sobota, 9 lutego 2013

Przekładając przykłady

Załóżmy, że każdy człowiek jest inny. Trudne?

Zaczynamy od wyglądu – on jest akurat najmniej ważny ale jako zewnętrzna powłoka najbardziej rzuca się w oczy. Dalej możemy przejść do równie mało istotnych różnic w posiadanych materialnie przedmiotach itp.

Głębia zaczyna się już od zestawu umiejętności – kto ma taki sam wachlarz działań, które potrafi wykonać? Od istotnych i skomplikowanych zdolności, na które się pracowało latami, po najprostsze umiejętności, które mogą się okazać istotne w najmniej spodziewanym momencie.

Dalej? Dalej mamy charakter, zestaw reakcji, stosunek do innych. Dalej mamy czynniki zewnętrzne – znajomości, miejsce w którym się żyje i związane z tym możliwości. No i różne czasy, w jakich się żyje, szczególnie przy obecnym tempie przemian.

Kolejna jest indywidualna przeszłość - przeszłe doświadczenia. Wachlarz przeżytych sytuacji, z którymi w ten czy inny sposób jesteśmy oswojeni.

No nie ma dwóch takich samych ludzi. Nie ma opcji.

Czemu w takim razie mają służyć przykłady wzięte z życia innych ludzi? Bierzemy jedno podobieństwo („miałem kiedyś kolegę, który zrobił tak jak ty...”) i staramy się przełożyć je na obecną sytuację innego człowieka. Wszelkie tego typu próby będą z góry pozbawione sensu. Bo kolega, o którym mowa, był zupełnie innym człowiekiem – miał inne umiejętności, talenty, znajomości, sytuację życiową, żył w innych czasach (bo w przeszłości).

Tymczasem dając przykłady zakładamy, że te inne różnice nie istnieją. A cały związek spłycamy do tego jednego podobieństwa. To, że komuś coś się udało, nie znaczy wcale, że sukces może być powtórzony przez kogoś innego. To, że komuś noga się powinęła, nie znaczy, że komuś innemu się nie powiedzie.

Jaki sens ma w takim razie proste podawanie przykładów, bez wnikania w ich głąb, w pozostałe podobieństwa i różnice? Przekładając przykłady na inną osobę warto podjąć wysiłek i zastanowić się nad tymi czynnikami, zamiast iść łatwą ścieżką ceteris paribus.

Tylko czy w takim razie możliwe jest jakiekolwiek uczenie się z cudzych doświadczeń i próby uogólnienia? Czy jakikolwiek sens ma wnioskowanie z analogicznych sytuacji, skoro analogia jest tylko pozorna?

2 komentarze:

  1. Różnice mogą być duże, ale uczuć tak wiele nie mamy. Niemal każdy się czuje źle, gdy coś zostanie ukradzione, albo poczuje się niedoceniony, gdy jego praca pójdzie do kosza. Mimo wszystko w rozmowach istnieje jakiś poziom ogólności, bo jak mówisz nic nie jest identyczne. I im bardziej bliższe przykłady z życia od sytuacji obecnej tym te wnioski są bardziej precyzyjne i ciekawe. "Jak

    Też przykłady można łączyć z cechami osobistymi - "Ta książka mi się podobała, bo lubie straszne historie; tobie może się nie spodobać", "Złamałem nogę, ale dzięki temu nareszcie miałem czas na naukę gry na banjo", "Wakacje w Jurze częstochowskiej są super - tyle wspinania tam jest".

    Mimo wszystko taki przykłady pomagają w decyzjach życiowych, nie? A jak nie to chociaż jest o czym porozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodziłbym się, że każdy czuje tak samo. Dla jednego "niedoceniony" to dramat, drugi ma wyrąbane. Rodzaj emocji może się zgadzać, ale jej natężenie, odbiór, konsekwencje (na poczucie własnej wartości, na przyszłe postępowanie) często jest zupełnie inny.

      - Biedactwo, musisz czuć się okropnie...
      - Nie, właściwie to nie.

      Opinie indywidualne jak najbardziej (Jura, banjo, książka) i propozycje że komuś to się może spodobać - czemu nie. Wystarczy pamiętać, że to nic pewnego, że drugiej osobie się spodoba ta sama książka, bo może lubi straszne historie ale nie lubi długich opisów itp.

      I tak, mogą pomóc, czemu nie :) Byle trzymać dystans

      Usuń