sobota, 3 września 2011

Zmarnowane życie

Post dedykowany znajomej osobie, która bije się z życiowymi schematami.

Funkcjonuje model – przynajmniej wśród mojego otoczenia – typu liceum ogólnokształcące -> studia -> etat -> budowanie CV -> rodzina, dom. Wyłamanie się z tego łańcucha już jest odczytywane jako jakieś odstępstwo – „Halo, nie idziesz na studia? Okeeeej….”. „Ale chyba chcesz mieć kiedyś rodzinę? Nie? Hmm…”. „Grunt to znaleźć dobrą pracę, to jest ważne.”. „Rzucasz studia? Jak to, to co teraz będzie?!”. Niby jest akceptacja na odstępstwa, ale czuć, że gdzieś w głębi pozostaje to niezrozumiane. Takie dziwne.

Nie mówię, że to zły model. Albo że łamanie schematów jest dobre. Nie jest wartością samą w sobie, a tylko gdy czemuś konkretnemu służy.

Historie ludzi są bardzo różne i niezwykłe, czy to w powyższym schemacie czy bez niego. Chyba każdy zna ludzi bez studiów, którzy sobie świetnie w życiu radzą. I takich ze studiami. Ale żeby samemu zrezygnować ze studiów albo polecić to komu innemu? Żeby zamiast tego spełniał się w swojej pasji bez formalnej edukacji?

Mocno ostatnio poruszyła mnie historia znajomej osoby, która wyjechała na kilka lat mieszkać na innym kontynencie. Nie  żeby tam studiować. Nie żeby zdobyć kwalifikacje w pracy w międzynarodowym środowisku i rozbudować ścieżkę kariery. Po prostu, bo tak ciekawie.

Kiedyś sądziłem, że takie wypady to „dziura w życiorysie”, pewna wyrwa. Bo przecież zamiast rok być gdzieś poza krajem można w tym czasie zdobyć o rok więcej praktyki w zawodzie, pensyjka od razu +500zł. O rok bardziej posunąć życie do przodu na jakimś fikcyjnym „torze”. Zresztą znam masę ludzi dalej tak myślących, że trzeba to, trzeba tamto, szkoda czasu na jedno, szkoda czasu na drugie. Im może tak – i ich sprawa przecież. A drugiej osobie może właśnie o to chodzi w życiu i to jest jego esencja? W takim razie te lata nie idą na zmarnowanie, a właśnie na budowanie życia takiego jakim chcemy żeby było.

Może komuś właśnie o to chodzi, żeby w życiu być włóczęgą? Poetą? Kowalem? Zakonnicą? Profesjonalną tancerką? Strażakiem? Lekarzem? Grajkiem ulicznym? Instruktorką fitness? Konsultantem biznesowym? Wykładowcą? DJem? Prezesem dużej firmy? Pisarzem? Muzykiem w zespole? Że można mieszkać w squacie? W domku jednorodzinnym? W bloku? Na barce? W namiocie? Wszystko jest okej tak długo, jak dla tej osoby jest okej. Ile z powyższych akceptujesz? Ile akceptujesz jeśli chodziłoby o Twojego bliskiego znajomego? A o Twoje dziecko?

- Marnujesz sobie życie!
- Nie, robię to, żeby go sobie nie zmarnować.
- ... No ale studia chyba jakieś porządne skończysz...?

Rodzice - ciężko im patrzeć, jak dziecko "marnuje" sobie życie i popełnia "błędy, których będzie żałować do końca życia". Może spojrzę kiedyś z tej drugiej perspektywy na ten problem, tymczasem bardzo chętnie poznałbym opinię rodziców na tę kwestię.

Ciężko przestawić się na otwarte myślenie, że życie może nie jest liniowe. Może tor nie dla każdego wygląda tak samo i nie składa się z tych samych elementów. Że są kompletnie inne modele życia, nie tylko jako „gap year” gdzie możemy sobie podróżować, poznawać świat, wyszaleć się a potem do zwykłego życia. Że może w miejsce „gap year” istnieje „gap life”. Sama akceptacja jest trudna, za to poszerza horyzonty.

Niekoniecznie pochwalam tę czy inną drogę - mówię, że SĄ. Gorzej, jak się nie ma pomysłu, albo bez świadomości przyjmuje pomysły innych, na SWOJĄ drogę.

EDIT: Ha, trafiłem jeszcze na historię z dzisiejszego wpisu na blogu "Przywództwo" Agnieszki Kowarskiej, w pokrewnym temacie.

2 komentarze:

  1. Jak szybko sobie policzyłem to kojarzę przynajmniej 4 takie osoby + s(/c)iebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na mnie jeszcze za wcześniej, bym się liczył do grupy mocno łamiącej schematy - siedzę nad magisterką jak w klatce i nie mam jaj, żeby ją rzucić w cholerę ;) co innego myśleć w sposób otwarty, a co innego podejmować takie decyzje

    OdpowiedzUsuń