piątek, 10 lutego 2012

Aż do portu

Ale ja tu się bawię, a sekundy płyną nieprzerwanym potokiem śmiertelnej powagi. Ale co zrobić, Santa Polonia? Co zrobić? Nie dane jest jedno życie na powagę i drugie życie na zabawę. Nie dane są dwa życia, ani wiele żyć. Jedno. Jedno jest dane życie nam. I wszystko w nim musi się pomieścić. Wszystko. Jak najwięcej. Żeby, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, więc kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, żeby wtedy jak najmniej było tego żalu , że jeszcze tej rzeczy nie znam i tej nie znam, i tej, jeszcze tu nie byłem i tu nie, i tu, i jeszcze tam mogłem się rozdać, i tam mogłem się rozdać, i tam, tyle rzeczy, istot i miejsc, których nie znam, tam jeszcze nie byłem i nie klaskałem w dłonie, tam nie byłem i nie splunąłem, tam nie podpaliłem ognia, tam nie zasadziłem drzewa, tam nie klęczałem, tam nie biegałem, tam nie przelałem łez, tam nie przelałem krwi, tam nie cieszyłem się, nie śmiałem, nie radowałem się razem z innymi, za ręce trzymając się i tańcząc, tam, tam, tam jeszcze, o, gwiazdo chleba – krucha, sypka i dzielna matko nasza, więc żeby tego żalu było jak najmniej, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, kiedy nie będzie już wstać, nie będzie już iść, nie będzie już rozdawać się dookoła, bo nie będzie co rozdawać. Ale ja nie wierzę.
- Edward Stachura, Cała jaskrawość

W Trójce była audycja. Pan, który nie ma twarzy, bo jak się jego twarz pozna to jakoś nigdy nie pasuje do głosu słyszanego tyle razy, ten pan dociekał do tego kiedy jest się starym.

Było kilka hipotez, słuchacze dzwonili, mówili, pan komentował.

Ale jedno zostało. Starym się jest, kiedy zaczyna się mieć świadomość, że wszystkiego w życiu już się nie dokona. Że już nigdy nie będę tam, nigdy nie będę tu. Bo wszędzie nie będę. Już nie zostanę kimś albo kim innym. Bo lata ćwiczeń, bo predyspozycje, bo już poszedłem inną drogą.

Z każdym dniem coraz bardziej jestem kim jestem i coraz bardziej nie jestem kim już nie będę. Coraz bardziej. Ach, koelizmy się mnie trzymają.

I to, po zastanowieniu, się czuje. A jednocześnie jest ten stedowski głód, żeby jak najwięcej, najróżniej, nie w miejscu, nie stać. Zmiana, pęd, bo rozpędzonego kamienia nie sposób zatrzymać.

Zmiana albo wielorakość, przeróżność jednocześnie, przeskok z powagi do zabawy, z odpowiedzialności do nierozwagi, z przygotowania do spontaniczności, z pracowania na przyszłość do pracy na teraźniejszość, z przyziemności do natchnienia. Ze świeżych kartofli do poezji. Ciągła, częsta zmiana albo jednoczesna wielorakość. Zmienność albo rozbicie. Byle się życia nałapać.

I tak ciągle, trzeba działać żeby życia nałapać, siebie rozdać, powymieniać ze światem. Aż do portu, aż do portu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz