poniedziałek, 16 stycznia 2012

Normalizacja

Kontekst, didascalium: Wreszcie jakiś pełnometrażowy tekst.

- Uf, jak to dobrze, że okazał się być normalnym facetem… - odetchnęła z ulgą. Nie minęły nawet dwa dni, kiedy ze łzami cieknącymi po policzkach wykrzyczała mu wprost w twarz:

- Jesteś taki jak wszyscy faceci!

To czym jest normalność? Większość ją definiuje, to co robi większość jest normalne, jest „normą społeczną”, „normą postępowania”? Tak by wynikało z idei funkcjonowania społeczeństwa, powstawania i działania danej kultury, zasad. Robi większość, więc to musi być ok. Głupie? O, czy to nie podstawa działania demokracji…?

Piękną aluzję robi tzw. rozkład normalny (o którym się rozpisywałem LINK). Ogromna większość nie odbiegająca od normy, tylko kilka % wyróżnia się na plus albo na minus od niej.

Normalność nie jest kwestią statystyki.
- George Orwell, Rok 1984

Jeszcze lepiej brzmi to w oryginale: Sanity is not statistical.

Robimy to, co większość, bo inaczej przeżycie jako „nienormalny” byłoby bardzo trudne (outsiderstwo nie ułatwia, polecam Easy Rider). I lecimy po wzorcach kulturowych. W krajach muzułmańskich prawo szariatu jest normalne. W naszym pojmowaniu – barbarzyństwo. W Chinach jedzenie robaków i wszystkiego co można zjeść – u nas oblecha. Europa i Ameryka po rewolucji seksualnej epatuje seksem na każdym kroku – w innych kulturach to skrajne zepsucie. Co więcej pisać.

Większość dyktuje co dla nas jest normalne. Ale to może być zupełnie błędne, bo większość jest raczej głupia (wystarczy popatrzeć na normy z przeszłości, też dyktowane przez większość). A co jest normalne n a p r a w d ę ? Średnia statystyka z całej ludzkości?

Nie da się powiedzieć. I to jest piękne. Może cała ludzkość się myli w tym co jest normalne. W tym co jest dopuszczalne. A komu to rozsądzić?

Dobra, idziemy dalej.

- Ona jest jakaś taka… zwyczajna… - powiedział z niechęcią. – Nie żeby coś z nią było nie tak… Po prostu nie ma nic, co by jakoś poruszało…

No to halo. Funkcjonowanie zgodnie z normami społecznymi i bycie „normalnym” jest ok, a bycie „zwyczajnym” już niezbyt? Znaczeniowo to synonimy przecie! Różni je tylko wydźwięk.

Czyli jednak warto odbiegać od „normalności”. I tu racja, szczególnie, że normalność nie może być oceniona jako dobra subiektywnie, bo jest tylko „popularna” a nie „dobra” (dowód z powyżej).

Wyróżnienie, odchylenie od normalności. Tylko jak przy rozkładzie normalnym (jakże kocham statystykę) zarówno może być na plus jak i na minus. I jak tu odróżnić geniusza od wariata? A może to to samo? Wybitność i psychiczne problemy idące w parze? Pomieszane? A może źle interpretowane?

Don’t really know 
If I care what is normal
And I'm not really sure
If the pills I've been taking are helping
- Steven Wilson (Porcupine Tree), Sentimental

To osoby odbiegające od standardu są inspirujące. To one zmieniają – bo jak zmieniać wpisując się w główną „bulę” rozkładu normalnego? Raczej ciężko. Czyli żeby zrobić coś ciekawego, nowego, ważnego, wybitnego – trzeba wyjść poza główny nurt. Banał.

Tylko, że to niebezpieczne – wyjście poza normy socjalne, poza powszechne oczekiwania, opinię utrudnia. Regularne wychodzenie poza główny nurt myślowy grozi nieprzystosowaniem do współpracy, funkcjonowania. Niemożnością dogadania się.

Wyjście poza schematy tak bardzo, że można zostać uznanym za wariata. Pól biedy jeśli przez opinię publiczną. Gorzej, jak przez służby zdolne Cię zamknąć i naszprycować medykamentami.

Więc bezpieczniej zostać w głównym nurcie.

- A co jeśli ktoś potem pomyśli o Tobie X? I przez to zamkniesz sobie drogę do Y? A co jeśli dla Innego Człowieka właśnie to Z będzie ważne, a Ty tego nie robisz, nie podzielasz? Jak on Cię oceni, na pewno przekreśli!

Czy nie tak funkcjonuje i jest powielanych wiele schematów? Opartych o strach przed odrzuceniem, opinią publiczną, oceną w sprawie na której nam zależy?

To jak do jasnej ciasnej Anielki znaleźć balans między byciem wybitnym (poza "bulą") a wpasowaniem się w społeczne i powszechne oczekiwania ("bula")? Między byciem normalnym a niezwyczajnym? Próbując nie być Zwykłym Szarym a Nieprzystosowanym Wariatem?

A na koniec jeszcze wideło, bo fajne.


4 komentarze:

  1. Uczę się pewnej postawy (dlaczego się uczę? bo nie zawsze mi jeszcze wychodzi) patrzeć na drugiego człowieka, nieważne jak wpasowanego w schematy, jak na kogoś wartego uwagi, mającego coś do przekazania. To piękne zachłysnąć się innością. Uzależnia.
    W każdym widzieć wariata, czy to już być wariatem?
    k.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od każdego da się czegoś nauczyć, każdy ma w sobie "coś". Ale czy każdy jest warty uwagi? Czy można równie mocno fascynować się każdym napotkanym człowiekiem? I czy warto?

      Czas jest ograniczony. Energia jest ograniczona. Zważanie na każdego człowieka to piękna i romantyczna idea, ale czy realna? Nie staniesz w każdym miejscu, co krok, żeby się nim zachwycać - bo przejdziesz tylko fragment drogi. Przez niektóre miejsca się przejeżdża w drodze do innych. Czy nie podobnie jest z ludźmi?

      Usuń
    2. Wiadomo, że czas jest ograniczony;-) Ale jak się okazuję, nie trzeba godzin, żeby poszukać czegoś ciekawego w drugim człowieku - wykorzystujesz tyle czasu, ile masz. Jak dobrze szukasz, to znajdziesz coś niezwykłego w kilka minut, sekund. Potem to już wchodzi w nawyk i zaczynasz się po prostu zachwycać. I mówię tu o ludziach, którzy stoją na naszej drodze, ludziach, których poznajemy. Warto:-)
      Ile miejsc minęłam, widząc je tylko przez okno samochodu, pociągu - niby sekunda, a zdążyłam się zachwycić. Staram się szukać tych małych zachwytów, nie chcę się ograniczać. Skoro mam sekundę, to wykorzystam tę sekundę należycie...

      Usuń
    3. Pewnie, pozytywa :) Każda sekunda jest dobra na to, żeby się zachwycać, chociaż entuzjazmowanie się non stop musi być straszliwe męczące... ale im więcej treningu i praktyki tym większy zapas entuzjazmu, także podziwiam ;)

      Inna sprawa, że doskonałe wykorzystanie pojedynczych sekund nie gwarantuje doskonałego wykorzystania roku ;)

      Usuń