sobota, 26 lipca 2014

Prawa autorskie

Jakiś czas temu napotkałem na żarliwe dyskusje na forum Demokracji Bezpośredniej, której niektórzy członkowie postulują całkowite zniesienie majątkowych praw autorskich. Temat mocno mnie obchodzi, dlatego postanowiłem napisać nieco dłuższy tekst żeby się z tym uporać.

Argumenty za zniesieniem majątkowych praw autorskich mają swoją rację. Po pierwsze część patentów jest skupowana przez dużych graczy po to tylko, żeby je schować w sejfie, bo godzą w ich model biznesu - szczególnie jeśli chodzi o transport i medycynę. Ale ok, może to tylko teorie spiskowe.

Dwa - nikomu krzywda się nie dzieje przez piractwo, bo nie ma badań udowadniających, że kto ściągnął jakiś program/płytę/grę z internetu za darmo, inaczej musiałby ją kupić i kupiłby. Więc te "utracone zyski" są czysto hipotetyczne.

Trzy - nabywając produkt nabywamy prawo do korzystania z niego w dowolny sposób - pożyczania, prezentowania innym itp. Czy kopiowania, które jest niezmiernie łatwe przy dzisiejszej technologii. Rozumowanie takie wywodzi się z produktów materialnych: kupuję samochód, więc mogę go "udzielić" - pożyczyć - komu zechcę. Problem tylko jest taki, że nie mogę go skopiować klawiszami ctrl+c...

I wreszcie cztery - jest to tylko zaakceptowanie stanu faktycznego, gdzie przecież wymiana plików trwa w najlepsze. Niemal każdy ma program, płytę czy film, które zostały pobrane z pogwałceniem praw autorskich, więc czemu utrzymywać fikcję i karać za coś, co już jest normą?

Ok, spójrzmy na to w takim razie z drugiej strony. Przyjmując perspektywę szczególnie dla mnie drogą, czyli wolności i niezależności, w tym przypadku twórcy, który by żyć musi mieć źródło dochodów.

Dawno temu niezależność można było uzyskać budując chatę, siejąc pole - było z czego wyżywić rodzinę, był dach nad głową. Do czasu wywłaszczenia chłopów i innych pańszczyźnianych wynalazków, na które dziś spoglądamy z trwogą. Niezależność utrzymania można było uzyskać przez rzemiosło na wysokim poziomie - do czasu rewolucji przemysłowej stawiającej masowość produkcji na piedestale i redukując koszty. Fabryki rosły jak grzyby po deszczu, zatrudniając na długie godziny za niskie stawki, a na wyzysk dzieci patrzymy dzisiaj z trwogą.

Jakiś czas później nastała era informacji, powszechny dostęp do wiedzy i technologii. Jeszcze nigdy w historii tworzenie produktów niematerialnych i ich globalna dystrybucja nie były takie łatwe. Coraz więcej start upów, freelancerów, self-made twórców, w tym artystów bez wsparcia dużych wydawnictw.Rośnie liczba samodzielnie wydawanych ebooków i płyt, samodzielnie tworzonych aplikacji i innych produktów cyfrowych. I w tym kontekście widzę odebranie tym twórcom - pisarzom, fotografom, programistom, muzykom, naukowcom - praw majątkowych do owoców ich pracy jako wepchnięcie z powrotem ze sfery niezależności do hierarchicznego systemu służbowych zależności.

Może jestem dziadem i bronię reliktów przeszłości. Może brakuje mi kreatywności i czuję się prywatnie zagrożony, bo temat w jakimś stopniu osobiście mnie dotyka. Może nie potrafię sobie wyobrazić jak miałyby wyglądać źródła zarobków dla twórców po zniesieniu majątkowych praw autorskich. Może ludzkość wymyśli kolejny sposób jak sobie poradzić z takim stanem rzeczy (tak jak poradziła sobie z wywłaszczeniem i pańszczyzną, z masową produkcją, z warunkami pracy w przemyśle) i pójdzie dalej, a to tylko przejściowa obawa. Może się mylę, nie wykluczam.

Zachęcam jednak do przeanalizowania dróg, jakie są proponowane jako alternatywa dla majątkowych praw autorskich, żeby zobaczyć jakie opcje są proponowane:

Crowdfunding

Można podawać przykłady projektów, które odniosły o wiele większy sukces niż spodziewali się tego ich twórcy. Dodatkową korzyścią jest to, że produkt ma nabywców jeszcze przed poniesieniem kosztów - bezpieczeństwo, że się sprzeda. Problemy na drodze do skalowalności tego modelu są dwa - konsument kupuje kota w worku. Wie tylko czego może się spodziewać, ale nie ma gwarancji że to właśnie dostanie. Dla części nabywców będzie to do zaakceptowania, inna część podejmuje decyzje na podstawie recenzji, testów, opinii lub po zobaczeniu efektu. Drugi problem leży w odroczonym czasie zakupu. Często przedpłata dokonywana jest pół roku - rok - dwa przed powstaniem dzieła. Część zakupów możemy zaplanować z takim wyprzedzeniem, wiedząc, że warto będzie czekać. Ale nie wszystkie.

Pay what you want

Czyli tworzymy i udostępniamy za "co łaska". Konsument może przeczytać/przesłuchać/zobaczyć produkt i wpłacić wynagrodzenie według swojego uznania. Chwalę ten model, aczkolwiek ciężko na nim oprzeć jakiekolwiek prognozy, oraz wymaga dojrzałości społeczeństwa. Zarówno jeśli chodzi o sferę mentalną, jak i ekonomiczną, bo kiedy nie ma czego do garnka włożyć to i tak przelew na konto twórcy nie pójdzie. Kolejny problem ze skalowalnością - z ilu dzieł dziennie/tygodniowo korzystamy? Ile przelewów "co łaska" należałoby wykonać? Ile książek, czasopism, filmów, seriali oglądamy tygodniowo?

Plus kolejna rzecz - to fajny model, ale cenię wolność zawierania umów. Jeśli ktoś chce takim modelem sprzedawać swoje dzieła - jego prawo. Jeśli nie, i chce przylepić cenę - również powinien mieć takie prawo. Nie wybierajmy za niego w jakiej formie chce sprzedawać.

Eventy biletowane

Najprościej powiedzieć - zrób koncert, zamiast sprzedawać płytę. Potraktuj płytę jako promocję i sposób na przyciągnięcie fanów. Cofnę się do poprzedniego akapitu - znów narzucamy z góry jak artysta ma zarabiać. Może to zabrzmi nierealnie, ale co, jeśli nie chce? Z jakiegokolwiek powodu, tworzy muzykę ale nie chce / nie może występować publicznie? Musi, bo zabraliśmy mu możliwość zarobkowania w inny sposób.

Kolejna dziura w tym argumencie jest taka, że bez praw majątkowych do dzieła jakikolwiek utwór muzyczny może być podchwycony przez wytwórnię z dużym budżetem na reklamę, skopiowany lub nagrany z użyciem większych środków a później wykonywany na trasie koncertowej z o wiele większym budżetem. A ty, twórco, siedź cicho.

Warto spojrzeć też na liczbę ludzi słuchających muzyki w domu, a chodzących na koncerty. Szczególnie nowych zespołów. Nie wygląda to tak optymistycznie i wątpię, żeby drastycznie ta liczba wzrosła w kolejnych latach, kiedy cena biletów dodatkowo powinna podskoczyć bo zarobić na płycie już nie będzie się dało...

No i najpoważniejsza dziura. Co z twórcami takimi jak pisarze, fotografowie, malarze, czy programiści? Wystawa? Spotkanie autorskie ze skrzynką na napiwki? Zastanów się kiedy ostatnio byłeś na wystawie fotografii lub malarstwa. Albo ktokolwiek z twoich znajomych.


Co pozostaje? W informatyce rozwiązania dedykowane, bo sens by je kopiować jest mniejszy. Programy i aplikacje dedykowane tylko dla danej firmy, która za nie zapłaci. Dystrybucja produktu uniwersalnego będzie niemożliwa, skoro nie ma autorskich praw majątkowych. Pozostają rozwiązania szyte na miarę, albo etat.

Może się mylę, może wyobraźnia szwankuje. Ale proszę, żeby dopuścić i drugą myśl - może to jest błędny kierunek, który kolejny raz odbiera niezależność i wpycha z powrotem na "właściwe miejsce".


piątek, 20 czerwca 2014

Trzeciak


Jeśli astronomowie dobrze kalkulują, to Ziemia jest już trzeci raz w tym samym miejscu odkąd zacząłem pisać NieIstotę. Chciałbym wykorzystać tę arbitralną okazję, żeby wykonać karkołomną woltę podsumowania, wyrównać notatki w schludną stertkę uderzając o blat stołu.

Zdaję sobie sprawę, że moje pisanie nie jest lekkie, na polu NieIstoty przeprowadzam mniej lub bardziej humanitarne eksperymenty na stylu, logice czy wyobraźni. Tym bardziej cieszy, że przez trzy lata licznik odwiedzin prawie dobił do dziesięciu tysięcy, dzięki wszystkim wytrwałym którzy od czasu do czasu zaglądają!

W ciągu trzech lat udało mi się wykrztusić ponad 130 tekstów, poniżej wrzucam kilkanaście tych, które uważam za najbardziej godne polecenia:

Fabuły, na kształt opowiadań i krótkich impresji:

Nie zrozum mnie źle
Przeprojektowanie
Zrozumienie bez słów
Skala
Proporcjowani

reszta opowiadań tutaj

Społecznie zaangażowane:

Człowiekiem bądź mężczyzną - o roli mężczyzny i o tym dlaczego robimy krzywdę chłopcom
System kształtowania - współczesna edukacja
Manifest starego, zmęczonego człowiekiem - niespełnialne ideały
Nie ma prawdy, jest statystyka - prawda zawsze leży po środku - krzywej rozkładu normalnego
Judasz Partiota - nie wierzę w państwo

inne teksty z tej kategorii do znalezienia tutaj

Ekonomicznie zaanagażowanie:

Na wolny rynek krytyczne spojrzenie - kilka zarzutów do "wolnego" rynku
10 pytań konserwatywno-liberalnych - czyli jak się ma moralizowanie do wolnego rynku. Warto sobie zadać, jeśli Twoje serce bije po prawej stronie
Budżet Obywatelski 2030 - jak mógłby wyglądać kontrakt społeczny w nowoczesnym wydaniu

kilka pozostałych zgromadziłem tutaj

Politycznie zaangażowane:

Krótki podręcznik wojny polsko-polskiej - jak efektywnie rzucać błotem
Demokracja bezpośrednia Taxi - o zaletach bezpośredniej vs pośredniej, czyli korporacje taksówkowe
Demonkracja - dlaczego ma tak niewiele wspólnego z wolnością

inne teksty z tej kategorii tutaj


Lubię dyskutować, więc w przypadku bloga niewiele rzeczy ucieszy mnie bardziej, niż odbicie rękawicy czy podjęcie piłeczki, by podyskutować i wymienić się poglądami i pomysłami. Intelektualna stymuła zawsze w cenie. Zapraszam serdecznie i jeszcze raz dzięki wszystkim, którzy zaglądają!



piątek, 13 czerwca 2014

Krótki podręcznik wojny polsko-polskiej

Przy okazji ostatnich niezwykle istotnych wydarzeń zauważyłem pewne braki w prowadzeniu dyskusji. Z przerażeniem stwierdziłem, że nie ma w sieci opisanych przystępnie mechanizmów i porad, które pozwalałyby efektywnie bronić swojego zdania i wyznawanych wartości. Wychodząc naprzeciw potrzebom sformułowałem ten oto krótki przewodnik obrony jedynie słusznych poglądów, które przecież wszyscy posiadamy.


1. Zdefiniuj wroga

Nie musi to być dokładna definicja. Właściwie wręcz przeciwnie, im grupa mniej sprecyzowana i pozwalająca zaliczyć do niej niewygodnych rozmówców, tym lepiej. Na początku należy nadać nazwę, najlepiej od zwierząt - np. lemingi, świnie; od przedmiotów - lewacy, pedały; od kolorów - czerwoni, czarni, zieloni; albo należy przeinaczać nazwy własne - komuchy, katole. Ważne, żeby nazwa w żaden sposób nie sugerowała, że przeciwnicy są ludźmi takimi jak my, mają rodziny, pracę, marzenia i problemy (może oprócz problemów ze zrozumieniem najprostszych prawd). Należy ich powiązać z jedną cechą, tak by stali się jej uosobieniem. Nie ma wśród nich pojedynczych ludzi, to banda osób, które są jedną cechą. Tutaj z pomocą przychodzi efekt jednorodności grupy obcej

Grupę obcą (różną od naszej) o wiele łatwiej obrażać i zwalczać, dlatego ważne, żeby to byli Oni. Wyobcowanie i odrealnienie możemy też uzyskać używając terminów brzmiących naukowo. Przejdzie cokolwiek, co kończy się na "-iści" - reakcjoniści, lefebryści, aborcjoniści, syjoniści, cykliści, marksiści, faszyści, komuniści, neonaziści. Podciągaj pod tę nazwę nawet osoby, które nie do końca się wpasowują w jej definicję, ale mają z nią jakiś punkt styczny - wystarczy jeden. W końcu kto nie jest z nami, musi być z nimi.


2. Zdefiniuj prawych ludzi

Czyli własną grupę. Liczebność nie ma znaczenia, bo może to być przytłaczająca większość społeczeństwa, której opinia jest pogwałcona przez podejrzane grupy/elity, lub ciemiężona mniejszość, której wolność jest ograniczana. Tak czy siak ważne, żeby zjednoczyć się pod jedną nazwą, sztandarem z dumnym hasłem. Wskazane są tu uniwersalne wartości, które każdy z nas ceni. Pamiętaj, my bronimy bo jesteśmy atakowani (pokrzywdzeni), więc obrońcy: życia, wolności, równego traktowania, prawdy, wiary, tradycji, sumienia, patriotyzmu swobody poglądów, praw człowieka, godności, rodziny, prawdziwej polskości... Jest z czego wybierać, także śmiało. Jeśli zupełnie nie masz pomysłu, to przyjmij za wartość, której bronisz, normalność. Im bardziej uniwersalne hasło na sztandarze, tym ciężej z nim walczyć i łatwiej się z nim identyfikować. Nie musisz doprecyzowywać co znaczy wolność, życie, prawda, normalność, to nie ważne. Nie wdawaj się nawet w takie dyskusje, to pułapka wroga zastawiona niczym mityczne wilcze doły pod Grunwaldem.

Grupa obrońców wartości musi posiadać kilku ludzi, którzy sprawiają, że MY nie jesteśmy masą. O nie, jest z nami zwykły człowiek Jan Kowalski, popatrzcie, ma rodzinę, marzenia, pracę (w zależności od kontekstu może jej także nie mieć w wyniku działań podejrzanych grup). Albo popatrzcie, tutaj zwyczajna licealistka, taka jak wy - ale każdy z nas ma swoją historię. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, a jednoczy nas jedno hasło, wypisane na sztandarze. Chcemy po prostu normalnie żyć.

Niech te historie stworzą prawidłowy obraz "Jestem normalnym człowiekiem, tak jak wy. Mam prawo wypowiedzieć swoje poglądy". Nie daj się wciągnąć w pyskówki, że druga strona to też zwykli ludzie i też mają swoje poglądy. Dla ich kłamstw nie ma miejsca, nikt nie może nakazać słuchać kłamstw i bredni.


3. Wytłumacz zagrożenie

To jest dość prosty etap. Jako że masz już zdefiniowane wartości, o które walczycie, trzeba wytłumaczyć, że działalność przeciwników w prosty i oczywisty sposób prowadzi do ich degeneracji, wypaczenia, zatracenia, upadku, wynaturzenia itp. Ich działania są wręcz kpiną z tych wartości, które są dla nas takie ważne (wszak są uniwersalne). Wyolbrzymiaj i przejaskrawiaj, w końcu walczysz w słusznym celu. Nieważna jest prawda (chyba że akurat o nią walczysz, to przepraszam), ważny jest efekt, czyli nie doprowadzić do upadku cywilizacji. Daj też przykład z przeszłości, który ma mniej więcej jeden punkt styczny z sytuacją, z którą walczysz (ważne, musi być przynajmniej jeden! Nie zagalopuj się podając oderwanych od sytuacji przykładów). Historia zna wiele tragedii, możesz śmiało wybrać jedną z nich. Dla ułatwienia, top 5 lista, lista, lista przebojów:

5. Stalin
4. Pol Pot
3, PRL (szczególnie ostatnio na topie, awans z miejsca 5)
2. Krucjaty 
1. nieśmiertelny Hitler i III Rzesza - w najnowszej promocji w pakiecie z Mengele

Dla zwolenników, którzy mają nieco racjonalny tok myślenia i mogą mieć jakieś wątpliwości, przygotuj statystyki, to powinno uspokoić ich sumienia. Rzetelne badania, przeprowadzone przez obiektywnych naukowców, wykazujące, że grupa przeciwników atakuje swoim zachowaniem podstawę, ba, fundament tego na czym oparte jest społeczeństwo, jakie znamy. Przywołaj przykłady, wypowiedzi, cytaty nieznanych osób. Oczywiście badania nie muszą być prawdziwe i rzetelnie przeprowadzone, kto w ferworze walki będzie zagłębiał się w metodologię albo szukał źródeł? Najważniejsze że są konkretne procenty i wypowiedzi, to pomoże twojej grupie wiedzieć, co mają myśleć. Da im też nieco materiału, by pozbierać z ziemi i rzucać we wroga.

Pomocne jest podparcie się autorytetem, najlepiej martwym, bo nie może zaprotestować i nie ma także tego ryzyka, że kiedyś zmieni zdanie i wypowie się w bardziej stonowany sposób. Z żywymi autorytetami występuje właśnie powyższy problem, ale zawsze można powiedzieć, że przestał być prawdziwym obrońcą wartości, o które walczysz i wykluczyć go z grupy dozwolonych do cytowania osób.


4. Zasugeruj niesamodzielność myślenia

Wśród twoich zwolenników mogą pojawić się mimo wszystko pewne wątpliwości. Wszak mogą znać kogoś z grupy wrogów, albo przeciwnik drogą propagandy i manipulacji stworzy wrażenie, że to też są normalni ludzie. Na szczęście jest recepta i na to. Mamy tyle mediów, że możemy wytłumaczyć, że zostali oni zmanipulowani przez odpowiednią gazetę, radio, telewizję lub portal internetowy. W zależności od opcji mamy tu do wyboru Gazetę Wyborczą, Gazetę Polską, TVN, TV Trwam, Radio Maryja, Frondę. Możemy też zdefiniować to szerzej i po prostu nazwać je "lewackimi mediami" lub "katolickim praniem mózgu". Działa wspaniale. Dodatkową zaletą jest to, że zniechęca do wierzenia drugiej stronie czy wręcz wysłuchania jej racji - wszak manipulacja jest silna, najlepiej w ogóle nie słuchać żeby nie zatruć swojego umysłu.

Możesz również zasugerować, że osoby się boją stanąć po twojej, pardon, naszej stronie. To pozwoli napędzić machinę strachu przed drugą grupą - jeśli ktoś się ich boi, znaczy że są potężni. Jeśli są potężni, to stanowią zagrożenie i nasza walka jest tym bardziej potrzebna, wręcz niezbędna. Dobry moment na przywołanie historii Dawida i Goliata.

Mogą też być zwyczajnie niedoinformowani. Osoby stojące po drugiej stronie nie znają faktów i dlatego mogą myśleć tak, jak myślą. Na szczęście w poprzednim punkcie przygotowałeś statystyki, analizy i cytaty, więc możesz je wyciągnąć na stół i ich uświadomić. Odeślij rozmówców by doedukowali się z danej dziedziny - pokaż wyższość. W końcu wiesz, co ty czytałeś, a oni zapewne nic. Nawet jeśli rozmówca czytał to, o czym mówisz, zawsze możesz stwierdzić, że w takim razie nie zrozumiał. W końcu słowa można rozumieć tylko na jeden sposób. Korzystnie jest odwołać się tutaj do ich młodości i braku życiowego doświadczenia, najmodniejszym określeniem obecnie jest tzw. "gimbaza".

Inną metodą jest insynuacja interesu. Wszyscy dobrze wiemy, że jeśli ktoś coś robi, to ma w tym jakiś interes, ktoś mu za to zapłacił, obiecał, zrobił albo dał. Z jakiego innego powodu miałby bronić tak jawnie kłamliwych poglądów? Ciekawe ile mu płacą za powtarzanie takich bzdur. 


5. Szlifuj język

To co pozostało to udział w żarliwych dyskusjach. Na ich potrzeby warto utworzyć słownictwo, które najlepiej oddaje bieżącą sytuację. Twórz nowe słowa lub sięgaj do jeszcze niewyświechtanych pojęć z przeszłości. Jeśli nie są używane obecnie, to jest duża szansa, że wiele osób nie zrozumie co tak naprawdę znaczą, ważne żeby brzmiały odpowiednio złowieszczo lub pozytywnie - w zależności od pożądanego efektu. Kilka przykładów - kondominium; łże- ; służalczy; pachołek; ciemnogród; czczy; kuriozum; degrengolada; sitwa; kacyk; hucpa.

Passe natomiast są słowa takie jak układ, agentura, proletariat, walka klas, kler. Nie chcesz brzmieć przecież jak nawiedzony i oderwany od rzeczywistości, prawda?

Więcej szczegółów o sposobie argumentacji możesz znaleźć w kolejnym rozdziale.


6. Powyższe powtarzaj tak długo, aż wszystko szlag trafi




-----------

Disclaimer (bo prawo czuwa i nigdy nie wiadomo do czego zostanie wykorzystane): 

Tekst został napisany nie w celu nawoływania do nienawiści, ale w duchu ironicznym z intencją autorefleksji albo refleksji nad tym, co robią nam z mózgów osoby używające powyższych technik - nawet nieświadomie. Metody te nie są niczym nowym i da się je zaobserwować wszędzie dookoła. Autor wyraża zaniepokojenie poziomem dyskusji oderwanym od merytoryki i nienastawionym na rozwiązanie konfliktu, a na pogłębianie podziałów społecznych. Klinicznie przebadany, diagnoza wykluczyła paranoję, zdefiniowano jedynie lekkie zmęczenie podziału na lewo i prawo, czarne i białe, oraz kłótniami. Zalecono wczasy w cieplejszym klimacie z dala od manipulacji. Bez kąpieli błotnych, z uwagi na alergię na wzajemne obrzucanie się błotem.



sobota, 7 czerwca 2014

Pro-choice

Title-twist: nie będzie o aborcji, a o wolnym wyborze.

Wyobraźmy sobie sytuację:

Zostajesz schwytany w lesie przez rozbójników (żeby było bardziej współcześnie może być ciemna alejka w parku i banda dresów). Przykładają ci nóż do gardła i mówią "Oddaj nam wszystkie pieniądze albo zginiesz". Teoretycznie dają ci wybór, możesz śmiało wybierać, proszę bardzo. Czy jest to wolny wybór?

Odniosłem się do tej analogii przy okazji ostatnich wyborów. Nie każdy wybór, jaki mamy, jest wolnym wyborem. Wybór między ograniczonymi opcjami nie jest wolny, bo może żadna z nich nie jest dla nas dobra? Może żadna z partii kandydujących mi nie pasuje? Jaki wówczas mam wybór?

Ok, mniej drastycznie. Wybór, jaki dostałem łaskawie od państwa polskiego - czy chcesz, żeby twoje składki emerytalne zostały w całości zabrane z OFE do ZUS, czy mają tam pozostać? Teoretycznie dostałem wybór, wspaniale. W praktyce nie jest on wolny, bo może jestem skłonny do wybrania innej opcji - nie chcę w ogóle swoich składek, nawet zabierzcie je ode mnie, trudno, ale jednocześnie chcę zrezygnować z uczestnictwa w systemie ubezpieczeń i nie odprowadzać składek w przyszłości? Nie mam takiej opcji, mimo że to moje pieniądze i moje ryzyko.

Powtórzę więc: nie każdy wybór jest wolnym wyborem.

Ograniczone opcje, gdzie zamiast pytania otwartego otrzymujemy listę rozwijalną, nie jest prawdziwym wyborem. Kiedy możemy zaakceptować opcję A lub B, ale B skończy się dla nas krzywdą, stratą, śmiercią czy ogniem piekielnym - tam nie ma wolności decyzji i trzeba mieć tego świadomość. W miejsce wolnego wyboru dostajemy wybór tragiczny.

Mamy też tendencję do niepełnego postrzegania wolności decydowania w demokracji. "Wszyscy powinni mieć głos w wyborach, ale tylko, jeśli wybierają mądrze" - czyt. tak jak my. Inaczej są głupi, zaślepieni, zmanipulowani i nie widzą jedynej prawdziwej prawdy. Masz wolny wybór, ale jeśli jesteś za socjalem to jesteś lewakiem i komunistą i Korwin będzie do ciebie strzelał z Kałasznikowa. Masz wolny wybór, ale jeśli opowiesz się za Kościołem to jesteś zaściankowym katolem. Masz wolny wybór, ale jeśli opowiesz się za zniesieniem państwa opiekuńczego to jesteś krwiożerczym kapitalistą, antyspołecznym faszystą.

Jesteśmy za wolnością decyzji tak długo, jak długo zgodne są z naszymi wartościami i poglądami.

Ograniczanie praw wyborczych jest mocne do momentu, do którego te prawa i wpływ na rządzących nie zostanie zabrane nam. Ale przecież my jesteśmy mądrzy, dlaczego mieliby zabierać nam prawa wyborcze? Bolesna prawda: przeciętny człowiek sądzi, że jest mądrzejszy niż większość ludzi. Pokory trochę.

Pytanie, jakie należy sobie zadać jeśli jesteśmy za wolnym wyborem, a jednocześnie propagujemy jedyny słuszny zestaw wartości i poglądów jako "prawdę":


Czy gdybyś miał możliwość zmuszenia wszystkich ludzi na Ziemi do życia zgodnie z najlepszym wg ciebie systemem wartości - nawet jeśli by tego nie chcieli - to czy byś użył takiej mocy?


Mogę odwołać się do jednego ze swoich opowiadań, Przeprojektowania, o maszynach umożliwiających zmianę przekonań, stereotypów i wartości w naszych głowach:

- Nie myśleliście nigdy, ile dobrego moglibyście zdziałać z waszą maszynerią? Do cholery, przecież gdyby wszystkich przepuścić przez terminale, moglibyśmy zaprowadzić doskonały porządek! „Wojna jest złem”, „Kochaj bliźniego swego”, „Dziel się z potrzebującymi”! Przecież znaleźliście sposób na zmianę świata!

Jane poczekała, aż skończę wypluwać z siebie potok słów.

- Naprawdę, Sid? To wszystkie wnioski, do jakich doszedłeś? Kto miałby ustalać te „właściwe” poglądy? Kto miałby nakazać wszystkim w nie wierzyć? Kto miałby miliardom ludzi autorytarnie narzucić swój punkt widzenia?

Autorytarnie?! Przecież to w dobrej wierze! Przez głowę przemknęły mi postaci znanych, wybitnych ludzi. Na pewno znaleźlibyśmy osobistości o odpowiedniej moralności i wiedzy, żeby stworzyć odpowiedni system przekonań!

- I powiedz mi, Sid, kto byłby na tyle głupi, żeby wierzyć w prawdy, zaprojektowane dla niego przez innych?


niedziela, 1 czerwca 2014

Sedno sprawy

Niekiedy środki służące do osiągnięcia celu żłobią tak głębokie koleiny, że same w sobie stają się celami. Wówczas bardzo ciężko skierować myślenie na inne tory, powiązane z pierwotnym (źródłowym) zamierzeniem.

Ja zawsze miałem problemy ze środkami do celu, bo kiedy po drodze znajdowało się inne lepsze rozwiązanie tego samego celu porzucałem dotychczasowy sposób. W końcu ważne jest osiągnięcie celu a nie wykorzystanie danej metody (o ile oczywiście osiągamy cel w ekologiczny sposób).

Skrócę gadanie wstępne do przykładowej serii pytań:

- Czy chcesz pracować czy mieć pieniądze? (to pytanie od mojego taty na pewno przyczyniło się do wepchnięcia mnie na ścieżkę kontestowania)

- Czy chcesz pracować czy mieć satysfakcję z tego co robisz?

- Czy chcesz mieć pieniądze czy mieć gdzie mieszkać i co jeść? (czyli to, co za nie zwykle kupujemy)

- Czy chcesz studiować czy zdobyć wiedzę i umiejętności?

- Czy chcesz mieć dobrych polityków u władzy czy mieć dobrze zorganizowane miejsce do życia?

- Czy chcesz posłać dziecko do szkoły czy żeby było mądre?

itp. itd.

Utarty przez wieki sposób rozwiązywania danego problemu - np. "Nie masz pieniędzy? Idź do pracy!" tak się zakorzenił, że praca staje się celem samym w sobie. Obojętnie jaka, byle była. Bo jak inaczej zdobyć pieniądze, co, kraść mam?

Sami ograniczamy swój wybór do kilku znanych opcji. Ale to nie wybory do europarlamentu, możliwych wyborów jest nieskończenie wiele bo sami je kreujemy. Wymaga to wysiłku, nie przeczę. Wysiłku tego najmniej popularnego - intelektualnego.

Zachęcam do jego podjęcia i zadania sobie pytań o co mi tak naprawdę chodzi. I czy nie ma przypadkiem jakiejś innej drogi, żeby osiągnąć dany cel - innymi środkami. Może bardziej efektywnymi.


------

Teksty powiązane, czyli o dowiadywaniu się o co tak naprawdę chodzi:

- Nie oceniaj mnie!

- Metoda Pantalona

niedziela, 11 maja 2014

Demokracja bezpośrednia Taxi

Autobusy mają tę wadę, że mają ustaloną trasę na rozkładzie. Mamy wybór: pasuje nam i wsiadamy, albo zupełnie nam nie po drodze. Nie zawsze jeżdżą do tych miejsc, w które chcielibyśmy dotrzeć, natomiast niewątpliwą zaletą jest to, że trzymają się zakładanej trasy.

W przeciwieństwie do demokracji pośredniej (przedstawicielskiej). Mimo, że dany polityk może obiecać każdy kierunek, to po wybraniu nie ma ŻADNEJ gwarancji, że nim nas poprowadzi. Dane obietnice do niczego go nie zobowiązują, ewentualnie może liczyć się z ryzykiem rozliczenia go z jego działań w następnych wyborach. Bezpieczne cztery lata. W praktyce nawet i to nie działa, bo kto wie jak głosował dany polityk przez wszystkie ważne głosowania danej kadencji? To ogrom danych, których analiza przekracza możliwości pojedynczego człowieka, i mimo że powstają strony takie jak SprawdzamPolityka.pl, gdzie próbuje się zebrać najważniejsze głosowania do kupy, ale cały system "rozliczania" jeszcze raczkuje. Politycy są anonimowi tak długo, jak nie wypłyną na fali tej czy innej afery. A obecna ordynacja wyborcza nie zapewnia oceny pojedynczego polityka przez wyborców.

Nieco inaczej może to funkcjonować w demokracji bezpośredniej, ale o tym zaraz - po wywiadzie na antenie Radia Gdańsk z Barnabą Pawełczakiem, który zainspirował mnie do napisania tego tekstu:

EDIT: Zapis wywiadu niestety zniknął z publicznych mediów.

Oczywiście, rozmówca zupełnie nieprzygotowany do tego, żeby udzielić wywiadu i wytłumaczyć o co chodzi. Z żalem słuchałem, jak pod gradobiciem celnych i logicznych pytań główny zamysł demokracji bezpośredniej obraca się w perzynę.

Stosunek do gender? Nie ma. Do aborcji? Nie ma. Do in vitro? Nie ma. Brzmi to kompromitująco, bo jak to, do Parlamentu Europejskiego bez programu? Tylko, że tak przyzwyczailiśmy się do autobusów o wyznaczonych rozkładach, że kiedy ktoś podjeżdża na przystanek taksówką to z przyzwyczajenia pytamy kierowcy dokąd jedzie. I zżymamy się, kiedy mówi, że nie wie.

Ideą jest pytanie - wiążące - społeczeństwa, w jakim kierunku jego "kierowcy" mają je prowadzić. Przez powszechne referenda i mechanizmy bardziej bezpośredniej demokracji. Jak bardzo sprzeczne byłoby z tą ideą, gdyby idąc do wyborów partia mająca postulaty zwiększenia demokratyzacji już miała ustalone stanowiska w ważnych dla społeczeństwa sprawach? Niestety, zabrakło odpowiedzi "kiedy otrzymamy mandat od społeczeństwa, to zapytamy wyborców o ich zdanie na ten temat i się do niego dostosujemy, wykonując skutecznie jego decyzję. W ten sposób reprezentując zdanie Narodu."

Nie jesteśmy przyzwyczajeni, że się nas pyta o zdanie w ważnych kwestiach. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do mądrze skonstruowanych referendów, tak dalece, że do głowy przychodzi jedynie proste pytanie - "Czy zwiększać świadczenia emerytalne? TAK/NIE" albo "Czy zmniejszać podatki? TAK/NIE". Takie referendum byłoby bezcelowe, bo pytanie jest tendencyjne i wręcz retoryczne - oczywiście każdy będzie głosował za swoim własnym, prywatnym interesem. Jest anonimowy w tłumie, nie musi podejmować odpowiedzialności za innych - emerytów, rencistów, chorych, niepełnosprawnych, dzieci, kobiety, mężczyzn, górników, rolników, studentów czy jakąkolwiek inną grupę społeczną, do której akurat nie należy.

Ja widzę raczej bardziej złożoną konstrukcję, dającą większą świadomość konsekwencji takiego czy innego wyboru.. Przy takich decyzjach wyborcy muszą mieć świadomość, że żeby zmniejszyć podatki trzeba zmniejszyć wydatki państwa. Żeby zwiększyć świadczenia emerytalne, trzeba odjąć z budżetu przeznaczonego na inne cele odpowiednią sumę. Jasne, to bardziej skomplikowane głosowanie, wymagające większej dojrzałości wyborców, większego zaangażowania, dłuższego przemyślenia sprawy. Ale coraz bardziej wykonalne przy zasięgu mediów oraz technologiach informatycznych. Tylko trzeba przyjąć, że to dobry kierunek i zacząć rozwiązywać problemy, które leżą na tej drodze, bo jest ich niemało. Bez woli ich rozwiązania pozostaniemy w tym punkcie, w którym jesteśmy, bez jakiegokolwiek wpływu na osoby nami rządzące - może do momentu wyjścia tłumów na ulice.

Łatwiej więc z góry założyć, że wyborcy to głupie, samolubne i nieświadome konsekwencji dzieci i nie dawać im realnej władzy do rąk. Nie pozwalać im na jakiekolwiek wiążące decyzje - oprócz wybrania ludzi, którzy będą nimi rządzić, na podstawie obietnic, których i tak nie trzeba dotrzymywać.


niedziela, 4 maja 2014

Turniej wartości

- Zbytnio upraszczasz. Nie możesz całego systemu wartości sprowadzić do jednego punktu, to o wiele bardziej skomplikowana sprawa, szereg relacji pełen złożonych zależności...

- A ty przez to wydumane skomplikowanie tak rozmywasz prawdziwy obraz, że właściwie nie wiadomo o co ci chodzi. A pytanie jest proste: Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze?

Musiałem przyznać, że miał trochę racji. Jeśli zaczniemy wymieniać co jest dla nas ważne, to taka litania może się nie skończyć zanim kur trzy razy zapieje. Kolejne duże słowa kroczące w paradzie po przecinku, chociaż nie, nawet trudno to nazwać paradą - ta zwykle ma jakiś ustalony porządek rzeczy i ich hierarchię.

Zrezygnowany zatrzymałem się pośrodku polnej drogi.

- Jak mam się zdecydować na jedną rzecz? To niemożliwe.

- Da się to zrobić, nie martw się. Z pomocą przychodzi siatka turniejowa. - mówiąc to zrzucił plecak na trawiaste pobocze, jak zawsze nie przejmując się zawartością. W końcu - to były tylko rzeczy. Podniósł z pobocza patyk i nakreślił na piasku prostą tabelę z iksami biegnącymi przez jej przekątną, z lewej na prawą stronę - wyglądała niby wyjęta z turnieju "każdy-z-każdym", ewentualnie jak ponadwymiarowa plansza do kółka i krzyżyk, gdzie iksy zaczynały z wygranej pozycji. Powoli zaczynało mi świtać, o co mu chodzi.

- Mam porównać wszystko ze wszystkim?!

- Dokładnie. Każdą ważną sprawę z inną. System zerojedynkowy. Wyjaśnię ci na przykładzie chleba.

Świetnie, chleb - kiedy już sądziłem, że rozumiem jego tok myślenia. Złożyłem plecak na pasie trawy biegnącym między koleinami i usiadłem - zapowiadało się na dłuższy postój z ilustracjami.

- Powiedzmy, że chcesz powiedzieć co jest dla ciebie najważniejsze, kiedy myślisz o chlebie. Jedna rzecz. Jeden aspekt.

- Smak. W końcu po to go kupuję, żeby był dobry.

- Poczekaj. Nawet jeśli tutaj odpowiedź jest dla ciebie oczywista, to prześledźmy tok myślenia, żeby można było go powtórzyć w bardziej skomplikowanych pytaniach. Najpierw wymień wszystko, co może stanowić jakąś wartość.

- Dobra - smak, cena, zapach, czy jest świeży... To chyba tyle.

- Nie patrzysz na to, z czego jest zrobiony? Jeśli to, co smakuje dobrze jest tylko sumą chemikaliów, to nie ma to dla ciebie znaczenia?

- Racja, wrzuć i to.

- Ok, mamy pięć rzeczy, a więc tabela pięć na pięć. Ruszaj, porównuj. - przekazał mi patyk. - Smak czy cena? Smak czy zapach? Smak czy świeżość? Od góry, porównuj kolumnę z kolejnymi wierszami. Tam, gdzie wygrywa aspekt z kolumny, zaznacz jedynkę. Na drugim przecięciu tych samych wartości zaznacz zero.

Trochę skomplikował to tłumaczenie, ale wiem o co chodziło.

- To samo później będziesz mógł powtórzyć, porównując wartości z twojego systemu... Kariera, bezpieczeństwo, miłość, Bóg, rodzina, cokolwiek zechcesz - w jednej tabeli, każdy z każdym, walka na śmierć i życie, na zero i jedynkę.

Zacząłem szybko stawiać zera i jedynk w "chlebowej" tabeli. Rzut oka na całość i już wiedziałem, że gdy podniosę wzrok zobaczę uśmieszek triumfu na jego twarzy. Nie myliłem się.

- Spójrz na kolumnę, gdzie jest najwięcej jedynek.Czyli jednak nie smak, tylko to, czy jest zdrowy dla organizmu jest dla ciebie najważniejsze.. A przynajmniej tak uważasz.

- Tak, wygrałeś. Po przemyśleniu faktycznie to jest dla mnie najważniejsze. Tylko dlaczego mówisz, że tak uważam? To jest dla mnie najważniejsze.

- Kupując chleb... jak często patrzysz na cenę, a jak często czytasz skład?

Nie cierpiałem go i szanowałem zarazem - za to, że tak często miał rację. Zmazał butem tabelę, obaj zarzuciliśmy plecaki na ramiona i ruszyliśmy dalej w stronę lasu.

- To, co wyszło z analizy, to twoja opinia. Twoje zdanie na temat tego, co jest dla ciebie ważne, ale to zdanie nie zawsze musi się zgadzać z prawdą. Może to być tylko to, co chciałbyś, by było dla ciebie ważne. Albo co chciałbyś, żeby inni myśleli, że jest dla ciebie ważne. Trudno przyznać, że kupuje się najtańsze, nie wygląda to dobrze, ale w ostatecznym rozrachunku to zachowanie jest ważne, nie słowa.

- Dlaczego w takim razie chcesz, żebym powiedział ci co jest dla mnie najważniejsze w życiu? To też może się przecież mijać z prawdą.

- Widzę co jest dla ciebie ważne po twoim zachowaniu. Po prostu ciekawi mnie, co ty uważasz - co jest dla ciebie najważniejsze w życiu?