niedziela, 26 maja 2013

Zawsze coś

Jedno z trudniejszych pytań, na jakie obecnie napotykam stosunkowo często, to "A czym Ty się teraz właściwie zajmujesz?". Bo jak w skrócie opowiedzieć o 6 czy 7 źródłach zarobków (zaczynam od zarobków, bo właśnie to na ogół mają ludzie na myśli, zadając to pytanie)? Jak opowiedzieć o kilku projektach stworzeniowych, które mi się kołaczą po życiu w międzyczasie (bo to z kolei dla mnie ważniejsze niż większość projektów zarobkowych)?

Jeszcze ważniejsze - jak to sobie poukładać wszystko w głowie - prowadzenie szkoleń w dwóch obszarach, kampania marketingowa, biznesplan i organizacja nowego portalu, wnioski unijne, social media... Prowadzenie dwóch blogów (przymierzam się do przynajmniej jeszcze jednego projektu pisarskiego), fotografia, solowy projekt muzyczny jak i przeróżnej maści współprace... Nagle się robi tego masa, nie ze względu na zaangażowanie czasowe a mnogość i różnorodność tematów. Konieczność pamiętania i dbania o nie, nawet jeśli każdy z osobna nie zajmuje wiele czasu. Zawsze pozostaje coś do zrobienia, zawsze pozostaje jeszcze jedne niezrealizowany pomysł czy coś, co "można by ruszyć".

Są dwie drogi, którymi można pójść. I - w dłuższej perspektywie - jest zawsze czas żeby zmienić tę, którą wybrałeś (R. Plant).

Pierwsza droga to nauczyć się organizować. Robienie kolejnych list z rzeczami do zrobienia (sic!), używanie narzędzi monitorujących postępy, przypominaczy, planów i schematów dnia...


Może i efektywne, może pozwala zajmować się wieloma projektami naraz. Wymaga tylko pewnej dozy samodyscypliny, żeby się z narzędzi nie wyłamać, plany realizować, listy odhaczać. I żeby "myślały" i "pamiętały" one za nas, bo trzymanie zadań w umyśle i świadomość, że cały czas jeszcze coś mamy do zrobienia... to masakra. Zawsze pozostaje jeszcze coś do zrobienia, umysł jest nieoczyszczony i gdzie mamy miejsce na relaks, na odprężenie, na medytacyjną pustkę? Życie czeka dopiero na końcu listy?

Nic nie potrafi nadać naszemu życiu większej mocy niż skupienie wszystkich sił na ograniczonej liczbie celów.
- Nino Quebein 

Stąd wprost wynika druga droga: to uproszczenie. O wiele prościej zarządzać ograniczoną liczbą tematów - tak samo, jak prościej żonglować trzema piłeczkami niż pięcioma. Jasne, można nauczyć się i tego drugiego - ale to mamy powyżej.


I chodzi tu zarówno o rezygnację z tego, czego robić nie chcemy / nie musimy, jak i nawet o rezygnację z tego co chcemy, ale mniej niż pozostałe rzeczy. Szczególnie ważne dla ludzi o wielu zainteresowaniach i sporym pokładzie entuzjazmu do działania.

Chodzi też o nie akceptowanie kolejnych projektów / tematów w przyszłości. Najpierw uporządkowanie bieżączki, a potem ścisła selekcja za co się brać, a za co nie - i tutaj wchodzi prawdziwa sztuka. Sztuka wyboru.

Skoro wybór, to musi być jakieś kryterium. Skoro kryterium, to musi czemuś służyć - i tu już nasza w tym głowa, żeby dobrze odpowiedzieć sobie na pytanie "Kim mam zamiar być? Co chcę w życiu robić?" - ale nie odpowiadać sobie 20-toma rolami, jakie chcielibyśmy pełnić. 100-ma marzeniami. 45-ma cechami, jakie chcielibyśmy mieć czy zestawem 69-ciu umiejętności, jakie chcemy posiąść. Dużo. Dużo. Za dużo.

Chodzi o skupienie, w dzisiejszym przeładowanym informacjami i bodźcami świecie chodzi coraz bardziej o skupienie i o umiejętność odrzucania tego, czego nie chcemy albo na czym w tym momencie nie skupimy się z różnych powodów. Jedno słowo.

Jasny, prosty kierunek, nie wielowątkowość a jasna wytyczna. I podporządkowanie temu jednemu kierunkowi reszty aktywności, ról, umiejętności, marzeń. Jeden kierunek, jasny i przejrzysty. Jedno nadrzędne zdanie, określające mnie i leżące u podstawy.



Disclaimer:

To moja propozycja Drogi. Wiem, że są osoby które świetnie sobie radzą z systemami organizacji zadań, żonglowaniem projektami i przeróżnymi aktywnościami. Chwała im za to!

3 komentarze:

  1. Mnie przeraża, że kolejne 3-4 dekada życia to jest ciągłe ogarnianie. I to nie tylko za siebie, ale za siebie, dom, dzieciaki. Jak potrafisz żonglować 12 sprawami na raz, a masz do zrobienia dwie rzeczy z pracy, zakupy, przewóz dzieci na zajęcia, meble do poskładania, miód jest prawie gotowy, wiec coś trzeba z nim zrobić, tu umowa się kończy na telefon więc trzeba wyszukać nową etc. etc. etc. i nagle nie ma czasu na nic. I może kilka rzeczy można z tej listy usuną,c ale nadal trzeba tymi 10 piłeczkami żonglować.

    Swoboda nieogarniania a robienia wielu rzeczy naraz jest chyba tylko za czasów studenckich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... możliwe, że z czasem życie robi się bardziej skomplikowane bo dochodzą kolejne sprawy... ale czy nie jest to kwestia wyboru? Meble są do poskładania, bo chcesz nowe meble. Dzieci chodzą na zajęcia, bo chcesz żeby tam chodziły. I chcesz dzieci. Umowa się kończy na telefon i trzeba ją przedłużyć, bo chcesz mieć telefon. Miody się robią, bo tak zdecydowałeś. A jak ograniczy się potrzeby tych 3 czy 4 rzeczy, to może da się uprościć pracę do tej,w której mamy do zrobienia tylko jedną rzecz?

      Jeśli zakwestionuje się każdą potrzebę, to myślę, że spokojnie można zrezygnować z wielu piłeczek. I wiadomo, że dla niektórych są to rzeczy bardzo ważne - od błahych w typie nowego podkoszulka po wychowanie przyszłych pokoleń ze swojej krwi. I każdy będzie miał inną liczbę piłeczek... byle świadomie je wybierać i dochodzić do poziomu, który jest się (na podstawie indywidualnej) ogarnąć :)

      Nie chcę namawiać do rezygnacji ze wszystkiego, bo masa z powyższych rzeczy to przyjemność i satysfakcja. Namawiam tylko do świadomości w wyborze

      Usuń