poniedziałek, 18 lipca 2011

sztuka Sztuce nierówna

FETA skończona – łącznie udało mi się obejrzeć sześć i pół spektaklu, także jakieś pojęcie o poziomie jest wyrobione. I w przeciwieństwie do tego przed czym Kuba mnie ostrzegał, nie było tragedii i posuchy, a wręcz warto było nakarmić oczy. Tragedia za to była w obrębie polskich teatrów, które widziałem trzy. Najpierw pozytywy, czyli zagranica.

Belgia, Francja, Hiszpania
Dwie gwiazdy dwóch wieczorów – Teatr Tol i Ilotopie. Kosztowne, ale i efektowne spektakle. Pierwszy w powietrzu – podwieszona na dźwigu wróżka w blasku reflektorów sypiąca pył nad widownią, a później ogromna konstrukcja z ośmioma kokonami, z których najpierw wyłoniły się balony lecące w niebo, później tancerki podwieszone na linach. Ewolucje nad publicznością, światła, serpentyny, zimne ognie, konfetti. Jak już sądziłem, że niczym mnie nie zaskoczą, to wyciągały kolejne atrybuty, kolejne pomysły. Sztuka wizualna w wysokim wydaniu, a na dodatek pewien kontekst głębszy. Ładne, efektowne, z pomysłem.


„Water fools” – przepiękny spektakl na wodzie, pomysłowe wykorzystanie odbić świateł, samej tafli opływu Motławy odpowiednio oświetlonej reflektorami. Efektowne pływające konstrukcje (szczególnie chomicze koło z damą u góry, na której ruch pracował biegnący w kole, zmęczony mężczyzna). Największe wrażenie zrobił na mnie pomysł utworzenia piekła na wodzie – niesamowite jak z przestrzeni wodnej można oddać atmosferę piekielnych ogni. Coś niesamowitego w warstwie wizualnej.

„A+ cosas qoe nunca te conte” to też nowatorskie zastosowania rzutników – obrazy wyświetlające wnętrze przyczepy i akcję w środku niej, rzucane na przyczepę. Kolejne ściany z materiału, mieszczące dalsze obrazy. Fabuła z humorem, z tańcem na wysokim poziomie, mimo, że w wielu językach, to odbiór był zrozumiały. Znów – w warstwie idei wizualnych, aranżacyjnych – świetnie. W przekazie mniej, może jestem oporny na głębsze myśli. Ale może o to chodzi w sztukach plenerowych (koncepcja Marysi, z którą miałem przyjemność obserwować spektakle FETYczne) – o widowisko, ucztę dla oka. Mniej o skłonienie do refleksji, o oddziaływanie na myśli, postawy wobec świata. Może to i prawda, na pewno na FECIE się to potwierdza.

Polskie natarcie
„Dziewczynki w czerwonych bucikach”… Historia ciekawa, bajka-niebajka o dziewczynce, która dumna ze swoich czerwonych bucików paradowała w nich w tę i nazad, aż zaczęła tańcować. Tańcować tak długo, aż jej nóżek nie ucięli. Bach. Fabuła ciekawa, pomysł z przedstawieniem mobilnym, toczącym się przestrzenią całego Placu Wałowego też ciekawy i odpowiedni. Wykonanie – gorzej. Może to ja nie znam się na tańcu współczesnym (nie znam się), może nie znam się na muzyce (kto wie), ale spektakl nosił znamiona wybitnie nieprzygotowanego. Na zasadzie:
- Hej zróbmy przedstawienie. Tylko stroje…
- Weźmiemy dżinsy i takie same bluzki, będzie ok. I czerwone buty.
- No dobra, a tekst?
- Wydrukuję Ci tuż przed, dam na kartce.
- Hmm… a jak będziemy przechodzić między kolejnymi scenami?
- Cośtam powyjesz do megafonu, jakieś eeeeee…. e…e….e…. Rajana z tego hit zrobiła to i Ty sobie poradzisz.
No i tak mniej więcej to wyglądało. Performance niemalże improwizowany - może taki był zamysł. Improwizacja i interakcja z otoczeniem. Może do kogoś to trafiło, mnie chybiło.

„Sąsiad” znacznie lepiej. Trudna forma pantomimy, a jednak wszystko wyraziście iż przekazem. Historia smutnego bohatera, uwięzionego w swoim mieszkaniu i obserwującego życie innych mieszkańców kamienicy. Kilka epizodów, scenek z życia różnych ludzi, różnych charakterów, a na koniec niemalże tragedia z frustracji osamotnionego bohatera. Szaleństwo czterech ścian nie tylko w mieszkaniu, ale przede wszystkim we własnej głowie. Motyw znany i lubiany, zawsze aktualny.

I perełka – „Hungriege herzen”. Nie wiem. Cały czas kołacze się pytanie „po co?”. Po co wystawiać takie spektakle. Jak słusznie zauważyła Marysia, popełniono tam wszystkie możliwe grzechy teatralne. Trzy osoby płyną po scenie – ok. Jakieś dziwo w folii – hmm. Powtórka tej sceny – znowu dziwo w folii, znowu płyną. Jakieś mazy na kamienicy wyświetlane z rzutnika. I z czasem tylko gorzej. Nie masz co pokazać – pokaż cycki. Sztuka. Przekaz. Tarzanie się po scenie przy losowych dźwiękach i trzaskach z głośnika. Malowanie sprejem okna na biało. Jakiś facet przykleja taśmę na scenie, a potem okleja nią krzesło. Symbol. Przekaz. Idea. Siedzi na krześle, tyłem do widowni. Oho, demonstracja. Kontrowersja. Koleś w czerwonych rajtuzach biega po scenie. Wiąże taśmą aktorkę, pakuje ją do siatki jak ze Stadionu Dziesięciolecia i wynosi. Filozoficzne, znamienne. Zostawia rower, ale wraca po niego w stringach i staniku. Oho, symbol. Topos. Archetyp. Facet przebrany za kobietę – najtańsza uciecha dla gawiedzi. Z czerwoną lampką jeździ w kółko na rowerze. Na koniec wykrzyczany z balkonu przekaz: „Ludzie! Chcemy miłości! Chcemy pokoju! Bądźcie wegetarianami, mięso to morderstwo! Chcemy czystego powietrza, czystej wody, nie chcemy elektrowni atomowej! Nie chcemy konsumpcji! Chcemy idei, filozofii, sztuki!”. Smutno mi było, że najpierw się pokazuje jakąś absurdalnie przerośniętą alternatywę a potem jeszcze rzuca we mnie przekazem wprost wykrzyczanym z balkonu. Jak dla mnie to nie o to w sztuce chodzi - to samo dzieło ma przekazywać treść.

Trochę jak z nowymi szatami cesarza – czasem trudno przed innymi przyznać, że się nie rozumie, więc się kiwa w zamyśleniu głową i mówi – „tak, to jest sztuka”.  Głębokie. Skoro dostało się na FETĘ, znaczy że ktoś kto się bardziej zna od nas zobaczył w tym ideę, wartość. I masa ludzi siedziała na bastionie, na ulicy przed sceną. Zostali do końca. Bo to jest sztuka.

A może w tym po prostu nic nie było? Może był to bełkot (chcesz ładnie opakować bełkot – nazwij go oniryzmem), może to była bzdura (chcesz ładnie opakować bzdurę – puść ją głośno i ładnie oświetl). Jeśli ktoś widział ten spektakl i widział tam coś, czego ja nie zdołałem, to zapraszam... Może otworzę oczy? Odmienny punkt widzenia zawsze jest ubogacający.

Sądząc po spektaklach polskich teatrów w porównaniu z zagranicznymi poważnie obawiam się o kondycję polskiej sztuki. Może nowe pokolenie teatrologów nas uratuje?

5 komentarzy:

  1. O! Świetny, rzetelny opis FETY!

    Wiesz, ja nie wiem, czy jedynie o ładne widowisko musi chodzić w spektaklach plenerowych. Myślę, że można inaczej, głębiej, że w spektaklach plenerowych też da się, czemu nie? A to, że się takie rzadziej spotyka...

    P.S. Też zostaliśmy do końca cudnego, polskiego spektaklu ;). Gdybyś tak pochodził i popytał, nie wiem, ilu by Ci powiedziało: "Tak, kapitalne, głębokie, niesamowite!" Daję głowę, że większość myślała, tak jak my, że największym walorem spektaklu był napis o rudym lisie!

    I polską sztukę da się uratować, miejscami jest z nią naprawdę świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A wzmianka o teatrologach jakże miła :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Można inaczej, można z głębią. Chętnie bym to rzadkie spotkał właśnie :)

    Rudy Lis się nażarł. Smuci, że ktoś to chyba obejrzał przed zakwalifikowaniem na FETĘ? Ciekawy jestem uzasadnienia organizatorki albo jakiegoś zdania im przychylnego, żeby może spróbować zrozumieć (tak samo jak mogę teraz podjąć próbę zrozumienia Marqueza ;p absolutnie nie porównuję poziomu artystycznego, tylko analogię sytuacji). Na razie to mi po prostu wstyd za to co Gdańsk prezentuje ludziom jako sztukę

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj spotkałam kumpla, który też na tym był, którego koleżanka w tym grała (!)- no ciekawe, kogo...;p i jakiś taki był bardzo dyplomatyczny, lojalny, porównywał to trochę z filmami Lyncha (hym, "Mulholland drive" było nieźle rąbnięte, może tu znalazł podobieństwo)... No ale cóż. Mimo wszystko łatwiej jest polubić, albo chociaż szanować Marqueza ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanuję, rozumiem, że może się podobać (szczególnie jak mi trochę wytłumaczyłaś swój punkt widzenia). Niemniej ja nie znajduję u niego tego czego szukam, ale w końcu wolność i do-wolność :)

    A "(...) herzen" nie rozumiem jak się może podobać. Tam nie było NIC - no ale dość już. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ich nie zaproszą a i Urząd Marszałkowski nie będzie marnować na nich pieniędzy podatników.

    OdpowiedzUsuń