wtorek, 20 września 2011

Minimalnie

A tak się wreszcie zmobilizowałem do kilku słów o minimalizmie. Wczoraj dwa długie kółka po Morenie w rozmowie z Kaczym o gospodarce opartej na założeniach minimalizmu… ale do tego wrócę, trza zacząć od podstaw – czyli o co kaman z minimalizmem?

Powinienem tutaj może wrzucić coś mądrego od Leo Babauty, ale spróbuję samemu. Minimalizm to świadomość – świadomy wybór i świadome wartościowanie. Ile tak naprawdę potrzebuję do życia? Ile i co musze mieć, żeby być szczęśliwym? Czego w ogóle potrzebuję do szczęścia?

Czy MUSZĘ to mieć? Czy naprawdę MUSZĘ to kupić? Czy MUSZĘ to robić? Czy CHCĘ? Ciągła refleksja.

Minimalizm to nie jest: mieć pięć/dziesięć/sto rzeczy. To nie jest: nic nie robić.

Za to ja rozumiem minimalizm jako: mieć to, czego potrzebuję (w tym dla satysfakcji). Nie więcej.

Robić to, czego potrzebuję (w tym dla satysfakcji). Nie więcej.

Kiedy wróbel buduje gniazdo w lesie, zajmuje zaledwie jedną gałąź. Kiedy jeleń gasi pragnienie w rzece, pije nie więcej, niż może pomieścić jego brzuch. My gromadzimy rzeczy, ponieważ nasze serca są puste.
- Anthony de Mello

Tak podaję cytat przeczytany u Kominka, z tym że w innym kontekście. On krytykował de Mello – bo gromadzimy pamiątki i wspomnienia w formie rzeczy z dawnych czasów, bo jest to ludzkie. I fakt. Jednocześnie wg mnie de Mello bardziej chodzi o nadmierne korzystanie ze świata materialnego – picie więcej wody niż potrzebujemy, zabieranie więcej miejsca niż jest nam to niezbędne.

Po co to robić?

Kiedyś myślałem, że obfitość daje wolność. Ale wolność to stan umysłu. Ot, choćby samochód – fajnie mieć, bo niezależność, można się dostać tam gdzie się chce. Nie mam samochodu od kasacji w zeszłym roku. Od trzech miesięcy sporadycznie jeżdżę komunikacją miejską. A jakoś udaje się żyć, dojeżdżać/dochodzić do Gdyni i jest fajnie. Żeby urozmaić posta to walnę fotkę z jednego z powrotów z pracy do domu – las, jeziorko, elegancja jest.


Posiadając za wiele, robiąc za wiele, nie koncentrujemy się na tym co robimy, nie korzystamy w pełni z tego co mamy (kłania się poprzedni post ADHD). Uzależniając się od rozwiązań dostarczanych przez materialny komfort nie zyskujemy na niezależności umysłu, charakteru.

Czy minimalizm do doświadczanie pustki? Braku?

Brak to rozdźwięk między potrzebami a stanem obecnym. I są dwie drogi – albo zwiększenie stanu obecnego, tylko że tu jest pułapka – bo wtedy i potrzeby mogą wzrosnąć (podniesienie standardu życia, apetyt rośnie w miarę jedzenia itp.). Albo, zmniejszając potrzeby i zachowując stan obecny – ha! Zmniejszamy poczucie braku.

Nie asceza, nie odmawianie sobie wszystkiego. Raczej realna ocena przydatności do Większego Celu.

Be content with what you have; rejoice in the way things are. When you realize there is nothing lacking, the whole world belongs to you.
- Lao Tzu

Jo, banał. Jak wszystko to, co tak naprawdę istotne – bo przecież prostota wystarczy. Komplikujemy sobie sami.

Tłuste bo puste życie jest tutaj
(…) bo choć to się świeci to tego nie ruszaj
Bo tyle tu śmieci, że ciężko się ruszać
- Paweł Czekalski, Koniec kalendarza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz