wtorek, 31 stycznia 2012

Demonkracja

Demos cratos – władza ludu.

Ludu czyli ogółu. Fajna audycja na Trójce była wczoraj – czy władza powinna liczyć się ze zdaniem ulicy. A na ulicach co się dzieje to widać, w atmosferze kontrowersji wokół ACTA. Ilu musi być ludzi, żeby się z ich zdaniem/sprzeciwem liczyć? Jeden wystarczy? Dziesięciu? Dziesięć tysięcy? Sto tysięcy?

Kim musiałby być? Bogatym biznesmenem? Papieżem? Głową obcego państwa? Masą pielęgniarek? Tłumem górników? Manifestacja internautów? Stowarzyszeniem prywatnych przedsiębiorców?

Kto jest w demokracji ważny a kto nieważny?

Moje zdanie – ten kto ma środki żeby krzyczeć i nie zostać zagłuszonym.Demokracja, rządy większości. Przez reprezentantów na dodatek, mimo zapisów w konstytucji:

Art. 4. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Swoją drogą ciekawe ilu ludzi to już Naród. Wszyscy? Nieosiągalne. 51%? Kto policzy te ponad 19 milionów? 51% pełnoletnich? 51% pełnoletnich którzy pójdą do głosowania w referendum? Śliczny zapis.

A hawno jak to Podlasie mawia. W praktyce jak wg cytatu, którego autora nie mogę znaleźć: w demokracji mamy prawo wyboru własnych tyranów. Czyli nie tylko nie rządzi większość, ale wybrana supermała mniejszość.

Nawet gdyby rządziła większość, to naturalnym jest że prawa mniejszości giną w tłumie. Skoro to większość wybiera i decyduje, to jak może się liczyć mniejszość? I jak duża musi to być mniejszość, żeby jej głos został uwzględniony? 49%? 30%? 10% owego Narodu? 10 tysięcy ludzi jeszcze można respektować, czy już nie trzeba? 100? Z jednym człowiekiem trzeba się liczyć czy nie?

Dlaczego mniejszość ma się poddawać woli większości?
- Henry David Thoreau

Jakoś tak naturalnie wchodzi temat wybitności (z poprzedniego posta i innych styczniowych). Wybitne i nieprzeciętnie inteligentne/zdolne itp. jest tylko kilka % społeczeństwa. Mniejszość. Reszta jest mniej lub bardziej zwyczajna, średnia, przeciętna (i jest te kilka % totalnego odwrócenia wybitności). Więc równamy, decyzją przytłaczającej większości, do której mniejszość (w tym ta wybitna) musi się dostosować. Jak bardzo nieprawidłowe jest to założenie?!?

Gdzie w tym wszystkim jednostka? W tym jednostka odmienna (załóżmy że in plus) od większości? Gdzie w tym wszystkim grupa kilkunastu osób?

Cytat oklepany i wyżęty na wszystkie sposoby i możliwości. Ale wartościowy:

Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik głosowania!
- Benjamin Franklin

Jeszcze jeden punkt widzenia – podjęta przez większość decyzja zmusza mniejszość do respektowania jej, mimo  że mogli być jej całkowicie przeciwni, jest niezgodna z ich zasadami i wartościami. Czy nie jest to niewolą? Podstawą prawa jest liczba, nie jakość.

Nie podoba mi się system w którym dwaj pijacy spod budy z piwem mają w demokratycznym głosowaniu dwa razy więcej do powiedzenia niż profesor.
- Wojciech Cejrowski

Nie podoba mi się system, gdzie piętnastu profesorów ma więcej głosów niż jeden profesor. Bo jak ocenić mądrość decyzji piętnastu profesorów i ich przewagę nad tym jednym?  Najłatwiej, liczbą.

Świat zaludniają jednostki.
- Henry David Thoreau

A takie tam rozważania.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Normalizacja

Kontekst, didascalium: Wreszcie jakiś pełnometrażowy tekst.

- Uf, jak to dobrze, że okazał się być normalnym facetem… - odetchnęła z ulgą. Nie minęły nawet dwa dni, kiedy ze łzami cieknącymi po policzkach wykrzyczała mu wprost w twarz:

- Jesteś taki jak wszyscy faceci!

To czym jest normalność? Większość ją definiuje, to co robi większość jest normalne, jest „normą społeczną”, „normą postępowania”? Tak by wynikało z idei funkcjonowania społeczeństwa, powstawania i działania danej kultury, zasad. Robi większość, więc to musi być ok. Głupie? O, czy to nie podstawa działania demokracji…?

Piękną aluzję robi tzw. rozkład normalny (o którym się rozpisywałem LINK). Ogromna większość nie odbiegająca od normy, tylko kilka % wyróżnia się na plus albo na minus od niej.

Normalność nie jest kwestią statystyki.
- George Orwell, Rok 1984

Jeszcze lepiej brzmi to w oryginale: Sanity is not statistical.

Robimy to, co większość, bo inaczej przeżycie jako „nienormalny” byłoby bardzo trudne (outsiderstwo nie ułatwia, polecam Easy Rider). I lecimy po wzorcach kulturowych. W krajach muzułmańskich prawo szariatu jest normalne. W naszym pojmowaniu – barbarzyństwo. W Chinach jedzenie robaków i wszystkiego co można zjeść – u nas oblecha. Europa i Ameryka po rewolucji seksualnej epatuje seksem na każdym kroku – w innych kulturach to skrajne zepsucie. Co więcej pisać.

Większość dyktuje co dla nas jest normalne. Ale to może być zupełnie błędne, bo większość jest raczej głupia (wystarczy popatrzeć na normy z przeszłości, też dyktowane przez większość). A co jest normalne n a p r a w d ę ? Średnia statystyka z całej ludzkości?

Nie da się powiedzieć. I to jest piękne. Może cała ludzkość się myli w tym co jest normalne. W tym co jest dopuszczalne. A komu to rozsądzić?

Dobra, idziemy dalej.

- Ona jest jakaś taka… zwyczajna… - powiedział z niechęcią. – Nie żeby coś z nią było nie tak… Po prostu nie ma nic, co by jakoś poruszało…

No to halo. Funkcjonowanie zgodnie z normami społecznymi i bycie „normalnym” jest ok, a bycie „zwyczajnym” już niezbyt? Znaczeniowo to synonimy przecie! Różni je tylko wydźwięk.

Czyli jednak warto odbiegać od „normalności”. I tu racja, szczególnie, że normalność nie może być oceniona jako dobra subiektywnie, bo jest tylko „popularna” a nie „dobra” (dowód z powyżej).

Wyróżnienie, odchylenie od normalności. Tylko jak przy rozkładzie normalnym (jakże kocham statystykę) zarówno może być na plus jak i na minus. I jak tu odróżnić geniusza od wariata? A może to to samo? Wybitność i psychiczne problemy idące w parze? Pomieszane? A może źle interpretowane?

Don’t really know 
If I care what is normal
And I'm not really sure
If the pills I've been taking are helping
- Steven Wilson (Porcupine Tree), Sentimental

To osoby odbiegające od standardu są inspirujące. To one zmieniają – bo jak zmieniać wpisując się w główną „bulę” rozkładu normalnego? Raczej ciężko. Czyli żeby zrobić coś ciekawego, nowego, ważnego, wybitnego – trzeba wyjść poza główny nurt. Banał.

Tylko, że to niebezpieczne – wyjście poza normy socjalne, poza powszechne oczekiwania, opinię utrudnia. Regularne wychodzenie poza główny nurt myślowy grozi nieprzystosowaniem do współpracy, funkcjonowania. Niemożnością dogadania się.

Wyjście poza schematy tak bardzo, że można zostać uznanym za wariata. Pól biedy jeśli przez opinię publiczną. Gorzej, jak przez służby zdolne Cię zamknąć i naszprycować medykamentami.

Więc bezpieczniej zostać w głównym nurcie.

- A co jeśli ktoś potem pomyśli o Tobie X? I przez to zamkniesz sobie drogę do Y? A co jeśli dla Innego Człowieka właśnie to Z będzie ważne, a Ty tego nie robisz, nie podzielasz? Jak on Cię oceni, na pewno przekreśli!

Czy nie tak funkcjonuje i jest powielanych wiele schematów? Opartych o strach przed odrzuceniem, opinią publiczną, oceną w sprawie na której nam zależy?

To jak do jasnej ciasnej Anielki znaleźć balans między byciem wybitnym (poza "bulą") a wpasowaniem się w społeczne i powszechne oczekiwania ("bula")? Między byciem normalnym a niezwyczajnym? Próbując nie być Zwykłym Szarym a Nieprzystosowanym Wariatem?

A na koniec jeszcze wideło, bo fajne.


niedziela, 15 stycznia 2012

Urwanie głowy

Trudno utrzymać jakąś regularność w pisaniu, ale nie jest to w sumie moim celem. Ostatnio mniej sił i głowy do pisania, szczególnie jak był czas spacerów do pracy (codziennie jakieś 3km w jedną i w drugą stronę), a więc wstawanie wcześnie, a więc późne powroty. Za to jest kondycha, są zakupy dobrego śniadania.

A pisania niewiele. Zaczynam jakiś temat i w sumie wszystko wydaje się nieistotne (o ironio). W zeszyciku kilkanaście tematów do opisania, zebrane cytaty, nawet materiały multimedialne, ale jakoś wydaje się to mniej-ważne. Nihilizm śniegowo-noworoczny, do zaobserwowania też i w najbliższym otoczeniu. Albo po prostu trudno skupiać się na ideach i teoriach, pomysły i refleksje kotłują się w głowie.

Urywki ciekawych wątków, głowa porwana na strzępy:

Dom
Jak bardzo radosnym trzeba być, żeby za domek letniskowy (a może całoroczny?) mogło wystarczyć owo dzieło budowlane:


Jest sypialnia, salon na świeżym powietrzu, jest kanapa, szafa, stoły nawet dwa. Widać, że latem funkcjonuje ogródek, a obok rośnie kilka drzew. W pobliżu rzeczka, a 3km dalej Góry Stołowe. Czego więcej chcieć od życia?

Wioska
Jak różne od naszego jest życie na wiosce? – tak sobie myślę idąc przez taką Ścinawkę Średnią czy inne Łężyce. Bo jak inne są aspiracje, możliwości, dzień codzienny, czas wolny, jak inne są tematy rozmów? Jak inne jest spojrzenie na estetykę (np. stare rozpadające się domy), jak inne spojrzenie na ubóstwo i biedę? Jak inny jest sens tego wszystkiego?

Nie, że gorszy czy lepszy. Zupełnie co innego. I też są ludzie zadowoleni.

Stachura
Jak świetnym twórcą był Stachura? Zagłębiam się teraz z kolei w jego prozę i nie mogę wyjść z podziwu. A „Siekierezada” w wersji filmowej to też głębia odbioru.

Forma
Jak bardzo lepsze są krótkie komunikaty od długich? Jeden obrazek z trafnym napisem pozwala na długi czas przemyśleń i refleksji (vide Penpen czy Shapes). W takim razie mniejszy sens mają elaboraty i długie wywody. Rysować nie umiem – a może fabuły? To ze Stachury jeszcze takie wrażenie. Jedna wypowiedź głównej bohaterki, a cały sens jak na dłoni. Zwięzłość komunikatu, miejsce na dopowiedzenia indywidualne. Albo wiersze. A może powrót do piosenek?

Byle abstrakcja. To kończę, bo długo a dzień krótki.

czwartek, 12 stycznia 2012

Orlické hory + Góry Stołowe

Ile można myśleć o wyjeździe, nie wyjeżdżając? Się aż niezdrowe robi dla mózgu z przepełnienia myśli.

Dylemat początkowy – Beskid Sądecki czy Kotlina Kłodzka? Dylemat rozwiązał Empik, który dysponował tylko mapami tej drugiej. Dylemat drugi – Masyw Śnieżnika na wschód od Międzylesia czy Góry Bystrzyckie na zachód. Zostawiłem decyzję do pociągu.

Nie sądziłem, że mamy tak dobre połączenie z Gdańska do Kotliny Kłodzkiej – nic tylko na weekend tam skakać (jeszcze ze zniżką 26% to bajeczka). 21:30 Gdańsk, 5:30 Wrocław i 8:00 Góry. Żyć nie umierać.

Recz najważniejsza:jest śnieg!


Porywający Jelenik

Chłodna rzeczka, forsowny marsz, pić się chce. Ale kto tam by pił z kubka – na bogato się napiję z miski. No i rzeczka poniosła miskę w siną dal, więc nijak potem już nie szło gotować. Trudno, przygoda.


Drogę zastąpiła mi Dzika Orlica, rzeka graniczna. Po drugiej stronie Czechy i to całkiem ładne górki. Rzut oka na mapę i szybka zmiana planów – idę w Orlické. Tylko żeby tam się dostać trzeba było przejść

a) Przez gospodarstwo
b)  Przez rzeczkę (Czerwony Potok)

Szydercze owce

Gospodarstwo – jak przystało na dobrą postapokalipsę – dysponowało zestawem zniszczonych maszyn wszelkiej maści: samochody, maszyny rolnicze, cmentarzysko.


Jak na postapokalipsę przystało, między tymi wrakami kręciło się stado owiec, bacznie przyglądające się mi w ciszy i skupieniu. Dopiero gdy naruszyłem jakiś niezwykle ważny punkt w terenie podniosły krzyk (jak herbata u sąsiada w piosence Comy) i bucząc zaczęły mnie śledzić, w odległości metr-dwa. Bucząc – nie becząc, bo odgłos był jakby komuś bardzo nie podobał się mój występ. Rozumiem, nie każdemu w śmiech z moich żartów, więc szybko zgubiłem owce za zakrętem.


Skok przez Czerwony Potok, most przez Dziką Orlicę i zaraz rzeka oddzieliła mnie od Polski. Jak się okazało, na dłużej niż planowałem.


Czeska strona pełna jest umocnień sprzed drugiej wojny światowej – niezła gratka, w połączeniu z ciągle sypiącym śniegiem zrobił się trochę klimat Ardenów.




Czeska strona to także świetnie przygotowane do biegówek trasy. Wyratrakowane elegancko, masa śmigających. Sam zacząłem żałować, że nie mam nart, szczególnie gdy zacząłem zapadać się po kolana w śniegu a narciarze z gracją szusowali tuż obok.

Pierwszy nocleg pod Arenckym Verchem byłby całkiem miły gdyby nie kondensacja w namiocie- to raz. A dwa – na zimę jednak nie tunele, tylko kopułki – bo nijak tego się nie da elegancko rozpiąć na śniegu. Za to śpiwory sprawdziły się pierwszorzędnie – łączenie dwóch syntetyków i wkładki i ciepełko.


Rano poległ jeden z moich towarzyszy – po sześciu latach wspólnych wędrówek połamał się kij Masters.
Drugi dzień to więcej bunkrów, jeden widoczek. Spotkani Czesi dziwili się gdzie mam „bieżki” (sam nad tym się zastanawiałem). Pod koniec dnia zawód, że w Mostowicach ani Lasówce nie ma żadnego przejścia na polską stronę przez Dziką Orlicę, a człowiek za krajem już zatęsknił. Skoro nie da się przejść przez rzekę, to trzeba ją obejść. Szybka przebitka przez kolejny nieprzetarty szlak, w tym końcówka już po ciemku i koło 17:00 wyszedłem na polską stronę. Nie chciało się spać (wstałem o 8:00), więc zdecydowałem zrobić jak najwięcej kilometrów w stronę Dusznik Zdroju.

Miło, asfaltem, w końcu zaległem na przystanku autobusowym pośrodku niczego. Sezon menelstwa 2012 uważam za otwarty.


W Dusznikach uzupełnienie zapasu czekolady i decyzja poparta sprawdzeniem PKP – czy na wschód do Kłodzka, czy też wsiądę gdzieś na północy, jeśli przejdę przez Góry Stołowe. Druga opcja wygrała jako ciekawsza i ruszyłem kolejnym mocno nieprzetartym szlakiem.


Co ciekawe, nie sądziłem że gdzieś poza Żywieckim i Tatrami są łańcuchy a tu taka niespodzianka – fragment i w Stołowych się znalazł. Główne szlaki w Stołowych też oblężone przez biegaczy.

W końcu zejście do Wambierzyc, czas przyspieszył i zmiana pory roku na wiosnę,oto ona:



Zresztą, wioska wybitnie dziwna. Sama nazwa już przynosi na myśl opowieści o wampirach. Przestrach dawnych mieszkańców obrazowały liczne rzeczki i domy za kładkami (wszak wampiry nie przejdą przez płynącą wodę), a także poszukiwanie ratunku w rozwiniętym centrum sakralnym (góra Tabor, góra Synaj i ogromne sankturarium.



Z Wambierzyc trafiłem do Ścinawki Średniej, gdzie miałem pociąg. Takiej menelni jeszcze w życiu nie widziałem. Sama stacja kilometr za ostatnimi zabudowaniami, torów z 8, zardzewiałe wagony, powybijane szyby, brak jakiegokolwiek oświetlenia, okalające stację działki-slumsy i trzy mosty kolejowe… Ogólnie klimat ciężki, szczególnie że zmrok zapadał a miałem tam czekać trzy godziny na pociąg.

Coś powiedziało mi, że mogę się nie doczekać i ruszyłem na „następny przystanek” – do Nowej Rudy. Tam stację z kolei okupowała grupa kilkunastu ziomków, niezbyt przychylnie mierzących mnie wzrokiem. Mających też niewątpliwie coś na sumieniu, bo gdy tylko pod stację podjechał patrol policji, zerwali się jak przepłoszone ptactwo, znikając w ciemnościach torowiska.

Fotki na Picasie.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Nie ma prawdy, jest statystyka

Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.
- Benjamin Disraeli

A ja pozwolę sobie nie zgodzić się z powyższym. Może dlatego, ze uwielbiam statystyki. Może dlatego, że nie biorę nic za pewnik. Może dlatego, że nie lubię jednoznacznych i niepodważalnych prawd, które NA PEWNO odnoszą się do wszystkiego i sprawdzają w każdej sytuacji.

Bo takich nie ma. Życie i świat statystyką stoją, uogólnieniem pewnych prawd czasem sprawdzalnych a czasem nie.

A co tam, ekonomia na pierwszy ogień. Nie pamiętam żadnych twierdzeń ekonomicznych (inna sprawa, że mało uważałem), ale większość tego to probabilistyka.

Jeśli zrobimy X, to prawdopodobnie stanie się Y. Ale niekoniecznie. Właściwie to kiedyś tak zadziałało. Ale kilka razy nie. W sumie… no dobra, dawaj, zobaczymy co się stanie.

Psychologia (kolejny konik). Jeśli zrobisz, powiesz coś do kogoś to on w jakiś sposób się zachowa? Jeśli zastosujesz takie a takie narzędzie to go wyleczysz z lęku, rozwiążesz jego problemy? Są tylko bardziej i mniej prawdopodobne drogi do sukcesu. Bo każdy jest inny, dla każdego co innego będzie efektywne, co innego będzie pomocą, co innego w ogóle zadziała. A jednocześnie każdy jest na tyle taki sam (w kategorii: człowiek), że da się to w pewien sposób uogólnić.

Jako jednostka jesteś cały czas taki sam? Jesteś jakiś na pewno? Zawsze jesteś nieśmiały? A w znanym towarzystwie, ze sprawdzonymi przyjaciółmi? Zawsze jesteś pozytywnie nastawiony do życia? Czy tylko na ogół? Ciężko zbudować obraz osoby na pojedynczych zdarzeniach, bo nie wiesz czy to jego standardowe, częste zachowanie czy wyjątek. Z drugiej strony pewne pojedyncze zdarzenia mogą przekreślić obraz osoby w całości (na ogół jest miły, ale raz zabił człowieka bez powodu - zdarzenie statystyczne o tak dużej wadze, że zmienia całość obrazu?).

Jesteś inny niż wszyscy? Nie wpisujesz się w statystykę? Oczywiście, tak, tak. Ktoś musi robić różki w rozkładzie normalnym (krzywa Gaussa) i dawać skrajne wyniki.

źródło: kalkulatory.pl

No dobra, to były miękkie nauki (oho, ekonomiczny bulwers?). A co z uniwersalnymi prawami fizyki? Siły, oddziaływanie itp.? Na PG nie chodziłem, ale czy nie są to tylko statystyczne uogólnienia pewnych sił i reakcji zachodzących w mikroskali? Prawa fizyczne do XX wieku będące pewnikiem okazały się być niesprawdzalne w 100% w skali atomu, ale gdy wziąć dużą liczbę atomów (populację) to uogólnienie dało się ująć we wzór i w prawidło… Bla bla, pogadał pogadał bez żadnego fizycznego przygotowania. No nic, odsyłam do źródeł albo kogoś mądrego (z drugiej strony Jeśli sądzisz, że rozumiesz mechanikę kwantową, to nie rozumiesz mechaniki kwantowej. – Richard Feynman).

Oczywiście da się spokojnie manipulować sposobem przeprowadzenia badania, zadawanymi pytaniami, sposobem przedstawienia i interpretacją wyników – siedząc w tym można robić istne czary.

Jeśli mój sąsiad codziennie bije swoją żonę, ja zaś nie biję jej nigdy, to w świetle statystyki obaj bijemy je co drugi dzień.
- George Bernard Shaw

Ze statystyką jest inny problem - albo bazuje na danych historycznych, albo przewidywaniach przyszłości. I jako taka nie jest zupełnie przygotowana na radykalne zmiany, myślenie outside the box. Tylko nie oszukujmy się, ile outside the box mamy zaszczyt spotkać? Dajmy na to ok. 4%? Krzywa Gaussa, potwierdzenie.

I - oczywiście statystyka czasem kłamie, nie zawsze się sprawdza, można się pomylić. Ale statystycznie rzecz biorąc – ma rację.