Długa przerwa w pisaniu na NieIstocie, bo długa wyprawa za mną, a jak
tylko wracam do domu to cały czas cos do ogarnięcia (rozpoczął się kurs phm i
insze inicjatywy zhr, dalsza walka z mgr, utrzymanie na wzr – trzyliterowce mnie
prześladują). Wyprawa przez Niemcy, Holandie, Francję, Londyn i Edynburg w
Cairngormy – ale zanim o górach, to ten post sieknę o Londynie, bo to modne
ostatnio.
Sławne miasto, w ostatnim czasie sporo znajomych ludzi się
tam przewija lub siedzi na stałe. Tłok obrazuje fakt, że z Marysią to się dokładnie
rozminąłem w pobycie Londyńskim, niemalże można by było przybić sobie piątkę,
gdyby samoloty miały w zwyczaju mijać się z autokarami.
Wyjazd z drużyną, więc mniej swobodny, więcej kompromisów –
w tym gdzie idziemy i co zobaczymy. Trochę tournée po sztandarach – London Eye,
Big Ben, Tower Bridge, prawie Chelsea Stadium… Stąd mniej sztuki ulicznej,
mniej obserwacji, mniej niezależnych treści, a więcej zabytków.
Z obserwacji – niby kraj bardziej rozwinięty, a jednak mniej
oprzepisowiony. Świateł w samochodzie nie trzeba włączać w dzień. Wszyscy
przechodzą na czerwonym świetle, nikt nie stresuje się policją. W parkach
ludzie chodzą po trawie, siedzą na niej i piknikują w najlepsze (w Edynburgu
nawet grilla ktoś pod pomnikiem robił). Pewien sposób korzystania z przestrzeni
publicznej, którego u nas nie ma.
Jeszcze dalej ta przestrzeń publiczna idzie w górach –
wszędzie można chodzić, wszędzie biwakować, nie ma zakazów, nakazów (szlaków).
Nie ma ułatwień, ale i nie ma sztucznych utrudnień. Total wolność i odpowiedzialność
za to, co się samemu robi.
Za to to, czego jest na maksa, to śmieciorexy – wszędzie. Na
ulicy parkują Astony Martiny, BMW i Merce, a na chodniku piętrzą się hałdy
śmieci. Zero śmietników (bo zamachy bombowe mogą być), za to brud smród i
bogactwo. Ciekawe kontrasty.
Żałuję, że nie miałem okazji zobaczyć masy sztuki, która dzieje
się lub jest zgromadzona w Londynie (spocztówkowione opowieści Marysi z Tate
Britain czy British Library jeszcze napędziły mi smaka po powrocie).
Za to jeden performance stworzyliśmy sami - idąc wieczorem przez Waterloo Bridge odwracam się - i widzę Kubę Sucheckiego, dźwigającego małą szafkę. Nie wiem skąd on ja wytrzasnął. Szybko zdecydowaliśmy się zostawić ją w abstrakcyjnej pozie na środku mostu, nakreśliłem kilka słów i pozostawiłem wraz z długopisem i plikiem kartek w środku. Tworzyć sztukę - zawsze.
Udało nam się pójść też do Museum od Science, w którym trzy rzeczy sprawiły, że „o,
wow!”.
Pierwsze, to instalacja „Do not touch”, jak na muzeum przystało.
Oczywiście – każdy dotykał - i zgodnie z ostrzeżeniem dostawał dawkę prądu.Pozytywne.
Druga sprawa to Oramics, a raczej samo jego odzwierciedlenie
w nowoczesny sposób. Generalnie była to maszyna (instrument?) pozwalająca na
rysowanie muzyki – na 35 milimetrowym filmie rysowało się kształty, które potem
przekazywane za pomocą światła wpływały na dźwięk odtwarzany. W nowoczesnej
wersji był to ekran dotykowy, który pozwalał na rysowanie palcem po ścieżkach „volume”,
„reverb”, „vibrato” i „tone”, graficznie modulując wszystkie te parametry.
Ciężkie zadanie, ale zabawa przednia.
I ostatnia instalacja, świetna w swym zamyśle. Listening
Post, stworzone przez Marka Hansena i Bena Rubina – wielka, zaciemniona sala z
wyświetlaczami diodowymi i głośnikami. Instalacja powstała z pytania – „Jak mogłoby
brzmieć 100 000 czatujących ludzi?”. Instalacja śledzi na bieżąco światowe
czaty, czerpiąc z nich materiał do wypełnienia kolejnych poematów, kolejnych
symfonii.
Widziałem tylko trzy odsłony – w pierwszej przy łagodnej
muzyce syntezator mowy czytał złowione fragmenty, zaczynające się od „I’m…”:
- I’m from China
- I’m sixteen
- I’m tired of this world
- I’m no man, I am a robot
Inne odsłony to inne początki zdań – „I like…”, „I love…” –
prawda o ludzkości analizowana statystycznie przez wielki superkomputer… Czad.
Inna z odsłon to losowe zdania, które syntezator zmieniał w
muzykę. Część zdań „śpiewana” była jako linia basowa. Stopniowo dochodziły inne
zdania, w wyższych rejestrach. Wszystko w jednej tonacji, tak że po pewnym
czasie narastało to do symfonii ludzkich myśli, z których już trudno było
cokolwiek złowić.
Czapka z głowy przed artystami, czapka z głowy przed sztuką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz