która z góry jest skazana na porażkę - według powyższych trzech akapitów. A może jednak? Z pomocą zawsze chętnie przyjdą media.

Zacznijmy od prasówki tytułów skierowanych stricte do facetów:
- 10 rzeczy, jakie szanujący się facet musi być w stanie zrobić
- Męskie zabawy: Strzelanie. Leniuchowanie. Piłowanie.
- Przygoda: Tańczący z rekinami
- Gdzie tylko zechcesz: Seks jest wszędzie
- 30 piłkarskich mitów obalonych
- 300 procent! Seks w trójkącie
- Niezwykłe polskie piwa
- Technogadżety 2014 roku
- 234 rzeczy, które warto mieć
- Wszystkie tajemnice whisky

Piwo, samochody, gadżety technologiczne, adrenalina i przygoda, siłownia, piłka nożna, niebanalny seks. To jest to, co definiuje mężczyznę w odróżnieniu od kobiety według magazynów. Nie ważne czy przedstawiają prawdziwe (czym jest prawdziwe?) znaczenie tych słów, najważniejsze że tak się ogłaszają, a powszechne zaakceptowanie tego zdania załatwia już magia marketingu w połączeniu z niepewnością "co to tak naprawdę do cholery znaczy". Tutaj podane jest czarno na białym jakie są pola zainteresowań i kryteria męskości. To stanowi pożywkę dla niepewnej siebie i swojej tożsamości psychiki młodego faceta. A co, jeśli nie interesuje się samochodami, piłką nożną i nowymi technologiami? Nie jest mężczyzną?

Zajrzyjmy do coraz bardziej opiniotwórczych mediów niezależnych, czyli na blogi.  "Prawdziwy mężczyzna jest fighterem!" (a może Zwycięzcą?). "Nie ma kogoś takiego jak nieśmiały facet. Nieśmiały facet to ciotowaty misiu". "To mężczyzna powinien zapewnić byt rodzinie i przyszłym dzieciom! Żadnych kurwa mać wymówek , że ktoś zarabia za mało lub miał gorszy start!".

Plus marketing - warto spojrzeć co sprzedaje pojęcie Prawdziwego Mężczyzny. Eksperyment na temat tego jak biznesowo trafne jest to pojęcie - uzupełnij dwa slogany reklamowe:

"Bądź prawdziwym mężczyzną - używaj <wstaw markę>"

"Bądź prawdziwym człowiekiem - używaj <wstaw markę>"

A przecież cechy prawdziwego mężczyzny (jeśli nie brać pod uwagę rezultatów z prasówki i popularnych mediów) to cechy dobrego człowieka, czyż nie?

Różnica jest biologiczna i niech tam zostanie. Nie wysyłajmy młodych chłopaków na poszukiwanie prawdziwej męskości, jeśli nie potrafimy jej zdrowo zdefiniować, inaczej mogą wrócić z definicjami, o które tak naprawdę wcale nie chodzi. Lub w ogóle nie wrócić z poszukiwań, stale dowodząc, że są męscy.

Równie dobrze można poszukać Pierwiastka Kobiecości, czyli co jest kobiece a nie jest zarazem męskie. Ten element odróżnienia. Chętnych zapraszam do dyskusji, nawet jeśli mam zostać zwyzywany od "genderystów".

A man should be able to hear, and bear, the worst that could be said of him.
- Saul Bellow

... unless he's accused of not being a real man.

niedziela, 9 lutego 2014

10 pytań konserwatywno-liberalnych

Zapachnę manipułą, a co tam. Szereg pytań, jakie należy sobie zadać przy myśleniu o wolności gospodarczej, a jakie wiążą się z pewną sferą moralności. “Uwolnienie” rynku i oparcie decyzji na założeniu, że człowiek ma wolny wybór, może oznaczać konieczność zweryfikowania poglądów, szczególnie tych z półki bardziej konserwatywnych.

 1. Co z obowiązkiem szkolnym, jeśli szkolnictwo miałoby być prywatne? 

Sprywatyzowane płatne szkoły i zapewnienie im stałego popytu. Z punktu widzenia konsumenta to jak nakaz konsumpcji danego dobra. Dodatkowo w połączeniu z pytaniem numer 8, zabrania to możliwości pracy i zwiększenia dochodu rozporządzalnego przez osoby poniżej 18 roku życia, które mogą stanowić istotny element kształtujący popyt na niektóre dobra.

2. Co z legalizacją zabronionych w tej chwili substancji? Czy wycofywać akcyzy na substancje szkodliwe i uzależniające, czy traktować je jak zwykłe produkty konsumpcyjne? 

Po pierwsze akcyza - podatek, który ma w swoim założeniu ograniczenie konsumpcji produktów, uznanych za szkodliwe lub których zasoby są ograniczone. Podatek w celu zmniejszenia popytu… nie brzmi to bardzo wolnorynkowo.

Po drugie - zakładając wolny wybór konsumenta i doskonałą informację (tego wymaga świadome podejmowanie decyzji), to jak bardzo zakaz sprzedaży określonych produktów ingeruje w wolny rynek?

 3. Czy produkty i usługi niebezpieczne dla zdrowia albo powodujące zagrożenie powinny być wycofywane z rynku? 

Pytanie od razu korespondujące z poprzednim. Jeśli konsument ma pełną informację o zwiększonym ryzyku, to czy nie jest jego prawem nabyć dany produkt godząc się na nie, prawdopodobnie po niższej cenie niż produkt pełnowartościowy?

 Zacytuję klasyka wolnego rynku, odnośnie Forda Pinto (pozostawienie na rynku modelu, który miał braki techniczne, przy kalkulacji, że wycofanie go będzie droższe niż prawdopodobne zasądzone odszkodowania):

The consumer should be free to decide what risk he wants to take. If you want to pay 13 dollars less for [greater risk] you should be free to do it. 

 - So then the government does has the right to require information of corporations. [pytanie od publiki] 

No, no, the government has the right to provide courts of law, in which corporations that deliberately conceal material that is relevant  can be sued for fraud and made to pay very heavy expenses. And that is a desirable part of the market.
- Milton Friedman

 4. Jak restrykcyjne powinny być normy sanitarne w prywatnych przedsiębiorstwach? 

 Czy to nie konsumenci, posiadając pełną informację, powinni decydować na jakie warunki chcą przystać a na jakie nie? Jeśli okaże się, że nikt nie chce jeść w brudnej, ale taniej knajpie, to siłą rzeczy takie miejsca znikną z rynku niezawodnym prawem popytu i podaży. Chronienie obywateli jest zaburzaniem wolnego wyboru i przedsiębiorczości.

5. Czy zakaz palenia w prywatnych przedsiębiorstwach - bary, restauracje, usługi transportowe itp. godzi w wolną przedsiębiorczość? 

 To już zupełna kalka poprzedniego zagadnienia. Jeśli faktycznie przeszkadza to konsumentowi, to niewidzialna rynku rozprawi się z niestosującym się do wymagań popytu przedsiębiorcą.

6. Czy powinien obowiązywać zakaz segregacji klientów według uznania i przekonań prywatnego przedsiębiorcy? 

Jeśli przedsiębiorstwo jest w posiadaniu danego właściciela, to czy jego prawem jest odmówić dowolnej osobie sprzedaży swoich towarów i usług ze względu na jego “widzimisię”? Wiąże się to naturalnie z jego stratą ze względu na brak wpływów od danego klienta, co w dłuższej perspektywie powinno prowadzić do odejścia z rynku segregujących przedsiębiorstw. Jeśli oczywiście nie znajdą się konsumenci, którym taki stan rzeczy odpowiada.

7. Co z zakazem sprzedaży alkoholu dla osób poniżej 18 roku życia? 

 Kolejne pytanie zahacza o postrzeganie zdolności jednostki do podejmowania samodzielnych decyzji. Tak naprawdę to pytanie o wiek graniczny, przy którym ludzie mają prawo decydować o samych sobie. I pytanie do jakiego wieku i w jakich sprawach prawni opiekunowie mają prawo za nich decydować, nie będąc oskarżeni o rozpijanie nieletnich.

 Osoby poniżej 18 roku życia nie mogą decydować o sobie w kontekście alkoholu itp., a mogą w przypadku zakupu innych dóbr, przy której to okazji są targetem wysiłków reklamowych. Tak czy inaczej, uznanie jednej substancji za szkodliwą poniżej 18 lat, a innej za dozwoloną dla takich osób, zabiera z rynku dość istotną i podatną na działania marketingowe grupę decydentów, kierując wydawanie ich dochodu na inne sektory.

 8. Czy nieletni mogą pracować na rynkowych warunkach? 

 Powtórka z poprzedniego. Młode osoby prawdopodobnie byłyby bardziej konkurencyjne cenowo od starszych pracowników. Pytanie kto może podjąć taką decyzję - oni sami, opiekunowie prawni? Od jakiego wieku? Jak wielka swoboda powinna być w kształtowaniu umów między stronami?

 Obecne przepisy przynajmniej na tyle na ile je rozumiem, zezwalają na zatrudnienie osób poniżej 16 roku życia, ale inspektor pracy czyha, czy na pewno jest ona zgodna z ich predyzpozycjami i kwalifikacjami, chociaż przedsiębiorca i nieletni (oraz jego opiekun prawny) mogą mieć co do tego inne zdanie.

9. Szczepionki - obowiązkowe, czy dobrowolne? 

Szczepionki nie są za darmo, a więc ktoś za nie płaci i ktoś na nich zarabia. Zarabia zwykle prywatny przedsiębiorca, a więc nakaz zakupu danego dobra jest sztucznym windowaniem popytu - oczywiście w imię dobrej sprawy, czyli ograniczenia zachorowań i ochrony populacji.

10. Co z legalizacją prostytucji? 

 Remedium na brak środków produkcji jest często sprzedaż usług. Dla niektórych osób taką usługą może być najstarszy zawód świata - pytanie czy do nich należy wybór, zakładając, że obie strony transakcji godzą się na jej warunki? Usankcjonowany prawnie zawód ograniczyłby bezrobocie, firmy podlegałyby oficjalnym przepisom (jakikolwiek by nie były), a wyjście z szarej strefy pozwoliłoby także na ograniczenie przestępczości w tej strefie.

Nie mówiąc już o swobodzie umów między stronami.


poniedziałek, 3 lutego 2014

Budżet Obywatelski 2030

Witamy w aplikacji Budżet  Obywatelski 2030. Wpisz numer identyfikacyjny i hasło. Potwierdź kodem wygenerowanym na zarejestrowany numer telefonu.

Witaj, Jan Kowalski. Za poprzedni rok (2029) podatkowy uzyskałeś 19 315,93 EUR zarejestrowanego dochodu. Z poniższych pól wybierz, jakie usługi chciałbyś opłacić na przyszły rok podatkowy (2030).

Opieka medyczna. Wpisuję 600 EUR. Wybieram kraj mojego aktualnego pobytu, tj. Polskę.

Uwaga. Za zadeklarowaną kwotę przysługują Ci następujące usługi na terenie wybranego kraju:
- opieka lekarza pierwszego kontaktu
- refundowany pobyt w szpitalu do 7 dni
- proste zabiegi [LISTA]
- skierowania do lekarzy-specjalistów (max. 5 rocznie) z kolejnością przyjęcia wg priorytetu E
- rejestracja w systemie pogotowia ratunkowego i pokrycie 50% kosztów wyjazdu zespołu ratunkowego

Jeśli zadeklarujesz sumę 750 EUR, uzyskasz następujące przywileje:
- refundowany pobyt w szpitalu do 14 dni
- rozszerzona liczba zabiegów [LISTA]
- priorytet D w kolejności przyjęcia do lekarzy-specjalistów
- pokrycie 100% kosztów wyjazdu zespołu ratunkowego

Zobacz też inne pakiety.

Pozostaję przy zadeklarowanych 600 EUR, i tak niewiele choruję, a zawsze od NNW się zabezpieczam w towarzystwie ubezpieczeniowym. Wybieram za to podpięcie pod ubezpieczenie dziecka, za kwotę dodatkowych 200 EUR.

Fundusz emerytalny. Wybieram 0 EUR, klikam dalej.

Uwaga. Wybrałeś 0 EUR, co oznacza rezygnację z uczestnictwa w państwowym systemie emerytur. Jeśli jesteś pewien wyboru, proszę wpisz identyfikator klienta w innym systemie funduszy emerytalnych. W przeciwnym wypadku skontaktuje się z Panem konsultant budżetowy, aby potwierdzić posiadanie zabezpieczenia finansowego na okres emerytalny.

Wpisuję numer klienta w funduszu, gdzie mam konto już od 15 lat.

Dziękujemy. Przejdź dalej.

System oświaty. Z rozwijanej listy wybieram szkolnictwo ponadgimnazjalne i wpisuję kwotę 500 EUR.

Za zadeklarowaną kwotę przysługują Ci następujące przywileje:
- prawo do wysłania 1 dziecka do publicznej placówki oświatowej na poziomie ponadgimnazjalnym.
- prawo do uczestnictwa 1 dziecka w 2 kursach zajęć ponadprogramowych dostępnych w upoważnionych placówkach [LISTA]

Jeśli zadeklarujesz sumę 750 EUR, uzyskasz następujące przywileje:
- prawo do wysłania 2 dzieci do publicznej placówki oświatowej na poziomie ponadgimnazjalnym
lub
- prawo do uczestnictwa 1 dziecka w 4 kursach zajęć ponadprogramowych dostępnych w upoważnionych placówkach [LISTA] oraz prawo do uczestnictwa 1 dziecka w 2 kursach na poziomie uniwersyteckim

Ok, zmieniam na 750 EUR. Poślemy Michała na przygotowanie do studiów. Wybieram też drugie pole z listy rozwijalnej - szkolnictwo wyższe. Wybieram kraj: Niemcy. Michał chce studiować w Monachium, mają bardzo dobrą politechnikę, warto już teraz odłożyć na to część pieniędzy, więc wybieram sumę 500 EUR i przechodzę dalej.

Służby publiczne. Zadeklaruj wartości przy poszczególnych służbach:

Policja. Od sumy 30 EUR zostaniesz wpisany do bazy osób objętych ochroną policyjną w przypadku zgłoszenia złamania prawa. Jeśli nie możesz zadeklarować powyższej kwoty, skontaktuj się z jedną z organizacji pozarządowych pokrywających koszty wpisania do takiej bazy na rok 2030 [LISTA].

Straż pożarna. Służby ratownicze, fundusz kataklizmów i klęsk żywiołowych. System sądownictwa. Rozwijam kolejne listy i deklaruję kwoty, sprawdzając jaki zakres interwencji mi przysługuje. Za każdym razem mogę odwołać się do listy organizacji pozarządowych pokrywających te koszty

System drogowy.Na Twoje nazwisko zarejestrowane są dwa pojazdy osobowe. Wpłata na fundusz utrzymania dróg publicznych wynosi w 2030 roku 200 EUR od pojazdu, za co przysługuje prawo do poruszania się wszystkimi drogami lokalnymi i krajowymi. Dodatkowe 100 EUR od pojazdu pokrywa również roczny abonament na autostrady.

Wybieram podstawowy fundusz drogowy, nie jeździmy tak wiele publicznymi autostradami, taniej jest za każdym razem płacić winietę na przejazd.

System kolejowy. Przejazdy kolejami stały się naprawdę drogie, odkąd wpłaty są dobrowolne, natomiast dość tanio można załatwić sobie zniżkę. Rejestracja jednej osoby na 25% zniżkę kosztuje jedynie 100 EUR rocznie, póki Michał nie ma swojego samochodu na pewno się nam to zwróci.

Armia. Wpłata minimalna na utrzymanie armii to 50 EUR.

Deklaruję ile trzeba. Nie pochwalam wielu działań militarnych prowadzonych przez kraj, ale to już temat na marcowe referendum w sprawie utrzymania kontyngentu w zagranicznych operacjach. Na siostrzanej platformie internetowej.

Kultura, również z listą rozwijalną. Bardzo interesuję się muzyką i malarstwem, deklaruję kwoty upoważniające mnie do wstępu na kilka koncertów (na razie bez podania dat i wykonawców, ale wiem że na pewno znajdzie się coś interesującego) i kilka wystaw w Narodowej Galerii.

Ochrona środowiska. Minimalna kwota to 10 EUR. Środki przeznaczone dodatkowo upoważnią do limitowanego wstępu do wybranych Parków Narodowych, Parków Wodnych - dostępna jest [LISTA].

Tatry zrobiły się bardzo drogie ostatnimi czasy, dlatego wiedząc, że planujemy letnią wycieczkę we trójkę, wybieram pakiet dający 24 wstępy do TPN-u.

Zadania wieloletnie. W roku 2030 rozpoczynamy inwestycje związane z organizacją Letnich Igrzysk Olimpijskich, dostępna jest [LISTA] planowanych kosztów.

Nie jestem fanem sportu, ale wiem, że Ania bardzo chętnie poszłaby przynajmniej do strefy kibica. Za wpłatę 75 EUR mogę zapewnić dwie wejściówki do jednej ze stref kibica, za 100 EUR dodatkowo udział w losowaniu jednego biletu na wybrane zawody. A co tam, niech będzie.

Przechodzę przez kolejne usługi publiczne, mniej lub bardziej wynagradzane prawami i przywilejami. Rezygnuję z uczestnictwa w funduszu świadczeń socjalnych z tytułu utraty pracy lub niezdolności do niej. Od tego jestem indywidualnie ubezpieczony  prywatnie.

W tym punkcie możesz zadeklarować dobrowolną nadwyżkę do przeznaczenia zgodnie z uznaniem administracji publicznej na nieprzewidziane w aplikacji wydatki i pomoc socjalną dla osób, które nie mogą opłacić podstawowych usług publicznych.

Ok, zawsze może zdarzyć się coś nieprzewidzianego. Nie wiążą się z tym żadne prawa i przywileje, ale wpisuję 300 EUR. Może po to, żeby poczuć się dobrze. Chociaż i tak wpłacam co roku pewną sumę na organizacje pozarządowe.

Uwaga. Wybrałeś uczestnictwo w 35 państwowych systemach. Obsługa każdego systemu to 10 EUR, także całkowity dodatkowy koszt obsługi administracyjnej wyniesie 350 EUR. Zatwierdź powyższą kwotę lub zadeklaruj wyższą, aby uzyskać wyższy priorytet rozpatrywania spraw urzędowych. Twój priorytet przy wpłacie minimalnej to priorytet E.

Zatwierdzam 350 EUR i priorytet E, i tak urzędy funkcjonują dość sprawnie przy obecnym stopniu informatyzacji.

Twoje całkowite wpłaty na wybrane usługi publiczne w roku 2030 wyniosą 5 670 EUR. Zweryfikuj listę lub zatwierdź ją wpisując ponownie hasło oraz kod wygenerowany na zarejestrowany numer telefonu. Wygenerowany zostanie całościowy formularz wpłaty do realizacji w Twoim banku lub możliwe będzie przekierowanie do natychmiastowych płatności w systemie bankowym.

Wpisuję hasła, przechodzę do natychmiastowych płatności z konta, gdzie odkładałem pieniądze z przychodów w 2029. Zatwierdzam przelew i sprawdzam potwierdzenie na emailu.

Dziękujemy. Twoja wpłata na usługi publiczne w roku 2030 została zarejestrowana.





niedziela, 19 stycznia 2014

Szukasz problemów?

Istniejące rozwiązania problemów mają swoje wady i zalety. Pośród tych drugich jest ta, że nie trzeba się zastanawiać nad nowymi rozwiązaniami. Takie semestralne zwolnienie lekarskie z myślenia i kreatywności. W końcu wymyślanie nowych rozwiązań nawet jeśli w pewien sposób rozwiązuje dany problem, to często stwarza kolejne pytania, wątpliwości czy kłopoty - styl tzw. lernejski. I proces wymyślawczy trzeba powielić. I znowu. I znowu. Aż do porzygu. Więc żeby się przed tym ustrzec można uznać istniejące rozwiązania.

Na którymś z kolei lunchu (nie na obiedzie, a właśnie ze względu na światową atmosferę lunchu) wkroczyliśmy na tematykę problemów w publicznym systemie edukacji. Że standaryzuje, że ogłupia, że dzieci uczą się na pamięć, a nie uczą się samodzielnie myśleć itp. Temat od wieków aktualny, odkąd na Półwyspie togi zostały zastąpione spodniami. Jest problem, pada rozwiązanie zainspirowane m.in. Loganem LaPlante: homeschooling. Polecam materiał:


Jasne, super, fajnie. Ale pamiętajmy, że na wielu głowach goszczą czarne kapelusze, i mimo że to tylko jedna szósta garderoby Edwarda de Bono, to czarny przecież nigdy nie wychodzi z mody. I posiadacze czarnego kiwają ze zrozumieniem głową i odpowiadają:

- Pewnie, poziom samego kształcenia mógłby wzrosnąć, ale brak tu socjalizacji! W szkole zachodzi istotny proces obcowania z innymi, uspołeczniania, nauki kompromisu i współpracy!

Co przecież jasno eliminuje pomysł homeschoolingu z rywalizacji o umysły młodych. I właśnie ten mechanizm, obserwowany regularnie skłania mnie do napisania tego postu. Bo po znalezieniu niedoskonałego rozwiązania mamy dwie drogi - szukać dalej rozwiązań, albo porzucić cały pomysł jako niedorzeczny i nieulepszalny.

Wracając do edukacji (która jest tylko przykładem) - naprawdę??? Naprawdę zadanie prawidłowej socjalizacji pozostawiamy publicznemu systemowi oświaty? To jedyne wyjście? Jedyna istniejąca droga, która prowadzi do uspołecznienia, nauki kompromisu i współpracy? Czy może jedyne znane nam wyście?

O ile analiza zagrożeń i korzyści z danego nowego rozwiązania jest niezwykle ważna, to równie ważne jest podążanie dalej: bierzemy listę zagrożeń (na przykładzie dalej: brak socjalizacji w środowisku publicznej szkoły; brak obiektywizmu ocen i dyplomów; brak czasu niektórych rodziców; brak powszechnej umiejętności organizacji procesu homeschoolingu przez rodziców). To istotne problemy. Hydra po odcięciu głowy pokazała trzy nowe. Porzucamy miecz i dajemy dzidę? Odcięcie kolejnych głów może wymagać ruszenia mocniej własnej, a także może dokonania modyfikacji w innych obszarach istniejącego polis.

Ale nie chcę tu mówić o partykularnym przykładzie edukacji, bo nie o to się rozchodzi - bo tak samo z darmową komunikacją miejską, wycofaniem reklam outdoor z centrów miast, czy inne niedorzeczne lub dorzeczne pomysły. Chodzi raczej o zasadę podejścia do problemu i pewien nawyk szukania możliwych rozwiązań. Gdzie szukamy problemów tam je znajdziemy,w tę część wyobraźni ludzkiej nie wątpię.

Nowe pomysły są niewygodne, bo trzeba bardzo dużo rzeczy wymyślić naraz. Poszukać. Diametralna zmiana jest niebezpieczna, nieprzewidywalna, i skutecznie zatrzymuje ciemną garderobę na czubkach głów.

I oprócz lenistwa myślowego dwie rzeczy jeszcze zatrzymują ją na naszych głowach. Jedna pochodzi z przekonania, że mamy rację. Wówczas bardzo łatwo się zniechęcić do poszukiwania rozwiązań dla przeciwnego stanowiska, czemu sam często ulegam. Jakoś kreatywność działa mniej w obrębie niepodzielanych poglądów, są jakieś takie mniej "inspirujące". Drugie to odejście od baconowskich fascynacji empiryzmem. Często kategorycznie wygłaszane opinie zagłuszają faktyczny eksperyment - "czy ktoś to sprawdził? a jeśli tak to jak, w jaki sposób, w jakiej formie, z jakimi skutkami? jeśli napotkał na kolejne problemy to jakie i jak możemy im zaradzić i przetestować to znowu?".

Otwarta głowa zmienia często nakrycie głowy. I w takich chwilach może okazać się, że lernejskim potworom da się szyje przypalić oświaty kagańcem.




niedziela, 5 stycznia 2014

Na wolny rynek krytyczne spojrzenie

Zainspirowany przez wymianę zdań jakiś czas temu postanowiłem wrócić do czasów sielskiej edukacji uniwersyteckiej i spojrzeć na ekonomię i wolny rynek przez pryzmat dotychczasowych refleksji i przemyśleń. Na ile stałem się przez kilka ostatnich lat głupszy niż byłem i mam coś nie po kolei w głowie, a na ile mądrzejszy - tego ze swojej pozycji nie jestem w stanie ocenić obiektywnie. Ale czytając znów teorie Smitha, Ricardo, słuchając Friedmana urodziło mi się w głowie wiele pytań, które chętnie zadałbym na uniwersytecie. A może ktoś z czytających NieIstotę mi podpowie, gdzie leży błąd.


Analiza nie uwzględnia przeszłości

W gospodarce wolnorynkowej prawo własności jest święte. W końcu to ono motywuje do wysiłku, kreatywności, przedsiębiorczości. Tylko jest jeden szkopuł w podejściu wolnorynkowym - analiza za punkt zero przyjmuje nasze czasy i wybiega w przyszłość. Całą przeszłość uznaje za niebyłą. I jak tutaj mówić o prawie własności, kiedy akumulacja kapitału - środków produkcji, ziemi, pieniędzy, kruszców, dostępów do złóż itp. - nastąpiła w wyniku pogwałceniu prawa własności? Odwołam się do wyświechtanych spraw - kolonie, niewolnictwo, wywłaszczenia, ziemie Indian, wojny i masowe pacyfikacje ludności, nadeksploatacja złóż... I w tym sęk, że ustroje/państwa się zmieniają, ale środki produkcji, kapitał itp. przechodzi z pokolenia na pokolenie. Brzmi to może dramatycznie, ale gdy wziąć takie stanowisko za punkt odniesienia.... 

Niestety, na tym poziomie świadomości robi się bardzo niewygodnie, bo to tak, jakby znaczna część pieniędzy była zrabowana, część bogactwa wynika z przestępstw/zbrodni/wyzysku (nawet jeśli niewolnictwo czy kolonizacja i wojny z tubylcami nie były prawnie zabronione w ówczesnych czasach). Przyjmujemy to natomiast za błędy przeszłości, trudno - co było to było, przecież Majów nie wskrzesimy, rozkładamy bezradnie ręce i bawimy się za kradzione.

Nie, nie wiem co w tym momencie możemy z tym zrobić. Wiem natomiast, że niekoniecznie bogactwo leży w rękach najbardziej przedsiębiorczych, a często spadkobiercach najsilniejszych. I to zaburza punkt startowy, zaburza dalszy rachunek redystrybucji - zaburza wolny rynek. Bogatsi za "zrabowane złoto" będą jeszcze bogatsi, spadkobiercy obrabowanych będą jeszcze biedniejsi. I nie znaczy to, że ci biedniejsi są mniej przedsiębiorczy...

Milton Firedman w wystąpieniu z 1978 wystąpił z przeciwnym stanowiskiem. Podając przykład Indii i prac Jacoba Vinera uzasadnia, że kolonie kosztowały państwa kolonialne więcej, niż zysków z nich czerpały. Muszę sięgnąć do tych wyliczeń ekonomicznych, natomiast nawet jeśli są prawdziwe to pozostają dwa pytania: czy uwzględniamy zyski prywatnych przedsiębiorców korzystających z dostępu do złóż (np. zagarniętych przez wojnę) i siły roboczej (np. niewolniczej), oraz czy w rachunku ekonomicznym zakładamy, że istnieje coś takiego jak poszanowanie prawa do życia i własności. 


Człowiek nie podejmuje decyzji racjonalnie

Podstawą zasad działania wolnego rynku jest racjonalność podejmowanych decyzji. To, że człowiek kieruje się rachunkiem ekonomicznym i maksymalizacją - zarówno zysku, jak i użyteczności. Jak dalekie jest to od rzeczywistości?

Po pierwsze decyzje zakupowe. Nie są racjonalne, gdy użyteczność jest kreowana przez mechanizmy psychologiczne marketingu, a potrzeby sztucznie kreowane. Decyzje są "pod wpływem" i nie wydaje mi się możliwe, żeby temu zaprzeczyć. Tak to działa.

Po drugie zachowanie przedsiębiorstw kierowanych przez zarząd nie jest racjonalne. Teoretycznie jest to maksymalizacja zysku właściciela - w wielu przypadkach ogromnych firm jest to akcjonariusz. Płynny akcjonariusz, który często zmienia firmę, której jest "właścicielem" w przeciągu roku, dwóch, pięciu. W akcjonariacie nie ma przywiązania i dbania o długoterminowy rozwój firmy, a na pewno nie przez wszystkich właścicieli. Często zamiast reinwestycji jest krótkoterminowy zysk, dyskontowanie chwilowej przewagi konkurencyjnej czy wypłacanie dywidend albo wykup akcji. Dla odróżnienia podam tylko motywacje w spółdzielniach pracowniczych - gdy w grę wchodzi interes firmy, która zapewnia miejsce pracy, a więc podstawowe źródło utrzymania siebie i rodziny, decydenci są o wiele bardziej racjonalni i działają dla jej dobra. Przynajmniej w teorii by się to zgadzało. Możliwe, że myślą o długoterminowym zatrudnieniu w danym miejscu pracy, nie o skakaniu ze spółki na spółkę.


Decyzje nie są spowodowane efektywnością i skrajną naiwnością byłoby wierzyć, że tak jest i będzie. W praktyce decyzje menedżerów są także spowodowane troską o własne dobro i powodzenie - co widać na przykładzie wzrostu wynagrodzeń kadr zarządzających, wcale nie odzwierciedlonych w lepszych wynikach firm. Zgodnie z teorią wolnego rynku płaca powinna rosnąć, jeśli krańcowa produktywność danego pracownika rośnie - co powinno być odzwierciedlone w zwiększonej produktywności/efektywności przedsiębiorstwa jako takiego. Wówczas decyzja jest ekonomicznie umocowana. Jak jest w praktyce? Zupełnie inaczej. Można mówić o racjonalnym i elastycznym rynku płac?

Which feeds into the question of exploding CEO pay. While this has affected most countries, the US has seen the largest increases (followed by the UK). In 1979 the CEO of a UK company earned slightly less than 10 times as much as the average worker on the shop floor. By 2002 a boss of a FTSE 100 company could expect to make 54 times as much as the typical worker. This means that while the wages for those on the shopfloor went up a little, once inflation is taken into account, the bosses wages arose from £200,000 per year to around £1.4m a year. In America, the increase was even worse. In 1980, the ratio of CEO to worker pay 50 to 1. Twenty years later it was 525 to 1, before falling back to 281 to 1 in 2002 following the collapse of the share price bubble. 
- Larry Elliott, "Nice work if you can get it: chief executives quietly enrich themselves for mediocrity,", The Guardian, 23 January, 2006


Jeśli chodzi o stosunek władzy, to w państwie nie cierpimy dyktatury czy totalitaryzmu. Jednocześnie godzimy się na niego w przypadku miejsca pracy. Dlaczego? Bo firmę możemy łatwiej zmienić niż panstwo zamieszkania? Różnica w powiększającej się przepaści między płacami kierownictwa a pracowników wynika m.in. z takiej struktury władzy. Tak długo jak akcjonariusze są zadowoleni, nie ma problemu. Często akcjonariuszami/udziałowcami jest własnie kadra zarządzająca, która oczywiście nie zgłasza obiekcji do powiększających się płac menedżmentu.Jaki chaos w tym systemie wprowadziłoby podzielenie udziałów po równo między wszystkich pracowników? Nadal prawdopodobnie potrzebny byłby menedżer, ale jak bardzo by się zmieniło jego umocowanie? Jak bardzo racjonalne decyzje musiałby podejmować, żeby nie być odwołanym przez udziałowców - pracowników?

Podsumowując aktualną strukturę własności: prawo właścicieli - ich firma - ich decyzja. Tylko nie mówmy tutaj o racjonalnym funkcjonowaniu wolnego rynku, gdy człowiek zachowuje się nieracjonalnie.


Wolny rynek jest nierealny

Prawdziwie wolny rynek, modelowy, nie jest możliwy do urzeczywistnienia. Jest pewnym stanem idealnym, wahadłem wychylonym w jedną stronę, ale znajdującym się w nieosiągalnym punkcie. 

Nie ma rynku idealnego, tak więc popyt i podaż nie ustalają ceny znajdującej się w punkcie równowagi. Analiza opiera się na następujących założeniach:
- nieskończenie wiele kupujących i sprzedających (tak, że pojedynczy podmiot nie może zachwiać cenami)
- jednorodność produktu - wszystkie mają takie same cechy, a więc wybór jest całkowicie swobodny i nie oparty na marce, cechach, serwisie, czy jakichkolwiek innych czynnikach
- doskonała informacja rynkowa - o produkcie oraz o cenach - teraz i w przyszłości (wyklucza to kupowanie w obawie przed przyszłością)
- brak barier wejścia i wyjścia z rynku - zwiększony popyt może być natychmiastowo zaspokojony, bez inwestycji w maszyny, technologie czy kapitał wiedzy. 
- zerowe koszty transakcji - produkty wszystkich producentów są tak samo dostępne, przy takich samych kosztach przesyłki/płatności itp.

Jak bardzo nierealne jest każde z tych założeń, tego nie trzeba tłumaczyć. Tak samo dalekie od modelu jest ustalanie cen w punkcie równowagi, nawet w dłuższym terminie. Oczywiście, można to przyjąć za pewien wzorzec idealny... ale proszę wówczas o wyrozumiałość w moich wywodach odnośnie anarchizmu, życia bez państwa, ludzi działających z szacunkiem i miłością do siebie, dzielących się dobrobytem. Bo równie bliskie są urzeczywistnienia, jak działający sprawnie mechanizm popytu i podaży - z tym, że tego drugiego nigdy nie sprawdzimy, bo kto wie jaka jest cena równowagi?

Dorzućmy do pieca koncepcji konkurencji doskonałej - w praktyce ogromna część dóbr (nie tylko FMCG), jest produkowana przez ograniczoną liczbę producentów, działających na wielu rynkach i w wielu branżach. Jak to się ma do equilibrium point - przy możliwościach transferu zysków/pokrywania strat z jednego kraju do drugiego, czy z jednej branży do drugiej - w praktyce konkurencja nie jest swobodna na poszczególnych wycinkach globalnego rynku, bo korporacje mogą "wycinać" mniejszych konkurentów, kompensując profitami ze spółek-sióstr. W praktyce mamy więc międzynarodowe oligopole, co dalekie jest od modelowej konkurencji doskonałej leżącej u podstaw uzasadnienia racjonalnego poziomu cen.

(pełna grafika tutaj)

Tak długo, jak będą rządy, tak długo w ekonomii zawsze będzie polityka. Nie jestem pewien, czy kwestie wydatków rządowych można zracjonalizować do najbardziej efektywnych. Ma to wiele wspólnego z punktem poprzednim o nieracjonalności decydentów - politycy nie działają biorąc pod uwagę interes ekonomiczny "kapitałodawców" - podatników. Wynika to z samej natury wyborów parlamentarnych - wybierany jest nie najbardziej efektywny ekonomicznie rząd/parlament, a ten który cieszy się największym poparciem - które często wynika z niezrozumiałych sympatii. Oczywiście wpływa to na decyzje członków gabinetu, co w rezultacie zaburza wolny rynek. Im większe wydatki państwa, tym większe zaburzenie wolnego rynku (oczywista oczywistość).

Dodatkowo, zawsze coś się wtrąci, zaburzając wolny rynek, np.:

In XIX century social reformers tried to bring legislation to british parlament regulating and partly banning child labour. (..) They banned factory work for children up to the age of 9, between 10 and 16 children could work but only up to 12 hours a day. Yes, they were really going soft on these kids, huh?
- Ha-Joon Chang, 23 things they don't tell you about capitalism

To taki skrajny przykład, pokazujący jak zaburzony jest wolny rynek dla celów powiedzmy "wyższych" - w wierze, że dobro ogółu (albo jednostek) będzie wówczas, jeśli dzieci więcej czasu spędzą na edukacji (obowiązek szkolny, w przypadku prywatyzacji edukacji, również będzie zaburzeniem wolnego rynku), niż pracując. Chcąc otrzymać w pełni wolny rynek, większość tych decyzji musi zostać w rękach jednostek - czy chcą pracować ponad normę, czy chcą pracować w młodym wieku, czy chcą pracować w ciężkich warunkach - kwestia ustalenia płacy za daną pracę, Dążenie do w pełni wolnego rynku wiąże się ze zgodą na takie wolności wyboru jednostki. 

I tutaj osobiście dochodzę do pewnego paradosksu. O ile bardzo mocno wierzę w prawo jednostki do samostanowienia, to w tym przypadku nie sądzę, by zniesienie zakazów, ograniczeń itp. prowadziło do rzeczywistej wolności wyboru jednostki. Dlaczego - o tym chociażby w następnym punkcie.


Popyt i podaż nie działają na rynku pracy

Znów, wolny rynek powinien ustawiać płace na takie wysokości, żeby były w punkcie równowagi. Dlaczego ustawia je poniżej tego punktu?

Po pierwsze, siła negocjacyjna.

Współczesny człowiek ma na ogół jedną rzecz do sprzedania - własną pracę. Jeśli nie sprzeda jej, nie zarobi, nie będzie miał za co kupić jedzenia, opłacić mieszkania itp. W praktyce więc musi pracować, co osłabia jego pozycję negocjacyjną. Wiąże się to z akceptacją niższej płacy, byle tylko mieć pewne możliwości. Wlicza często również przyszłe możliwości, podwyżki itp. Pod presją ubóstwa pracownik nie ma wolności wyboru, zachowuje się nieracjonalnie. Na dodatek w długiej perspektywie nie ma możliwości wywierania presji na pracodawcę (płaca jest zbyt niska, więc nie pracuję) - gdyż konieczność utrzymania się występuje w szalenie krótkim terminie - jeść musimy codziennie. Wyklucza to więc analizę długoterminową.

Z drugiej strony pracodawca nie jest tak bardzo przyciśnięty przez konieczność zatrudnienia nowego pracownika, bo jego brak rzadko wiąże się z głodem jego i jego rodziny, czy ubóstwem.  Ergo - płaca pozostaje poniżej punktu równowagi.

The idea of 'free contract' between the potentate and his starving subject is a sick joke, perhaps worth some moments in an academic seminar exploring the consequences of (in my view, absurd) ideas, but nowhere else.
- Noam Chomsky


Po drugie, mobilność

Rynek pracy jest różny w różnych miastach. Aby płaca kształtowała się w punkcie równowagi, pracownik musi być gotowy, by przenieść się do innego miasta, innego kraju. Człowiek jako istota rodzinna i społeczna ma z tym trudności, co sprawia, że od razu znika część jego możliwości i siły negocjacyjnej - ergo - godzi się na niższą płacę. W sytuacji tej nie pomaga również rynek nieruchomości. Problem rozwiązuje częściowo informatyzacja, jednak niezależność od miejsca pobytu nawet w nowoczesnych firmach jest jeszcze raczkująca. Nadal preferuje się obecność pracowników w jednym biurze.

Chociaż, żeby oddać sprawiedliwość, mamy emigrację zarobkową - najazd na Wyspy Brytyjskie chociażby. Nie widziałem statystyk, ale odbywa się to głównie poza zawodem preferowanym, czyli zmieniamy niejako "branżę", najczęściej w dół. Inżynier z Polski na ogół nie wyjeżdża, by być inżynierem zagranicą. Jak to zaaplikować do elastyczności rynku pracy?

Z drugiej strony mamy coraz bardziej mobilny kapitał - w ramach zmiany z akcentu produkcyjnego na gospodarkę opartą na usługach pracodawcy stają się coraz bardziej mobilni, przenosząc biura z miejsca na miejsce, w poszukiwaniu najtańszej siły roboczej. Myślę, że warto tutaj rozróżnić dwa rynki - pracy umysłowej (kapitał produkcyjny wysoko mobilny) oraz pracy opartej na wysiłku fizycznym (kapitał produkcyjny mało mobilny). Do drugiej kategorii zaliczymy te wszystkie wysoko płatne prace, które ściągają młodych zdolnych wykształconych z Polski - restauracje, hotele, zakłady produkcyjne, przetwórstwo itp.

Rezultat - pracodawcy przemieszczają się szukając najtańszej siły roboczej, pracownicy są mniej skłonni do przemieszczania się w poszukiwaniu godziwej płacy. Obala to mit myślenia, że "chętny wszystko może" - nawet przy zaangażowaniu, ambicji  i samorozwoju rynek pracy nie gwarantuje odpowiedniej płacy.


Ekonomia prowadzi do wypaczeń moralności

Myślenie wolnorynkowe w swej istocie wyklucza myślenie humanitarne. Podejmowanie racjonalnych decyzji i działań wyklucza wspomaganie osób o mniejszych szansach - ponieważ jest myśleniem transakcyjnym. Oczywiście, nikt nie zabrania filantropii, jest to decyzja indywidualna jednostek. Natomiast w zetknięciu z założeniami ekonomicznego myślenia jest ona kontrproduktywna i nieefektywna. Liberalizm ekonomiczny liczy na dobrą wolę osób z kapitałem, że będą wspomagać osoby i sprawy, gdzie jest to nieefektywne finansowo - a więc przeczące istocie myślenia wolnorynkowego, opartego na systemie transakcyjnym i zwrotach z kapitału. Szlachetne założenie, oczywiście praktykowane przez wielu przedsiębiorców, mimo wszystko pozostaje ono niejako w opozycji do fundamentalnych założeń i jest jedynie myśleniem życzeniowym.

Tymczasem przecież podstawy porządku społecznego, rodzina, przyjaźń czy miłość - działa na przeczących temu systemowi zasadach. Są dalekie od systemu transakcyjnego, często bezinteresowne, bazujące na uczuciach a nie racjonalnych ekonomicznie decyzjach.

To moje zdanie, a co o tym mówią badania psychologiczne - na które jako absolwent ekonomii również patrzę zatrwożony pod osobistym kątem:

Studying economics also seems to make you a nastier person. Psychological studies have shown that economics graduate students are more likely to 'free ride' -- shirk contributions to an experimental 'public goods' account in the pursuit of higher private returns -- than the general public. Economists also are less generous that other academics in charitable giving. Undergraduate economics majors are more likely to defect in the classic prisoner's dilemma game that are other majors. And on other tests, students grow less honest - expressing less of a tendency, for example, to return found money - after studying economics, but not studying a control subject like astronomy. Frank, Gilovich, and Regan 1993). 

This is no surprise, really. Mainstream economics is built entirely on a notion of self-interested individuals, rational self-maximisers who can order their wants and spend accordingly. There's little room for sentiment, uncertainty, selflessness, and social institutions. Whether this is an accurate picture of the average human is open to question, but there's no question that capitalism as a system and economics as a discipline both reward people who conform to the model.
- Doug Henwood, Wall Street

Plus słowo od papieża Franciszka:

[S]ome people continue to defend trickle-down theories which assume that economic growth, encouraged by a free market, will inevitably succeed in bringing about greater justice and inclusiveness in the world. This opinion, which has never been confirmed by the facts, expresses a crude and naïve trust in the goodness of those wielding economic power and in the sacralized workings of the prevailing economic system. Meanwhile, the excluded are still waiting. To sustain a lifestyle which excludes others, or to sustain enthusiasm for that selfish ideal, a globalization of indifference has developed. Almost without being aware of it, we end up being incapable of feeling compassion at the outcry of the poor, weeping for other people’s pain, and feeling a need to help them, as though all this were someone else’s responsibility and not our own. The culture of prosperity deadens us; we are thrilled if the market offers us something new to purchase; and in the meantime all those lives stunted for lack of opportunity seem a mere spectacle; they fail to move us.
- Franciszek I


Słowo o systemie monetarnym

Jeszcze jedna świadomość mnie przeraża, po analizie systemu monetarnego. Pieniądz pochodzi z dwóch źródeł - z wpłaconych do banku centralnego kruszców, lub z obligacji wyemitowanych przez państwo i sprzedanych bankowi centralnemu. O ile się nie mylę, po sierpniu 1971 kiedy wymienność dolara na złoto została zawieszona a kurs upłynniony, nie pozostała już żadna waluta na świecie ze stałym parytetem złota, a więc pokryta w kruszcu. Co to oznacza?

Że każda złotówka, dolar czy euro, to dług. Nasz, jednego banku, drugiego banku, czy w końcu - państwa wobec banku centralnego. Nie wiem czy dobrze wnioskuję (niech mnie ktoś poprawi), ale gdyby każdy spłacił swoje długi, to nie pozostałaby na tym świecie ani jedna moneta. Przerażająca świadomość, prawda? System monetarny sprawia, że żyjąc na Ziemi staliśmy się sami sobie dłużni. Cała ludzkość jest na minusie, z odsetkami... Jak może to doprowadzić w ostatecznym rozrachunku do powszechnego dobrobytu?


Konkludując prywatę - nie wiem, gdzie obecnie stoję, nie wiem do końca, w co ekonomicznie wierzę. Bo ograniczanie wolności przedsiębiorców jest ograniczaniem wolności jednostek. A jednocześnie pewne limity (jak w przykładzie z pracującymi dziećmi) może faktycznie są zdrowe i "humanitarne". Skłaniam się coraz bardziej ku zdaniu prof. Josepha Vogla (świetny wywiad można przeczytać tutaj), że teodyceę - wiarę w to, że Bóg czuwa nad porządkiem świata zastąpiliśmy oikodyceą - wiarą, że porządek świata zapewniają siły rynkowe i "niewidzialna ręka rynku", dając jej przymioty niemal boskie. Tymczasem stworzony przez rynek porządek nie zapewnia ani wolności, ani dobrobytu (na który nas przecież w XXI wieku stać!), ani szczęścia. Nie w powszechnym wydaniu.

Nie do końca sprecyzowałem jeszcze, w co wierzę, ale wiem w co już nie wierzę, a to już pewien progres - w kapitalistyczny wolny rynek.