Wyprztykam się z opowieści, bo jutro Beskid i potem zapomnę jak to było.
Rozszerzenie opowieści warszawskiej. Przy Zamku Ujazdowskim dane mi było spotkać Francuza, który mocno zaprocentował i zachwycony artystyczną inicjatywą prezentował mi swoje dzieło namalowane kredkami, twierdząc, że zbije na nim miliony. Zapoznał mnie z koleżanką o wdzięcznym imieniu Ida, która niestety z braku środków na razie wytatuowała sobie na piersi zgrabne „Id”, zbierając fundusze na dokończenie dzieła w przyszłości.
Francuza zgubiłem gdy podjął się haftowania (dosłownie, punkt dotyczył haftu w przestrzeni miejskiej), ja udałem się odebrać wiersz od artysty. Pan Jacek Bąkowski, rozłożony ze stolikiem i parą krzeseł, w towarzystwie regału wypełnionego tomami poezji ocenił mnie wzrokiem i po podjęciu i odłożeniu kilku tomów stwierdził wreszcie ukontentowany, że dla mnie nada się Herbert.
W trakcie recytacji drugiego wiersza przytoczył się znajomy Francuz, twierdząc że kocha psa. Bo też i pies siedział obok, to czemu by go nie kochać. Przyłożył też ulotkę z dwoma otworami do twarzy.
- Look… look! I have… a mask! Now I can do… I can do whatever I want! ‘Cause you know… I have a mask so… I can do this!
Uradowany anonimowością zaczął rozpinać koszulę i gmerać przy rozporku. Posiwiały pan w okularach odłożył tomik Herberta.
- Yes, now you can do whatever you want! It’s a carnival, you can sing, dance! – zachęcał.
- Yes… yes I can, sure! – Francuz się podochocił jeszcze bardziej.
- Now it’s a carnival, but carnival cannot last forever. Tomorrow carnival will be over and then you will have to put your mask down.
Francuz jakby zatrzymał się i trawił.
- And tomorrow you will have to go back to work. And live without the mask! – stanowczo zakończył wywód poeta.
- I know… it’s really sad… - Francuz sposępniał na tę myśl, odłożył maskę i zapiął koszulę.
- But… in fact you CAN live like it’s always a carnival. Make your life, make your work a carnival. But - without a mask! In your real life you are without a mask. - poeta zakończył i wrócił do Herberta.
Koncept karnawału, ale bez maski. Uczynienia z życia tego, czym chcemy żeby było – nie tylko od święta, ale zawsze. Za cenę (cenę?) autentyczności i nie udawania, że „teraz jestem na wakacjach, to mi wolno”, „teraz zaszaleję, raz w roku można”, „należy mi się”. To częste na wakacjach – wydajemy więcej, bo „raz się żyje”. Mówimy co innego niż na co dzień, żyjemy inaczej, bo jesteśmy daleko. Czy stały karnawał, ale bez maski – jest do udźwignięcia?
Codzienna mądrość. Piękne.
OdpowiedzUsuń