wtorek, 1 listopada 2011

Cohabitat

Piękne wytłumaczenie o co chodzi i co jest nie tak z istniejącym systemem, postępem i postępującą wolnością, która wolnością nie jest – w pierwszej części. W drugiej – koncepcja cohabitat, tworzenia mikrospołeczności współdecydujących o sobie, żyjących w zgodzie ze sobą. Aż żal, że nie byłem na tym, wszak to Gdynia.


Społeczności, ba, społeczeństwa alternatywne? Poza nurtem głównego zabiegania? Poza tworzeniem fikcyjnej wartości i sprzedawania jej, by zarobić i kupić inną fikcyjną wartość? Po to tylko, by zaspokoić swoje potrzeby pieniądzem albo rzeczą materialną? Zakupem? Czy może koncentracja na tym, co jest naprawdę, fizycznie potrzebne. Tym, co naprawdę nadaje wartość. Koncentracja na rozwoju.

Komfort czerpany nie z technologii i posiadania - a z tego, że się potrafi. Z tego, że jest czas na spędzanie go z fajnymi ludźmi. Że umysłem jest się właśnie w tym miejscu i w tej chwili, w której się jest. Społeczność żyjąca prawdziwym życiem i wytwarzająca prawdziwą, nie fikcyjną wartość. Robiąca coś, bo coś jest potrzebne. Spotykająca się, bo chce ze sobą przebywać, coś razem tworzyć. Czegoś się nieustannie od siebie uczyć.

Mimo potknięć retorycznych, to sens jest właściwy. Czy zmierzamy w dobrym kierunku, czy miejsca do mieszkania to środki do życia czy przeżycia? Czy jedzenie wytwarzamy ciągle lepsze czy gorsze? Czy techniki komunikacji polepszają czy pogarszają komunikację międzyludzką? Czy taki rozwój systemu finansowego z kredytowaniem itp. to większa swoboda czy może jej ograniczenie? Czy to wszystko służy rozwojowi, czy może regresowi?

I obawiam się, gdzie to wszystko zmierza. Wydaje mi się, że nie w tym kierunku co warto – przynajmniej nie dla mnie.

A zbudować dom – własną ręką, a nie płacąc za to firmie – dla mnie bezcenne. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz