czwartek, 3 listopada 2011

Adventurer

Filtrowy wstęp

Wiadomo, że filtrujemy rzeczywistość i docierają do nas tylko wybitnie przebrane informacje. Tzn. nagle „zaczynamy dostrzegać”, że coś co przed chwilą poznaliśmy albo czym się fascynujemy – jest tego więcej w przyrodzie niż jeszcze chwilę przed poznaniem. Jesteśmy bardziej wyczuleni na to. Nie „odfiltrowujemy” tego mózgiem.

I mój filtr ostatnio jest nastawiony na poszukiwaczy przygód.

Adventurer właściwy

Wczoraj wieczorem zafascynowany obejrzałem Into the Wild. Piękne marzenia i czyny, chociaż wybitnie głupie miejscami (no nie zabrać kompasu w dzicz, tylko dla zasady? Kaman…). Ale pierwsza część podróży McCandlessa vel Supertrampa i jego zamysł – podróż z niewielkimi środkami, po co? Żeby zdobywać doświadczenie. Żeby przeżyć przygodę. Zatrudniać się tymczasowo, gdy potrzeba kasy, bez wielkich sentymentów i zobowiązań – a potem dalej. Supertramp pomagał w żniwach, a potem płynął kajakiem przez Wielki Kanion. Sprzedawał książki, a potem obozował na stokach gór.  Można powiedzieć, że poszukiwacz przygód (słabe słowo to tłumaczenie z angielskiego).

Z samego rana dzień później (dziś) w biurze widzę opis Wiela:  

Although freelancers today are usually designers, writers, programmers, photographers, or illustrators; a few centuries ago the word freelance had a whole other meaning. Back then mercenary knights or ‘free lances’ were soldiers for hire, named for the long poles they carried and the freedom they had in whom they fought.
- Cyan & Collin Ta’eed, How to be a rockstar freelancer

Nadal w tematyce wolnego zawodu, profesji która pozwala na pewną swobodę w kształtowaniu. Dnia, trybu pracy, jej intensywności.

A zaraz potem rozmowa w pracy z Hanią, która opowiedziała o swoim koledze architekcie, który raz na jakiś czas coś zaprojektuje, ale tak to jeździ po świecie w dziwnych konfiguracjach, a to zahaczy się na misję w Afganistanie, a to przejdzie samotnie Pireneje.

Profesja „poszukiwacza przygód” (tłumaczenie terminu adventurer brzmi wieśniacko po polsku) jest naturalna w filmach, książkach, w rpgach. Nie jest naturalna w życiu. Włóczenie się po świecie tylko po to, żeby zdobywać „doświadczenie” i stawać się coraz potężniejszym w swoich zdolnościach i umiejętnościach – gromadzić kolejne przygody… To nie jest coś co się radzi ludziom jako „karierę”.

- Jaki ma pan zawód?

- Poszukuję przygód. Zbieram różnorodne doświadczenia.

(Dlaczego definiujemy siebie przez zawód? Kim jesteś - lekarzem, policjantem, pracownikiem biurowym...)

A gdyby tak się zastanowić? Jak z poszukiwania przygód można uczynić swoją profesję? A właściwie to swój styl życia podporządkować zbieraniu jak największej liczby doświadczeń, jak największemu rozwojowi siebie?

Rozwój jako szkolenia, uniwersytety. To, czego można się nauczyć w cieple biblioteki jest niezwykle ważne. Ale jak w bibliotece czy na wykładzie można nauczyć się czegokolwiek o życiu, o świecie, o człowieku? Jak w bezpieczeństwie nauczyć się czegokolwiek o zaradności?

Czuję, że prawdziwy postęp i prawdziwe poznanie nieodłącznie związane są z drogą. Z ciągłym nieznanym, a więc i ciągłymi przygodami. Wraz ze zmieniającym się krajobrazem wokół zmieniają się warunki. Adaptowanie się do wciąż nowego otoczenia, nowej sytuacji – pozwala utrzymać ostrość zmysłów i nie uśpić ich pozornym komfortem. A wreszcie – dostarcza tyle punktów widzenia i zrozumienia natury rzeczy, że trudno o inny równie dobry sposób na rozwój.

O drodze więcej dowiesz się idąc, niż studiując mapy.
— Pam Brown

Rozwój to droga.

2 komentarze:

  1. "To, czego można się nauczyć w cieple biblioteki jest niezwykle ważne." A teraz wyobraźmy sobie, że w RPGu mamy do wyboru dwóch kompanów. Typa co spędził życie w szkole oficerskiej ucząc się o wojaczce albo typa co spędził życie w lochach walcząc ze smokami. Kogo wybierzesz do drużyny? Kto nazbierał więcej PDków? Który z nich będzie miał miecz +5 i zbroję z łusek smoka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie piszę, że najważniejsze, tylko niezwykle ważne - i trzeba umiejętnie to łączyć. Mag szkolony w gildii mógłby mieć swoje przewagi nad dzikim magiem... Nie ma co spierać się o wyższości praktyki nad teorią, bo zawsze wybiorę praktykę bez teorii niż teorię bez praktyki :) ale bez zgłębiania źródeł, do których czasem można dojść tylko przez pisma, wydaje mi się że horyzonty myślowe byłyby dość ubogie

    OdpowiedzUsuń