czwartek, 17 listopada 2011

Nakaz jazdy prosto

Zbierałem się i zbierałem do napisania, od półtorej tygodnia. I co rusz inne wątki w głowie, dużo się dzieje, gorący okres w pracy (idą Święta, zaraz Mikołaj będzie popylał ciężarówką z coca colą jak co roku), gorący okres przemian w ZHRze, na uczelni też mniej lub bardziej gorąco. Dzieje się.

Ale myśli zamiast kręcić się wieloma ścieżkami, poszły naprzód w rozmowie z Marysią. Nakazy.

Nakaz jako wyraz braku zaufania, że ktoś postąpi dobrze. Wyraz braku szacunku i wiary w jego intelekt, zdolność oceny sytuacji. W to, że wie, co jest dla niego dobre.

Może się nie znam na dwuletnich dzieciach. Ale jak nie chce jeść to niech nie je. Jeśli ma wrodzony instynkt głodu to jak będzie potrzebowało witamin i wartości odżywczych to samo przyjdzie. Chyba, że tak nie jest, może się nie znam… Tu musiałby jakiś spec od dzieci się wypowiedzieć. Tymczasem biegamy za dziećmi z parówkami…

Pozostawienie bez nakazu wymusza myślenie, zastanowienie się nad własną sytuacja, nad drogą, sposobem rozwiązania problemu. Można dodać wskazówkę – ale nie nakaz. Nakaz wyłącza myślenie (bezmyślne wypełnianie) lub rodzi bunt.

„Masz zrobić tak a nie inaczej” = „Nie ufam, że podejmiesz najlepszą z możliwych decyzji.”

Bo nie podejmę. I to jest pewne. Popełnię błąd. Błędy. Moje wspaniałe, uczące i twórcze błędy. I nie da się przed nimi obronić, da się tylko je odroczyć w czasie – nie teraz, to popełnię je później – tylko im później tym poważniejsze mogą być.

„Masz zrobić tak a nie inaczej” = „Zrób tak bo według mnie tak będzie dobrze.” Dla kogo dobrze? Dla osoby, której się nakazuje? To dlaczego nie korzysta się z jej oceny, z jej systemu wartości, z jej spojrzenia na ten pogląd? To cholernie nieskuteczne – odsyłam do Metody Michaela Pantalona, która pięknie i spójnie się w to wszystko wpisuje. Prawdziwa przemiana płynie tylko w zgodzie z własnymi przekonaniami, z wewnątrz.

Jeżeli coś kochasz, daj mu wolność.
- Salomon (?)

W tym wyboru. Tylko czy w tym momencie nam NAPRAWDĘ zależy, skoro taką wolność dajemy? Czy też powinno nam nie zależeć, by nie martwić się/cierpieć widząc, jak wybiera nie to, co my byśmy wybrali? Nie to, co według nas jest najlepsze? Masakryczny dylemat relacji opartych na wolności.

13 komentarzy:

  1. Kiedys ktos powiedzial cos takiego, nie wiem jak dokladnie to brzmialo - "Ucz sie na bledach innych, uczac sie na swoich nie starczy Ci zycia"

    OdpowiedzUsuń
  2. I mądrze - do pewnego czasu. Błędy innych są błędami innych - powstały w innym czasie, przy innych okolicznościach, przy innej osobie. Teraz jest inny czas, są inne warunki, a on to nie ja. W takim razie jego błąd może okazać się czymś dobrym dla mnie... I to co on uważa za dobre może być nietrafione dla mnie.

    Przyjmowanie i dawanie nakazów bez refleksji jest po prostu głupie. Co innego wskazówki i rady "u mnie to nie zadziałało" a co innego nakazy. Chyba że chodzi o wsadzanie palców do kontaktu

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokladnie, zalezy od sytuacji, bo ktos moze Ci powiedziec zmien opony na zimowe, a Ty powiesz ze nie zmienisz bo uwazasz ze dobrze jezdzisz i jak to wtedy nazwac? Pewnoscia siebie? Glupota? Proba nauki i wyciagniecie konsekwencji z ewentualnego wlasnego bledu?
    Ja osobiscie nienawidze cos "musiec" dlatego jest tez przeciw nakazom, ale co do dzieci to tez sie mylisz bo 2-letnie dziecko raczej nie wie czego potrzebuje, mowiac o zaspokajaniu glodu jasne, moze i tak tyle ze do rozwoju potrzeba troche wiecej niz jedynie zaspokojenie glodu, poza tym zgadnij co wybierze 2 letnie dziecko, czekolade czy przytoczona przez Ciebie parowke i ktory wybor bedzie dla tego dziecka lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra, co do dziecka to jednak good point. Zanim nie dostanie dobrego wychowania, żeby móc świadomie wybierać trudniejszą (mniej przyjemną) drogę, to może być trudno ze swobodą wyboru. Z drugiej strony - skądś tą czekoladę ma w zasięgu ręki :) żeby był wybór trzeba mieć/znać alternatywy - i wtedy można m.in. wybrać źle.

    Droga jest specyficzna, bo bierzesz też odpowiedzialność za ludzi, których wieziesz i innych użytkowników drogi. Twoja decyzja nie wpływa tylko na Ciebie, ale dotyczy życia innych. I w takiej sytuacji wolność jest ograniczana - kiedy od Twojej decyzji zależy życie bądź nie życie innej osoby. Co innego ubranie ciepłych butów na śnieg, bo jak się pośliźniesz to nikomu krzywdy nie zrobisz - Twoja sprawa. Jeśli ktoś bez zimówek wyjechałby na NA PEWNO pustą drogę i się tam zabił - proszę bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A, no a może by się nie zabił tylko bez problemu jeździł - i też ok - proszę bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie nalozysz ciplych butow na snieg, przeziebisz sie albo odmrozisz nogi i co? Na kogo to spadnie? Na partnera? Na rodzicow? Czy jestes sobie w stanie sam ze wszystkim poradzic? Przede wszystkim aby sam o wszystkim decydowac trzeba byc zaleznym wylacznie od siebie, a o to ciezko:)

    Co do dziecka idac Twoim tokiem myslenia, to powinno miec w zasiegu reki tylko "parowki" i wtedy bledu nie popelni, bo nie bedzie mialo wyboru i zje tylko tyle ile chce i kiedy chce? Najlepsza metoda?

    OdpowiedzUsuń
  7. I to jest pewne uwikłanie stadne... nie zrobisz czegoś, bo możesz być ciężarem dla innych, jeśli popełnisz błąd. Czyli masz ograniczenia. Czyli naprawdę ograniczeń nie ma tylko człowiek samotny?

    Nie wiem czy to najlepsza metoda na dzieci. Fakt, że mam styczność z wychowaniem dzieciaków dopiero od 12 roku życia, kiedy już myślą w miarę logicznie (lub można to z nimi trenować). Nie wiem kiedy taka zdolność rozumowania logicznego i myślenia o konsekwencjach się pojawia - 6,7 rok życia? Nie mam tu zamiaru pisać o wychowaniu młodych dzieciaków, a raczej o logice działania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, tylko czlowiek samotny i samowystarczalny. Znasz takiego? Albo czlowiek w zwiazku ktory jest egoista. Uwazasz inaczej?

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba zadalem za trudne, albo niewygodne pytanie, skoro autor bloga nie chce sie ustosunkowac, bo nie wierze iz nie czytal:P

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znam takiego, znam ew. próby - Chris McCandless.
    Społeczna/rodzinna umowa jest taka, że tym słabszym się pomaga. Jeśli się założy, że oni się potknęli na własne życzenie i nie chcą pomocy nawet za cenę swojego życia, to jest to całkiem realne, prawda? Teoretyczne rozważanie. Ale możliwe że tyko ucieczka od tej społecznej umowy gwarantuje swobodę wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  11. Już daj spokój z tą ironią :P część odpowiedzi wymaga przemyślenia i chwili czasu

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgadza sie, ale musisz pamietac iz nie mozesz wymagac od bliskich aby Twoj los byl im obojetny bo tym samym probujesz im "nakazac" zachowania ktorych Ty bys oczekiwal, a nie kazdy jest taki sam:), dlatego bede sie trzymal wlasnej teorii iz tylko czlowiek samotny tak na prawde moze zyc bez ograniczen.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jasne, nie możesz wymagać. Ale nie możesz też być obciążony tą presją, że oni będą się martwić, przejmować i potem Tobą opiekować - bo w tym momencie ten "nakaz" idzie w drugą stronę...

    Jak zechcą się opiekować to wspaniale dla nich, ale jeśli mają być do tego zmuszeni bo "tak trzeba, bo to partner, bo to rodzina, bo to potrzebujący i muszę" to słabo. A jak nie ma nakazów, nie ma też zakazów i nie ma pretensji. Są wskazówki, rady i dobrowolne poświęcenie - to jak najbardziej i to świetna rzecz, sam też lubię się poświęcać dla innych gdy nie muszę, a mogę. Jednocześnie nie oczekuję pomocy i nie mam pretensji gdy ktoś mi jej nie udzieli, bo to jego sprawa i jego wybór

    OdpowiedzUsuń