Szczytne idee i wzniosłe wartości biorą w łeb, jeśli
zrozumie się, że głównym celem organizacji jest przedłużenie swojego istnienia.
Takie zapewnienie ciągłości działania, instynkt samozachowawczy. A podstawowym
polem jej zainteresowania organizacji jest ona sama. Jest to zarazem naturalna właściwość
organizacji jak i każdego organizmu, jak i jej kluczowa wada.
Warto być świadomym, że organizacja jest osobnym organizmem, a jako taki ma swoje własne cele i dążenia. Ma też jakieś zasady, którymi się kieruje. Ale nie zawsze, tak samo jak pojedynczy człowiek czasem robi wyjątki od zasad - bo jest ułomny. I tę ułomność trzeba mieć w świadomości także w przypadku organizacji.
Warto być świadomym, że organizacja jest osobnym organizmem, a jako taki ma swoje własne cele i dążenia. Ma też jakieś zasady, którymi się kieruje. Ale nie zawsze, tak samo jak pojedynczy człowiek czasem robi wyjątki od zasad - bo jest ułomny. I tę ułomność trzeba mieć w świadomości także w przypadku organizacji.
Przemyślenie kiełkowało od przeczytania sagi Nocnego Patrolu
Siergieja Łukjanienki. „Dobra” organizacja, Nocny Patrol, z wielką misją
czynienia dobra i kierowania ludzi na dobrą drogę. A do tego potrzebne są
obsadzone stanowiska, do tego potrzebna jest siła uderzeniowa, potęga i moc.
Jej zdobycie jest kluczowe dla realizowania idei, dla czynienia dobra.
Czy dla tej wzniosłej idei można czynić zło i krzywdę poszczególnym,
pojedynczym ludziom? Czy jest dopuszczalne mniejsze zło w imię zdobycia
możliwości czynienia dobra? Czy naprawdę tak ważne jest zapewnienie trwałości istnienia
z myślą dalszego czynienia dobra, żeby dla osiągnięcia tego celu chwilowo dopuszczać
zło?
Im gorszy stan organizacji, tym bardziej rozpaczliwie
próbuje ona zapewnić sobie tę podstawową potrzebę, czyli przetrwać. I jak każdy organizm organizacja broni się przed tym rękami i nogami, kopie i gryzie, gra nawet nie fair. Bo bez przetrwania nie będzie mogła nadal czynić dobra. A w obliczu takiego zagrożenia istnienia trzeba niemało charakteru, żeby zachować swoje ideały.
Przy pojedynczych ludziach łatwo sobie to wyobrazić , wystarczy przypomnieć
sobie hart ducha bohaterów z II wojny światowej.
Jak taki hart ducha i zachowanie ideałów wyglądałoby w
obliczu upadku organizacji? Gdzie jest granica dopasowywania ludzi do
układanki, do celów organizacji, a gdzie spojrzenie na nich samych kosztem
istnienia firmy, stowarzyszenia czy państwa?
Ale przyznanie się, ze lepsze dla jednostek byłoby
zakończenie istnienia pewnej ciągłości, pewnego tworu, nie mieści się w głowie –
im dłużej trwa organizacja tym bardziej ot niepojęte. Bo to jak samobójstwo,
mało która władza na to pójdzie. Zresztą, wtedy przestanie być władzą. A członkowie organizacji przestaną być członkami organizacji. Sens ginie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz