wtorek, 20 listopada 2012

Pepsi piją lepsi

Już jakiś czas przymierzałem się do ruszenia tematu kultury opartej na Coli czy Pepsi. Będąc w ZHRze trudno się z tematem nie spotkać, podział na zwolenników to jednej, to drugiej jest silny, a spotkania towarzyskie snują się gdzieś wokół tego tematu. Bo kultura picia nie może tak łatwo umrzeć w człowieku, w przypadku harcerzy po prostu idzie to w stronę niealkoholową, ale to generalnie to samo. I nie da się wyprzeć tego, że kultura od tysiącleci jest związana z napitkami – czy to rzymskie wino, kawa, wschodnioazjatycka herbata lub zioła, azteckie kakao, europejskie piwiarnie, czy wschodnioeuropejski pociąg do mocniejszych samorodnych trunków.


Kulturoznawcą, antropologiem czy socjologiem nie jestem, ale rzucając okiem na oparty na pepsi i coli aspekt kultury da się zauważyć pewne mechanizmy.

1. Przynależność do grupy jest prosta

W przypadku pepsiorowców czy colowców przynależność jest superłatwa – jedyne co trzeba to pieniążek. Nie trzeba nic samemu wiedzieć, nic samemu zrobić. Nie jest jak z parzeniem dobrej kawy czy herbaty, robieniem własnych kompotów czy alkoholi. Po prostu kupujesz, przynależysz. Oczywiście możesz jeszcze ubrać bluzę albo koszulkę z logiem.

Kraków

2. Wspólny wróg

Konkurencja między oboma korporacjami jest wspaniałym mechanizmem jednoczącym grupy zwolenników. Przerażające jak oddani są niektórzy zwolennicy jednego czy drugiego napoju. „Nie pójdziemy do KFC, bo tam mają Pepsi”.

3. Produkcja poza kontrolą

…a nawet zrozumieniem. Nikt samemu nie potrafi zrobić coli czy pepsi. Nikt nawet do końca nie wie jak się ją robi i co jest w środku. Więc jest oparcie części kultury na czymś, czego się nie rozumie… czy to dobre dla niezależności, to już pozostawiam jako otwarte pytanie.

4. Nie ma kreatywności

To wynika z poprzedniego. Jako że nie rozumiemy jak to się robi, trudno o modyfikacje, eksperymenty, własny wkład (jak w przypadku kaw, herbat, czekolad itp.). Jest czysta konsumpcja, nie ma miejsca na kreatywność.

Oczywiście taka uboższa wersja kultury nie jest przynależna tylko harcerzom, ale raczej masie ludzi. Tylko w przypadku ZHRu aż dziw, że tak pusty środek tworzenia kultury dał się zadomowić w tak potencjalnie świadomym środowisku. Napychanie kasy koncernom, bez żadnego rozwoju i nauki i dzięki miliardom jakie wpompowały w marketing... O ile bardziej bogate byłoby cokolwiek stanowiące przeciwieństwo tych czterech punktów – nadanie wartości i „wylansowanie” czegoś, co samemu można stworzyć a nawet bawić się tworzeniem nowych odmian, czego produkcja byłaby zrozumiała ale jednocześnie stanowiła wyzwanie, naukę i rozwój. I na dodatek czegoś, co nie opierałoby się na przeciwieństwie do czegoś, a mocniej na jedności.


Tak mnie zmobilizował news z Boliwii, która 21 grudnia (data nieprzypadkowa) wyrzuca ze swojego kraju koncern Coca Cola, żeby wspierać lokalny napój mocochinche – więcej tutaj. A tutaj bardziej "niezależne" źródło, czyli Forbes. W artykule w Forbesie akurat zabawne jest, że zastanawiają się jak to możliwe i opłacalne dla kraju, gdzie 2% PKB jest ze sprzedaży liści koki! Strzał w stopę przecie!

A data ustalona została wg ministra spraw zagranicznych, żeby przestać celebrować kulturę kapitalizmu a zacząć celebrować kulturę lokalną. W ostatnich latach także McDonalds się stamtąd wycofał, bo nie był w stanie wygenerować zysków... zaczynam kochać boliwijczyków!

No i demonizuję, oczywiście. Ale przejaskrawianie i kontrast sprawiają, że zaczynamy wyraźniej widzieć szczegóły.

4 komentarze:

  1. Jak ma sie do tego Krynka Cola, Hoop Cola itd?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uczestniczy w grze tych dwóch wielkich - nie buduje grupy i nie ma wroga, natomiast dalszych dwóch warunków też nie spełniają :) Najlepszymi zamiennikami byłyby proste soki albo samodzielnie wytwarzany alkohol

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. racja, wolę świadome indywidualizowanie niż bezmyślne przynależenie do grupy

      Usuń