Relacja z Ukrainy czeka. Łatwiej napisać o wypadzie do
Wieżycy, szczególnie że wiąże się z nim jedno pojedyncze uczucie.
Siedzę pod nasypem kolejowym, plecak pod głową. W ręku „Odkrycie
nieba” Mulischa, lektura niezbyt kieszonkowa ale warto. Chłopacy będą na stacji
za dwie godziny, nigdzie mi się nie spieszy. Aż dziwnie pomyśleć, że chwilę
wcześniej wyszedłem z biura, zostawiając rozgrzebane projekty, niedokończone
ustalenia, telefony do odebrania, zadania, które „może mógłbym wziąć na weekend”.
Cały bajzel w głowie - już go tam nie ma. Jest słońce.
Idąc w stronę torów minąłem tabliczkę „Teren prywatny, wstęp
surowo wzbroniony”. Za tabliczką łąka, oczko wodne. Gdyby głębiej się
zastanowić, to to kompletnie nie ma sensu. Kto sprzedał Szanownemu Panu tę
ziemię? Państwo/samorząd. Skąd oni ją mieli? Bo państwo ma ziemię od swojego powstania, to jego podstawa. Jak powstało
państwo? Król czy inny wódz z setką wojaków zarżnął innych wojaków i innego
wodza, i mianował ziemię swoją. Teraz nikt się nad tym nie zastanawia, że to z
systemu feudalnego albo i jakiego wcześniejszego, opartego na niesprawiedliwych podziałach
i przemocy wynikają państwa i ich prawa do ziemi. Feudalny system be, jego konsekwencje i własność ziemi cacy. Grunt, że można postawić
tabliczkę na własnym gruncie. I nie wchodzić mi tu, parszywe pachoły, to moje!
Kupuję kabanosy i bułki, siadam pod stacją. Odrapany mur, w
pobliżu biegają psy i dzieci. Nigdzie mi się nie spieszy, nic do zrobienia poza
czekaniem.
Pociąg, dwóch poznanych panów ze Śląska, jeden myśliwy. "Ale te quady w lesie to pewnie was wkurzają?" - i co tu odpowiedzieć. Jasne, że wkurzają.
Wspinamy się na Wieżycę. Żadnego planu, gdzie będzie dogodne
miejsce to się rozłożymy. Wiemy tylko tyle, że wschód słońca chcemy zobaczyć z
wieży. Próby nocnych fotek, ognisko i kiełba. Nic się nie stało, ale prawo
zakazuje. Bo coś się może stać. Nie stało się. Siedzimy tyle ile chcemy, o 3:30
pobudka.
Wschód na wieży, piździ niemiłosiernie.
Wreszcie schodzimy,
na niespieszne śniadanie pod wieżą. Jemy chyba z godzinę, palnikowi też się nie
spieszy zagrzać wodę na trzy herbaty. Każdy może wybrać swoją ulubioną.
Nie mamy wyznaczonego deadline’u, posuwamy się naprzód przez
wioskę. Wszyscy śpią, sklepy zamknięte. Odwiedzamy cmentarz, mijamy kilka
pomników odnoszących się do tego samego wydarzenia.
Docieramy do jeziora, jest chyba siódma rano. Szybka kąpiel,
zimno, ale potem można ogrzać się przy ognisku. Znowu trochę zdjęć, a potem zawijamy
się w śpiwory. Słychać tylko fale jeziora, ptaki śpiewają. Nigdzie się nie
spieszymy, o której będziemy o tej będziemy. Nie wiemy nawet o której powrotny
pociąg. I nikt jakoś nie chce sprawdzać.
Sen przerywany zimnymi powiewami wiatru. Zakładam skarpetki
i znowu zasypiam. Bez ustalonej godziny, o której musimy się zbierać. Nie
umawialiśmy się „no dobra, tylko godzinka”. I w takim układzie czuć ten czas,
czuć Tu i Teraz, czuć spędzanie życia. Jest koncentracja na bieżącej chwili.
Jest wolność bez terminu, tylko w samodyscyplinie i samostanowieniu. Nie ma
ustalonego „później”, w które wybiegałyby myśli. Nie ma po co wracać do „wcześniej”,
bo to już było i nic z niego nie wynika dla teraz.
Zbieramy się, kiedy głodniejemy, a chleb się skończył rano.
Docieramy do wioski, kupujemy świeżo pieczony bochen. Pomidor, pasztet, dżem.
Jemy w słońcu nad rzeką. Jeszcze lody przy sklepie, wystawili nawet stolik przy
którym można usiąść. Nie ma pośpiechu.
Wracamy na stację, plecaki pod głową i zasypiamy na ławkach.
Godzina do pociągu, sen w pociągu. Potem prawie godzina do autobusu. Zupełnie
inne pojęcie czasu. Nie ma straconej godziny, nie ma straconego czasu. Zamiast
go wykorzystywać „produktywnie” leżymy na trawie pod przystankiem. Cudowna bezproduktywność, tylko czy naprawdę bezproduktywna? Co ma być produktem, tym naprawdę wartościowym? Jest jeszcze
Tymbark, który wypatrzyłem po taniości. Książka, nawet nie trzeba się wysilać
na rozmowę, nie trzeba żeby cały czas coś się działo. Nie trzeba „produktywności”,
„efektywności”, „tempa”, „zajęć obowiązkowych”, „zadań”. Czas, życie, wolność –
wszystko pachnie prawdą i wiosną.
Tego było trzeba dla utwierdzenia się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz